piątek, 22 sierpnia 2008

Uwaga rodzice!

Po pojawieniu się pogłosek, że niby to urzędnicy miasta Kraków mają zamiar zachęcać "homoseksualnych turystów" do odwiedzania królewskiego miasta, grupka zdrowo myślących krakowian postanowiła zaprotestować przeciwko temu oburzającemu pomysłowi. Oprócz siostry zakonnej pojawiło się kilku rodziców z dziećmi niosąc ze sobą transparenty. Taka akcja nie mogła się spodobać postępowemu psychologowi Zbigniewowi Nęckiemu. Oto co powiedział dla Gazety Krakowskiej:

Jeżeli dziecku wciska się do ręki transparent, z którego niewiele rozumie i każe brać udział w pikiecie, to zwyczajne nadużywa się władzy opiekuńczej. (Źródło: "Gazeta Krakowska", pogrubienie: Lupus)

Chyba konstytucja gwarantuje rodzicom wychowywanie dzieci wedle własnych przekonań religijnych, prawda?! Z drugiej strony dobrze, że profesor Nęcki przestrzega rodziców przed taką samowolą; być może już za niedługo - wedle unijnego prawa - opiekunowie nie będą mogli tak bardzo ingerować w rozwój własnych dzieci, żeby nie pogwałcić ich praw!

Słowacja będzie pilnować euro-cen

Komisja w składzie której znajdzie się m. in. wicepremier i siedmiu ministrów będzie sprawdzać ceny przez rok od czasu przejścia kraju na euro.

- Nie będziemy przeciwni naturalnemu wzrostowi cen, ale będziemy walczyć z każdym objawem spekulacji - cytuje “Rzeczpospolita” słowa ministra słowackiej gospodarki Lubomira Jahnateka.

Jednym ze środków nacisku na sprzedawców, by nie wykorzystywali zmiany waluty do podwyżki cen, ma być czarna lista nieuczciwych firm. Nieuzasadnione podwyżki będą zagrożone karą grzywny i więzienia.

Po ustaleniu przez ministrów finansów Unii Europejskiej kursu korony wobec wspólnej waluty (30,126 korony za euro) telewizja zaczęła nadawać spoty informacyjne, a władze nawet rozdawać Słowakom kalkulatory. Bank centralny zwrócił się też o pomoc m.in. do księży katolickich. - To oni pracują w odległych parafiach, gdzie często mieszkańcy nie mają się do kogo zwrócić z prośbą o informację i wyjaśnienie wątpliwości - mówi rzeczniczka banku Jana Kovacova.

Rząd pracuje też nad posunięciami łagodzącymi ewentualny wzrost cen. Przewidziano m.in. wcześniejszą wypłatę emerytur i zasiłków. Działania te mają uspokoić Słowaków podzielonych w ocenie przyjęcia wspólnej waluty (35 proc. za, 34 proc. przeciw euro, reszta nie ma zdania).


źródło: http://www.hotmoney.pl/artykul/3711/1/slowacja-bedzie-pilnowac-euro-cen.html


Najwyższy czas!

Zakaz zakazem stoi

Władze włoskich miast i miasteczek prześcigają się w wymyślaniu i wprowadzaniu w życie kolejnych zaskakujących turystów zakazów.

Bikini tylko na plaży


I tak na Capri grzywna może nam grozić za noszenie bikini poza plażą, a w położonej w pobliżu Wenecji miejscowości Eraclea zabronione jest budowanie zamków z piasku. Do 500 euro kary mogą zapłacić osoby publicznie okazujące sobie uczucia w miasteczku Eboli w Kampanii.

"Nie" dla koszenia trawy

W leżącym w Toskanii Forte dei Marmi w weekend nie wolno kosić trawy, a w centrum Lukki zabrania się karmienia gołębi. W nocy w parkach Novarry mogą przebywać tylko pojedyncze osoby, lub pary...

Wszystkie zakazy to przejaw działalności burmistrzów, którzy w ten sposób próbują przeciwdziałać przestępczości oraz wymusić na obywatelach odpowiednie zachowanie. Specjalne wytyczne w tej sprawie otrzymali od rządu premiera Silvio Berlusconiego.

Twarde zasady

Jak donoszą włoskie media "lato zakazów" osiągnęło szczyty absurdu.

Władze Vicenzy, w północno-wschodnich Włoszech przyznały, że swoimi decyzjami zbyt daleko ingerują w życie turystów i mieszkańców po tym, jak 33-letni mężczyzna został ukarany grzywną w wysokości 50 euro za czytanie książki w parku. Burmistrz obiecał, że zniesie ten zakaz.

Zbudowanie zamku z piasku w stroju bikini przez 3 osoby, które czytają przy tym książki... to już jakieś 1000 Euro!!!
Lepiej jest zostac w domu :)

www.kapitalizm.org

Unijne przekręty

We wszelkiego rodzaju eurooszustwach najbardziej uzdolnieni są przedstawiciele narodów południowej Europy. Włosi wyspecjalizowali się w wyłudzaniu pieniędzy na wsparcie nieistniejących gajów oliwkowych. Kiedy z Unii płynęły pieniądze na wirtualne uprawy, ziemia leżała ugorem. Dociekliwi śledczy z Brukseli próbowali potwierdzić swoje podejrzenia, szpiegując włoskie terytorium przy pomocy satelitów wywiadowczych. Włochom jednak przez długi czas udawało się obejść i tę kwestię - na pustych polach stawiali makiety drzewek oliwnych.

Szwindle, oszustwa i matactwa

Pomysłów na to, jak nielegalnie wyciągnąć pieniądze z Unii, jest całkiem sporo. Z europejskiego budżetu kradną nie tylko co bardziej obrotni beneficjenci, ale i pracownicy wspólnotowej administracji. Urzędnicze grzechy są dość typowe i znane zazwyczaj z lokalnego podwórka. Rozstrzyganie przetargów po znajomości, kradzieże oraz wyłudzanie emerytur - to najpopularniejsze sposoby na dodatkowe dorobienie sobie do, i tak już przecież wysokiej, unijnej pensji. Oczywiście, nie wszystkie sprawy mają spektakularny charakter. Na co dzień w Unii oszukuje się na niewielką skalę.

Dla całej UE dużym problemem jest chociażby kwestia rybołówstwa. Całkiem spore sumy unijnego euro dosłownie wyciekają z rybackich statków. I to na rozmaite sposoby. Zdarza się, że oszuści pod pozorem zamontowania nowoczesnego silnika łatają dziury w pokładzie. Stary sprzęt instaluje się jako nowy również w przetwórniach ryb. Wszystko pod płaszczykiem unijnych projektów modernizacyjnych.

Unia płaci też rybakom za poławianie ryb poza wodami jej krajów członkowskich. Ma jednak jeden wymóg: to, co wyłowią, muszą sprzedać na wspólnym rynku. I tak przez kolejne trzy lata od uzyskania dotacji. Rybacy notorycznie nie przestrzegają tych zasad, a interes kręci się sprawnie kosztem reszty unijnych podatników.

Polacy też potrafią

W Polsce europejskie się najczęściej z funduszy strukturalnych. Jedno z bardziej powszechnych nadużyć finansowych dotyczy zawyżania faktur. Zdarza się to szczególnie często, jeśli dostawca i beneficjent należą do tej samej firmy, na przykład w holdingu. Sporym problemem jest też naruszanie czasu kwalifikowalności wydatków. Wnioskodawcy fałszują dokumenty albo deklarują koszty, które w rzeczywistości nie zostały przez nich poniesione. Naciąganie Unii na rozmaite nadprogramowe wydatki dotyczy też delegacji służbowych i spotkań niezwiązanych z realizacją projektu. Jeden z obrotnych polskich beneficjentów pieniądze na innowacje przeznaczał na wojaże po Nowej Zelandii oraz Chinach.

(...)

Z archiwum unijnych przekrętów

1. Samorząd miasteczka Chirivel w Hiszpanii zgodnie z przedstawionymi dokumentami miał przeznaczyć 25 tys. dolarów unijnego wsparcia na rozwój tamtejszej turystyki. Do Brukseli nie dotarły jednak informacje, że władze samorządowe rozumieją przez to, między innymi, budowę domu publicznego. Sprawa skończyła się doniesieniem na policję.

2. Do produkcji oliwy z oliwek Unia dopłaca zwykle pokaźne subwencje. Doprowadziło to między innymi do powstania tzw. mafii oliwkowych, które specjalizowały się w wyłudzaniu pieniędzy na ten cel. W największej dotychczasowej aferze tego typu brali udział obywatele Niemiec, Belgii, Holandii, Francji, Portugalii, Włoch i Hiszpanii. Na tureckich statkach do portów tych państw wpłynęło 20 tysięcy ton oleju słonecznikowego. Po wielokrotnym przerobieniu faktur został przemycony do Włoch i Hiszpanii. Tam mniej wartościowy olej został wymieszany z oliwą z oliwek i już jako formalnie pełnowartościowy produkt otrzymał subsydia w wysokości 80 milionów euro.

3. Hiszpańskie spółdzielnie mleczarskie wyrolowały Komisję Europejską na 249 milionów euro. Hiszpanie znacznie przekroczyli kwoty mleczne wyznaczone przez Unię i wprowadzili na rynek 1,2 milionów ton "nielegalnego" mleka. Około 30 małych i dużych spółdzielni mleczarskich w całym kraju wykorzystywało dla utajnienia oszustwa trzy fikcyjne firmy - El Churtal, Lacteos Lemos, Sumlac, stosowało fałszywe faktury i ukryte wprowadzanie nielegalnego mleka do sklepów. Firmy będące jedynie przykrywką dla przeprowadzania tych operacji nie miały żadnego doświadczenia w sektorze mleczarskim, a ich jedyna działalność polegała na wystawianiu faktur swoim klientom w zamian za prowizje. Wśród firm mleczarskich, które dopuściły się największych oszustw, znajdują się Puleva, Leche Pascual, Capsa, Comercial Lactea de la Selva, Clesa, Sociedad Nuestra Senora de Alcantarilla. Śledztwo trwa, ale Unia po jego zakończeniu zapewne nałoży na Hiszpanię kary za ukrywanie nadprodukcji mleka.

4. Polscy cwaniacy również dobrze radzą sobie z wyciąganie pieniędzy z brukselskiego skarbca. Unia, która chciała zachęcić rybaków do modernizacji ich floty, płaciła za złomowanie starych kutrów. Od pół do trzech milionów złotych za sztukę. Kwota miała zależeć od wieku kutra i czasu, przez jaki był eksploatowany przez aktualnego właściciela. Bardziej przedsiębiorczy obywatele sprowadzili stare rzęchy aż z Korei. Urzędnikom rozdzielającym dotacje nie zawsze przeszkadzało to, że kuter nigdy nie łowił na polskim morzu.

www.kapitalizm.org

środa, 20 sierpnia 2008

Następcy Bonda mogą już być gejami

Rewolucja obyczajowa w brytyjskim wywiadzie. Słynny MI5 chce masowo werbować homoseksualistów. Do niedawna było to surowo zakazane

Ciekawe, co powiedziałby na to Ian Fleming, twórca postaci supermęskiego agenta 007. Nawet wywiad nie może oprzeć się wymogom politycznej poprawności królującej w rządzonej przez lewicę Wielkiej Brytanii.

Jak donosi brytyjska prasa, MI5 został objęty specjalnym programem „Pracodawca przyjazny gejom”. Jego wdrażaniem zajmą się eksperci z homoseksualnej organizacji Stonewall (odpowiednik polskiej Kampanii przeciw Homofobii).

Program będzie polegał na wspieraniu pracujących już w wywiadzie homoseksualistów. Ma między innymi spowodować, by „lepiej czuli się w pracy" [Ciekawe, co trzeba będzie zrobić, żeby lepiej czuli się w pracy??? - przypis: Lupus] i nie wahali się ujawnić swojej orientacji seksualnej przed kolegami.
– To prawda. MI5 będzie wprowadzał w życie nasz program. Pomożemy mu się zmienić – powiedział „Rz” przedstawiciel organizacji.

Przede wszystkim jednak wywiad, zgodnie ze wskazówkami doradców ze Stonewall, zamierza skierować specjalne oferty pracy do homoseksualistów. Dzięki temu – jak podkreślają pomysłodawcy projektu – personel służb specjalnych będzie odzwierciedlał różnorodność dzisiejszego brytyjskiego społeczeństwa (zatrudniani są też muzułmanie i Azjaci).

Wywiad brytyjski został objęty programem „Pracodawca przyjazny gejom”

Jak podkreśla dziennik „Financial Times”, odzwierciedla to wielkie zmiany w mentalności brytyjskiego establishmentu, które dokonały się za czasów rządów lewicy. Homoseksualiści do początku lat 90. – czyli ćwierć wieku po tym, gdy w 1967 roku współżycie seksualne dwóch mężczyzn zostało wykreślone z brytyjskiej listy przestępstw – nie mogli służyć w wywiadzie ani w dyplomacji.

W przypadku dyplomatów, na przykład ambasadorów, obawiano się, że ich homoseksualizm mógłby wywołać konflikty z krajami, w których jest on nadal zakazany. W przypadku agentów wywiadu brano pod uwagę fakt, że homoseksualistów łatwo jest szantażować – co mogłyby wykorzystać obce służby.

Jako przykład podawano słynną sowiecką siatkę szpiegowską Cambridge działającą w brytyjskim wywiadzie w czasie wojny i w latach 50., której dwóch przywódców było homoseksualistami.

Współpraca Stonewall z brytyjskim wywiadem byłaby kiedyś nie do pomyślenia również ze względu na osobę byłej szefowej grupy Anny Manson. Jak pisze „Financial Times”, w latach 70. zasłynęła ona bowiem jako twórczyni planu wysadzenia w powietrze domów ministrów o konserwatywnych poglądach społecznych.


Za: Rzeczpospolita | Piotr Zychowicz 19-08-2008

konserwatyzm.pl

Rotterdam i Amsterdam uznają poligamię

Władze miejskie Rotterdamu i Amsterdamu poinstruowały miejskie urzędy stanu cywilnego o konieczności uznawania poligamicznych małżeństw w przypadkach gdy dotyczy to imigrantów pochodzących z krajów gdzie tego typu związki są prawnie dozwolone.

Jakkolwiek poligamia jest prawnie zabroniona w Holandii, urzędy zostały zmuszone do uznawania związków ("małżeństw") poligamicznych pochodzących np. z Maroka. Do tej pory stosowana była praktyka zapisywania w księgach miejskich informacji o tzw. nieregularnych małżeństwach, choć centralne biuro statystyczne wykreślało tego typu małżeństwa, sądząc iż doszło do pomyłki urzędnika. W wyniku interwencji, zarządy dwóch miast holenderskich poinformowały centralny urząd statystyczny, że nie dochodzi w tego typu przypadkach do żadnej pomyłki. Urząd statystyczny zamierza rozpatrzyć sprawę i ewentualnie zaakceptować zjawisko. "Zbadamy sprawę pod kątem, czy zaistniały trend nie został do tej pory uznany. Jeśli uznamy, że to nastąpiło, naszym obowiązkiem jest wzięcie tego pod uwagę." - powiedział Jan Latten z Centralnego Biura Statystycznego.

Rzecznik prasowy Rotterdamu, T. Verhoeven powiedział, że bigamiczne i poligamiczne związki "są rejestrowane regularnie". Jedynym warunkiem legalności tego typu małżeństwa jest to, by małżonkowie nie mieli obywatelstwa holenderskiego - mówi rzecznik prasowy.

Holandia od wielu lat jest swoistym poligonem walki z tradycyjnymi instytucjami i relacjami społecznymi. Jako pierwszy kraj na świecie, zalegalizowała w 2001 roku tzw. małżeństwa homoseksualne, a w 2005 roku zezwolono na "małżeństwo" Holendra z dwiema kobietami.

www.bibula.com

Szwecja: Rządowa nagroda za majtki z kieszonką na kondomy

Trzech licealistów z Helsingborg zdobyło główną nagrodę programu Ung Företagsamhet, wspierającego w Szwecji przedsiębiorczość wśród młodzieży. Za rewolucję w zakresie bielizny męskiej.

Licealiści z pomocą państwa założyli firmę pod wiele mówiącą nazwą S.T.A.T. (Sooner Than Already There, w wolnym przekładzie - Z.A.N.I.M.). Jak na razie, sprzedała ona 350 par rewolucyjnej bielizny.

Jeden z nastolatków, Nick Larsson, fachowo omawia filozofię przedsiębiorstwa:

Mała pomyłka może mieć wielkie konsekwencje. Ważne jest, by w razie potrzeby prezerwatywa była na podorędziu. Jeśli trzymasz ją w kurtce, staje się praktycznie bezużyteczna.

Ciekawe, czy polscy panowie mają podobne doświadczenia. Można się śmiać, ale w cywilizacji pilota do telewizora ludziom rzeczywiście nic się nie chce. Nawet sięgnąć do kurtki.

Mamy tu więc dwa podstawowe elementy sukcesu w biznesie. Naprawdę oryginalny produkt, oparty na banalnie prostym pomyśle. Budzącym właściwą dobrym pomysłom reakcję "To takie głupie. Czemu ja na to nie wpadłem?"

Oraz precyzyjnie wyznaczoną niszę rynkową - opartą na rozpowszechnionej, ale dotąd nieuświadomionej potrzebie. W dodatku wyznaczoną na podstawie własnych doświadczeń, więc realną, a nie wziętą z powietrza bądź wykutą na siłę - przez dział marketingu wielkiego koncernu.

Michael Simby, wraz z Henrikiem Giverem wspólnik Nicka, dostrzega w nowatorskich gaciach wielki potencjał. Firma jest o krok od podpisania kontraktu z detalistami, więc po ukończeniu szkoły młodzi biznesmeni planują rozkręcić działalność na poważnie, już bez wsparcia rządu.

Przez rok skupimy się tylko na tym, nie będziemy na razie szli na studia.

Tak więc, pozornie humorystyczna informacja ukazuje sprawy całkiem poważne.

Po pierwsze, w Szwecji najmłodsi biznesmeni z dobrymi pomysłami są wspierani przez państwo - już w szkole. To, w odróżnieniu od dość żałosnego tworu w Polsce, jest prawdziwy "inkubator przedsiębiorczości".

Po drugie, licealiści wykazali się podejściem zadziwiająco poważnym i twórczym. Opracowali nowatorski, choć zabawny, produkt. Zapewnili sobie współpracę dużej organizacji - pięciu kondomów do każdej pary bokserek dostarcza RFSU - Szwedzkie Towarzystwo Edukacji Seksualnej. (Niesamowite. W Szwecji jest taka organizacja.)

Jak na razie, S.T.A.T. oferuje wyłącznie gacie męskie - białe lub czarne. Ale opracowywana jest już wersja damska. Choć jak się w niej zmieści pięć prezerwatyw, nie mamy pojęcia.

A swoją drogą ciekawe - czy w Polsce byłby rynek na taki wynalazek? Raczej wątpliwe. W Polsce wciąż są problemy nawet ze sprzedażą prezerwatyw jako takich.

Magda Hartman
www.pardon.pl

poniedziałek, 18 sierpnia 2008

Kilka mądrych słów...

"Rozpocząć wojenną awanturę, w której w wielkiej liczbie umierają cywile, to rzecz zła i w każdym przypadku nie do przyjęcia, ale wywołać coś takiego właśnie teraz na skraju Europy, w dniu otwarcia olimpiady, jest podwójnie nie do przyjęcia, nawet jeśli chodzi o konflikt, którego korzenie sięgają na setki lat wstecz" - napisał czeski prezydent.

"Pod względem odpowiedzialności za wywołanie wojny rola gruzińskiego prezydenta, rządu i parlamentu jest bezdyskusyjna i ewidentnie fatalna. Odrzucam obłudę, która twierdzi: "to się już stało, nie pytajmy się dlaczego, trzeba znaleźć rozwiązanie" - dodał czeski prezydent.

wp.pl

Dziękujemy Wacławowi Klausowi, że po raz kolejny odważył się powiedzieć PRAWDĘ!

Wacław Klaus o Traktacie Lizbońskim

niedziela, 17 sierpnia 2008

Dzierżyńszczyzna w natarciu

Bardzo ciekawy tekst Piotra Tadeusza Waszkiewicza o współczesnych, polskich komunistach i bezsilności [niechęci] polskiego państwa wobec ich działalności:
Dzierżyńszczyzna w natarciu

Czyli "Lewica bez cenzury"


Wnuk stalinisty, "filozofa" i "racjonalisty" Andrzeja Rusława Nowickiego, a syn "racjonalisty" i astrologa Światosława (co świadczy o Andrzeju Rusławie) Floriana Nowickiego oraz znanej działaczki na rzecz masowych mordów, Wandy, niejaki Michał Nowicki nie jest właściwie osobą godną rozwodzenia się nad nią. Czasem jednak wypada zająć się i tym, czy się zajmować nie wypada zazwyczaj.

Michał Nowicki jest liderem organizacji "Lewica bez Cenzury", noszącej imię Feliksa Edmundowicza Dzierżyńskiego. Grupa ta zrzesza komunistów wszelkiej maści; tak stalinistów, jak trockistów (sami o tym zapewniają). Ich witryna internetowa (1917.pl) wita gości zakazanymi mordami ludzi, którzy mordów nie zakazywali, a wręcz przeciwnie. A dalej dzieją się - jak by to ujął mój przyjaciel z Gdańska na Pomorzu - zwyrolstwa totalne. Pisma klasyków (Marks, Engels, Gramsci, Luksemburg, Lenin, Stalin, Trocki, Zedong, Castro, Guevara), pochwały mordu katyńskiego czy też niusy, w których bolszewia chwali się czynionymi dewastacjami pomników wrogów ludu. Sam Nowicki wzywa do niszczenia pomników "ku czci Wojtyły, Dmowskiego, NSZ, roku 1920, amerykańskich prezydentów", podaje też "przepis" na taką dewastację. Prokuratura działa w sprawie ostatniej dewastacji (pomnik żołnierzy WiN w Lublinie) opieszale; natomiast tow. Nowicki śmieje się z prawa.

Jest to znamienne.

Koszulki z Guevarą, sierpem i młotem albo napisem SSSR (ciekawe swoją drogą, ile osób noszących te koszulki mniema, że widnieją na nich litery CCCP...) na ulicach - zwłaszcza latem - zobaczyć można nierzadko. Za tzw. "salut rzymski" ciąga się ludzi po sądach. Cóż dopiero, gdyby ktoś założył w centrum dużego miasta knajpę "Generalna Gubernia", witającą gości napisem "Arbeit macht frei" tudzież portretami gubernatora Franka i Adolfa Hitlera... Tymczasem w samym Rynku we Wrocławiu działa sobie bez żadnych przeszkód restauracja "PRL", reklamująca się głównie wizerunkiem Włodzimierza Lenina.

Teoretycznie prawo polskie (jeśli mnie pamięć nie myli, art. 256 kodeksu karnego) zabrania propagowania wszystkich totalitaryzmów, praktyka jest jednak odmienna. Apologeci Dzierżyńskiego działają bezkarnie (warto wspomnieć także o "Walczącej Grupie Rewolucyjnej") - proszę zwrócić uwagę: czy ktokolwiek z Czytelników zaobserwował w ostatnich latach jakąkolwiek organizację, która w analogiczny sposób odwoływałaby się do nazizmu? "Gazeta Aborcza" co i rusz wścieka się tymczasem za wspomniany salut rzymski, jako rzekomo ewidentne nawiązanie do Hitlera (co jest bzdurą)...

Problem jest jednak nieco głębszy. "Nasz Dziennik", zupełnie słusznie, podniósł raban wokół tej sprawy. Być może nawet Nowicki dostanie grzywnę (matka zapłaci. Stać ją. Za działalność na rzecz ludobójstwa otrzymała od jakichś wyspiarzy nagrodę w wysokości 100 000 funtów). Po czym podrwi sobie z tego publicznie, może nawet w telewizji? - i paru kabotynów do swoich brygad Feliksa Edmundowicza przyciągnie. Nowoczesne, demokratyczne państwo jest właściwie bezbronne - choćby nawet chciało sobie z komuchami poradzić. Oczywiście, nie grozi nam i jeszcze długo grozić nie będzie, że epigoni Dzierżyńskiego będą uprawiali prawdziwą dzierżyńszczyznę - ale czerwony problem może sobie na poziomie dewastowania pomników, oczerniania ludzi prawych, etc. egzystować i pomalutku narastać.

Śp. gen. Francisco Paulino Hermenegildo Teódulo Franco y Bahamonde Salgado Pardo wiedziałby, jak taki problem rozwiązać.

Piotr Tadeusz Waszkiewicz

http://waszkiewicz.salon24.pl/

prawy.pl


Komentarz: Dodam jeszcze, że "Lewica Bez Cenzury" domaga się usunięcia z konstytucji zapisów potępiających ideologię komunistyczną, ponieważ nie spełnia to "standardów europejskich" [wyznaczonych przez Unie Europejską]. Podobny zapis w swoich konstytucja mają tylko Litwa, Łotwa i Estonia!

Wpadka władz miasta: w jakim kraju mieszkamy?


Kompromitującą pomyłkę popełniły władze Birmingham w Wielkiej Brytanii, które na 720 tys. ulotek promocyjnych zamieściły panoramę Birmingham w USA.

Dwa miasta, ta sama nazwa i 6,5 tys. km odległości między nimi. Birmingham w Wielkiej Brytanii i Birmingham w stanie Alabama w USA. Łatwo się pomylić? Łatwo.

Rada miejska w Birmingham (w Wlk. Brytanii) początkowo nie chciała się przyznać do żenującej gafy, którą opisuje dzisiejszy Daily Mail. - To nie jest błąd. To jest wygenerowana panorama, która ma symbolizować obszar miejski - można było przeczytać w dziwnym oświadczeniu wydanym przez władze.

Ale trudno dyskutować z faktami. Na zdjęciu, pod pięknym napisem ''Dziękujmy Birmingham!'', ewidentnie widać miasto w na południu Stanów Zjednoczonych, a nie w środkowej Anglii. Mieszkańcy od razu dostrzegli to, czego rada miasta nie mogła lub nie chciała zauważyć.

- Odwiedzam Stany regularnie, więc gdy zobaczyłem zdjęcie, od razu wiedziałem, że to jest miasto w USA, a nie nasze - stwierdził 37-letni Jon Cooper.

Druk ulotek zachęcających do recyklingu kosztował 16 tys. funtów. Rzecznik rady w wydanym oświadczeniu przyznał się w imieniu władz do błędu. No, prawie: - Potwierdzamy, że zostało użyte niewłaściwe zdjęcie. Ale tekst jest poprawny, a to głównie chodziło.

gazeta.pl

sobota, 16 sierpnia 2008

Prezydent Kaczyński segreguje narody?!

W przeciwieństwie do hiszpańskich sportowców, którzy zostali okrzyknięci "rasistami", bo rozciągnęli sobie oczy, co niby miało obrażać Azjatów, prezydent Lech Kaczyński naprawdę stosuje niebezpieczną metodę rozumowania:

Oczywiście, że sprawa niepodległości Kosowa jest rozstrzygnięta, tu nie tyle chodzi o meritum, ile o formę i pośpiech (...) Dobrze by tutaj wykazać pewną roztropność.
Nic nie mam przeciwko temu, żeby Albańczycy żyli tak jak chcą, ale to jest kwestia, która może – choć nie musi – uruchomić procesy naprawdę niebezpieczne.

Sytuacja jest wyjątkowa, to jest naruszenie integralności terytorialnej kraju europejskiego. [Wypowiedź na temat wojny w Gruzji]

Każde wsparcie, które jest realnie możliwe, będzie Gruzji udzielone.

To znaczy Albańczycy mogą ogłosić "niepodległość" na terenie Serbii, ale Osetyńcy w Gruzji już nie?!

Brak konsekwencji? Raczej rusofobia - czyli w pewnym stopniu rasizm - rozbiór Serbii tak, bo to sojusznik Rosji, ale Gruzji, to już w żadnym wypadku!!!

A polska racja stanu?! Czy Gruzja i Kosowo wyślą w przypadku zagrożenia ze strony Rosji odziały swoich wojsk?!

czwartek, 14 sierpnia 2008

Śmierć za dwadzieścia pięć euro

Od kilku miesięcy w niemieckich mediach trwa nieustanna kampania mająca zachęcić społeczeństwo do poparcia legalizacji aktywnej eutanazji. Gazety masowo informują, że coraz częściej chorzy w podeszłym wieku głodzą się na śmierć, ponieważ nie mogą skorzystać z legalnej eutanazji. Jednocześnie w księgarniach internetowych dostępna jest wydana w Holandii i przetłumaczona na język niemiecki książka zatytułowana "Droga do humanitarnego samobójstwa" - "podręcznik" dla osób chcących dokonać na sobie eutanazji, autorstwa anestezjologa Pietera Admirala oraz psychiatry Boudewijna Chabota.

Jest to pierwsze niemieckojęzyczne wydanie "podręcznika", w którym holenderscy "lekarze" dokładnie tłumaczą, jak postępować, aby skutecznie i bezkarnie odebrać sobie życie. Ze względu na skandaliczną treść ("poradnik" uczy, jak popełnić samobójstwo), a także liczne protesty niemieckich lekarzy i Kościołów, żaden wydawca w Niemczech nie ośmielił się wydać tej książki, dlatego dokonano tego w Holandii. Od czterech tygodni książka jest dostępna na rynku niemieckim. Jej cena to 25 euro.

W 144-stronicowym "podręczniku" chorzy mogą przeczytać m.in., jak postępować, gdy postanowią odebrać sobie życie na przykład poprzez nieprzyjmowanie posiłków i napojów, opisane w niej są dokładnie środki farmaceutyczne, jakie i w jakich dawkach należy zastosować, aby popełnić samobójstwo, oraz ewentualne skutki uboczne. "Dobrowolna decyzja o nieprzyjmowaniu jedzenia i posiłków może być dla ludzi starych lub chorych jedną z humanitarnych dróg prowadzących do zakończenia ich życia" - czytamy w "podręczniku". Ponadto autorzy instruują, jak należy dokonać samobójstwa i jak pomóc przy eutanazji innych osób, aby uniknąć jakichkolwiek konsekwencji prawnych. Należy przypomnieć, że w Niemczech aktywna eutanazja jest karalna, ale pasywna już nie.

Do najbardziej bulwersujących akapitów książki należą te części, gdzie autorzy instruują przyszłych samobójców oraz ich rodziny, jak przygotować dzień i moment odebrania sobie życia przez chorego pacjenta. "Należy wybrać taki moment samobójstwa, aby osoba upoważniona znajdująca się przy zamierzającym umrzeć mogła uniemożliwić przeprowadzenie wszelkich akcji ratujących życie" - czytamy w książce.

W dalszej części swojego "podręcznika" holenderscy autorzy informują, jakich środków medycznych należy użyć, aby uniknąć pomyłek przy dokonywaniu samobójstw. Pieter Admiral (anestezjolog) i Boudewijn Chabot (psychiatra) uczą, jakich środków nie należy stosować, gdyż cechuje je mała skuteczność. Ostrzegają na przykład przed stosowaniem mieszanki środka usypiającego i tzw. Exit-Bags, czyli "torebek zejścia" (są one wyposażone w elastyczny uchwyt, który ściska szyję, powodując brak powietrza i stopniowe duszenie się chorego), lub przed używaniem do popełnienia samobójstwa węgla drzewnego przeznaczonego do grillowania. Wszystkie opisane wyżej metody - zdaniem autorów "podręcznika" - mogą skończyć się nieudaną śmiercią, a ponadto dodatkowym ryzykiem pozostania przy życiu z uszkodzonym mózgiem.

Prowadzona obecnie przez media kampania propagandowa, mająca na celu oswajanie społeczeństwa z powszechną eutanazją jako czymś naturalnym, przynosi oczekiwane rezultaty. Według najnowszych badań opinii publicznej, zdecydowana większość niemieckich obywateli popiera bowiem prawo do odebrania sobie życia. Zdecydowana większość Niemców nie widzi nic złego w tym, aby skorzystać z pomocy innych osób przy dokonaniu eutanazji. Ta ostatnia - zdaniem ankietowanych - nie powinna być kwalifikowana jako czyn karalny. Aż 58 proc. ankietowanych stwierdziło, że każdy człowiek ma prawo do decyzji o ewentualnym zaprzestaniu przyjmowania posiłków i napojów.

Zgodnie z obowiązującym obecnie w Niemczech prawem, tak zwana aktywna eutanazja jest zakazana (paragraf 216 kodeksu karnego), ale pasywna pozostaje legalna. Lekarz złamie prawo, gdy zrobi choremu zabójczy zastrzyk, ale bez żadnych konsekwencji może mu postawić na stoliku kubek z trucizną, którą to pacjent musi wypić samodzielnie.

W rozmowie z "Naszym Dziennikiem" dr teologii Urte Bejick z Akademii Ewangelickiej z Baden ostro potępiła próby rozpowszechniania książki, będącej w zasadzie instrukcją do przeprowadzenia eutanazji. Bejick stwierdziła, że ma w tej kwestii takie samo zdanie, jak cały Kościół ewangelicki w Niemczech i zdecydowanie odrzuca jakąkolwiek formę aktywnej pomocy przy samobójstwie. Powiedziała nam, że co prawda w Niemczech bierne uczestniczenie w dokonywaniu eutanazji nie jest karalne, ale to, co opisuje książka holenderskich autorów, w dużej mierze wykracza poza tak zwaną eutanazję pasywną.

- Moim zdaniem, treść książki "Wege zu einem humanen selbstbestimmten Stereben" w dużej części jest niezgodna z niemieckim prawem i powinno to zainteresować niemieckie ograny ścigania - powiedziała nam niemiecka teolog.

Dorothe Goering, pedagog i autor książki "Żyć z godnością", która także zajmuje się w Niemczach tematyką szeroko pojętej eutanazji, wykazuje o wiele mniej krytycyzmu wobec książki holenderskich autorów. Chociaż - jak sama przyznaje - jest przeciwko aktywnej eutanazji, ale - jej zdaniem - obowiązuje w Niemczech wolność słowa i każdy ma prawo publikować dowolne treści, o ile nie są one prawnie zakazane. Goering skrytykowała jedynie tę część książki, w której autorzy instruują, jak mają postąpić pomagający samobójcom, aby uniknąć kłopotów prawnych. - To może być niezgodne z niemieckim prawem - oceniła Dorothe Goering.

Waldemar Maszewski, Hamburg
www.naszdziennik.pl

Brytyjska prasa znalazła "rasizm"!

Mistrzowie świata w koszykówce - Hiszpanie, którzy we wtorek pokonali Chiny w turnieju olimpijskim, zostali oskarżeni o zachowanie antyazjatyckie. Oskarżenie takie wysunęła prasa brytyjska.

W hiszpańskim dzienniku "Marca" można było obejrzeć fotografię koszykarzy z tego kraju, którzy mrużą oczy, upodabniając się do mieszkańców Azji. Brytyjska gazeta "The Daily Telegraph" nazwała takie zachowanie "rasistowskim".

Inna gazeta z Wysp Brytyjskich, "Daily Mirror" uznała zachowanie mistrzów świata za wielką niezręczność, która może nawet pozbawić Madryt szans na otrzymanie praw do organizacji igrzysk olimpijskich w 2016 roku.

Ciekawe, co by było, gdyby chińscy olimpijczycy otworzyli szeroko oczy podczas sesji zdjęciowej? Rasizm???!!! Eee...

Pod tym adresem można zobaczyć tą fotografię "pełną rasizmu".

Widać, że z rasizmem jak z antysemityzmem: jeśli go nie ma, to trzeba go stworzyć!

Informacja za onet.pl

wtorek, 12 sierpnia 2008

UE i samogasnące papierosy


Unia Europejska zamierza wprowadzić na rynek papierosy, które same się gaszą, gdy się ich nie pali. Według informacji niemieckiego dziennika „Die Welt”, najdalej za trzy lata w krajach Unii mają być dostępne tylko takie papierosy. Gazeta powołuje się na źródła w Komisji Europejskiej według których, UE zamierza przeciwdziałać licznym sytuacjom, w których tlące się niedopałki są przyczyną groźnych pożarów.

Komisarz ds. ochrony konsumenta Meglena Kunewa twierdzi, że dzięki wprowadzeniu samogaszących się papierosów uda się rocznie uratować życie nawet dwóch tysięcy osób. [Będzie to Wielki Sukces zjednoczonych socjalistycznych republik europejskich!]

Nowa technologia zakłada umieszczenie w strukturze papierosa dwóch krążków z celulozy, które spowodują jego zgaśnięcie, jeśli nie jest on palony. Nie wpłynie to na smak papierosów. Zdaniem Komisji Europejskiej, koszty wprowadzenia tych innowacji są minimalne, dlatego ceny papierosów powinny pozostać bez zmian.

Europejski Komitet Normalizacyjny [sic!] zamierza rozpocząć wdrażanie nowych procedur już pod koniec sierpnia...

Podatek na hamburgery, samogasnące papierosy... co będzie następne?

tekst pochodzi z serwisu hotmoney.pl

www.kapitalizm.org

Droższe hamburgery we Francji


Francuski rząd rozważa podwyżkę VAT na hamburgery, chipsy, pizzę, słodkie napoje. Wszystko po to, żeby odchudzić społeczeństwo.

Urzędnicy francuskiego ministerstwa finansów oraz zdrowia opracowali specjalny raport w tej sprawie. W środę ujawnił go dziennik "Les Echos". Według autorów raportu wszystkie artykuły spożywcze, które są "zbyt tłuste, słodkie lub słone", powinny stracić prawo do ulgowej 5,5-proc. stawki VAT, z której korzysta żywność. Obłożono by je standardową 19,6-proc. stawką.

Najbardziej ucierpieliby na tym producenci fast foodu i przekąsek - hamburgerów, chipsów itp. Większy podatek zapłaciliby też wytwórcy napojów z wysoką zawartością cukru jak coca-cola czy pepsi. (...)

Francuzi są bowiem coraz grubsi - wprawdzie nad Sekwaną i Loarą problem ten nie jest aż tak poważny jak w USA, gdzie nadwaga jest chorobą społeczną, ale według danych francuskiego ministerstwa zdrowia aż dwie trzecie mężczyzn i połowa kobiet między 35. a 74. rokiem życia waży zbyt dużo. W dodatku lekarze obwiniają "śmieciowe" jedzenie o powodowanie chorób serca oraz raka.

(...)

Takie pomysły pewnie ktoś podchwyci i w Polsce. Producenci różnej maści legalnych towarów będą powoli ograniczani – dystrybucja w szkołach, zakaz reklam. Zresztą oświeceni komentatorzy gazeta.pl czekają na to, dziwią się, że w Polsce tego nie ma, że w Wielkiej Brytanii z tego się wycofano. Każdy przejaw wolnego wyboru musi zostać zlikwidowany, urzędnik ma powiedzieć co jest dobre, a co nie jest dobre.

www.kapitalizm.org

poniedziałek, 11 sierpnia 2008

Owoce w szkole od UE


Komisja Europejska zaproponowała ustanowienie unijnego programu mającego na celu bezpłatne dostarczanie owoców i warzyw uczniom. Zakup i dystrybucja świeżych owoców i warzyw w szkołach będzie opłacana z europejskiego funduszu w wysokości 90 mln EUR rocznie.

Jest to ostatni etap starań Komisji zmierzających do poprawy stanu zdrowia i sposobu odżywiania określony w „Strategii dla Europy w sprawie zagadnień zdrowotnych związanych z odżywianiem, nadwagą i otyłością”. Program „owoce w szkole” ma na celu zachęcanie młodych ludzi do wyrabiania sobie dobrych nawyków żywieniowych, które to, jak wykazują badania, utrzymują się w późniejszych latach życia. Oprócz dostarczania owoców i warzyw, w ramach programu wymagać się będzie od uczestniczących w nim państw członkowskich określenia krajowych strategii uwzględniających inicjatywy edukacyjne i podnoszących poziom świadomości oraz dzielenia się najlepszymi praktykami. W UE na nadwagę cierpi około 22 mln dzieci. Ponad 5 mln z nich cierpi na otyłość, przy czym przewiduje się, że liczba ta będzie rosnąć każdego roku o 400 000. Poprawa sposobu odżywiania może odegrać ważną rolę w zwalczaniu tego problemu. Wniosek Komisji zostanie następnie przesłany do Rady i Parlamentu Europejskiego.

(...)

Wniosek w sprawie programu „owoce w szkole” jest następstwem zobowiązania podjętego w trakcie negocjacji nad reformą wspólnej organizacji rynków owoców i warzyw w czerwcu 2007 r. Od tego czasu Komisja zaangażowała się w szeroko zakrojone konsultacje publiczne i dogłębną ocenę skutków poszczególnych rozwiązań.

(...)

Nie od dziś wiadomo, że urzędnik musi zająć się bydłem, by nie jadło co popadnie. Nie zdziwię się, gdy urzędnicy w Polsce zakupią promowane przez UE banany (z niektórych krajów), nektarynki (również z niektórych krajów). „Darmowe owoce” będą w najbiedniejszych regionach – pewnie także u mnie – na Lubelszczyźnie. Już teraz jest „darmowe mleko” – dla wszystkich. No to tylko czekać darmowych butów. Darmowe buty: http://karbownicki.com/2005/10/05/darmowe-buty/ Oryginał tekstu: http://ec.europa.eu/agriculture/markets/fruitveg/sfs/index_en.htm P.S. Swoją drogą, język sprawozdań z UE coraz bardziej zbliża się do relacji z posiedzeń KC sprzed 20 i więcej lat.

"Wolność i Kapitalizm"


Dziki lokator ponad prawem?


Lublinianka kupiła mieszkanie. Pod sufit zalegały w nim śmieci. Kiedy zabrała się do sprzątania wrócił "dziki lokator". Położył się na podłodze i oświadczył, że nie wyjdzie. Policji pokazał nieważny dowód osobisty z nieaktualnym zameldowaniem. Właścicielka nie ma wstępu do swojego mieszkania. Policja tłumaczy: - Przecież nie możemy od razu wyrzucić go na bruk

Mieszkanie przy ulicy Żmigród 10 Katarzyna Postępska kupiła ponad dwa tygodnie temu. - Dwa pokoje z przestronnym przedpokojem i kuchnią w zabytkowej kamienicy wydawały się trafioną inwestycją. Cena była naprawdę okazyjna - opowiada. Urządzanie lokalu zaczęła od usunięcia stert śmieci, zalegających aż po sufit we wszystkich pomieszczeniach - starych ubrań, gazet, fragmentów mebli

- Wiedzieliśmy, że mieszkanie trzeba będzie oczyścić - zaznacza Postępska. - Ale gdybyśmy mieli świadomość, że to dopiero początek problemów, nigdy nie zdecydowalibyśmy się na jego zakup.

Po kilku dniach nieoczekiwanie zjawił się Ryszard B., dawny lokator, z córką i wnuczką. Starszy człowiek, przez lata mieszkał przy ulicy Żmigród 10. To także on przez lata znosił śmieci. Jak mówią sąsiedzi, od lat już tam nie mieszkał. Miał gdzieś wyjechać. Sterty śmieci zostały. Mężczyzna na początku lat 50 miał zawrzeć umowę najmu dotyczącą lokalu przy ul. Żmigród z urzędem miasta. Jednak obecnie nie ma po niej śladu w archiwach miasta, bo dokumenty są przechowywane przez maksimum dziesięć lat. - A nawet jeżeli kiedyś miasto wydało taki dokument, to ten stosunek prawny uległ zerwaniu. Choćby przez to, że osoba przez długi okres czasu nie mieszkała w lokalu - tłumaczy Artur Cichoń, rzecznik prasowy Zarządu Nieruchomości Komunalnych w Lublinie.

B. nie jest zameldowany w mieszkaniu Postępskiej i nie ma prawa w nim mieszkać.

Wrócił akurat w momencie gdy nowa właścicielka i jej narzeczony byli w trakcie sprzątania.

- Wściekł się i zaczął krzyczeć, że włamaliśmy się i okradliśmy go. Położył się w przedpokoju na podłodze i oświadczył, że nie wyjdzie - relacjonuje nowa włascicielka.

Wezwała policję, lecz funkcjonariusze pozwolili B. zostać w mieszkaniu. Pokazał im stary dowód osobisty z nieaktualnym meldunkiem (przypomnijmy, że "książeczkowe" dowody są już nieważne).

- Powiedział policjantom, że nie miał kiedy wyrobić nowego dowodu - wyjaśnia Magdalena Jędrejek, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Lublinie.

Kiedy mężczyzna zostanie zmuszony do opuszczenia lokalu nie wiadomo.

-Nie mogliśmy go przecież wyrzucić na bruk. Musimy zaczekać na decyzje prokuratury, do której trafiła sprawa - dodaje Jędrejek.

Zajście miało miejsce w ubiegły wtorek. Od tamtej pory ani Postępska, ani nikt z jej rodziny nie może wejść do swojego mieszkania. "Dziki lokator" ich nie wpuszcza...

Tak wygląda tak zwana 'sprawiedliwość społeczna'.

"Wolność i Kapitalizm"

Anglia: Przełomowy proces w sprawie skandalicznej wystawy

Angielskie centrum artystyczne Baltic Centre for Contemporary Art w Gateshead zostało pozwane do sądu z oskarżenia o wywołanie zgorszenia wystawiając rzeźbę chińskiego "artysty" Terence Koh, przedstawiającą Chrystusa z przyprawionym członkiem w stanie wzwodu.

Prace Koha, które cieszą się wielkim wzięciem m.in. w Stanach Zjednoczonych, gdzie sprzedawane są po cenach sięgających kilkudziesięciu tysięcy dolarów, wystawione zostały w Baltic Center przez ponad 4 miesiące, od września 2007 roku do stycznia br. W tym czasie do dyrekcji Galerii wpłynęło wiele zażaleń, a obecnie przed sądem rozpoczął się proces mający być przełomowym w ukaraniu sprawców, jakkolwiek przewidziane prawem kary (Section 5 of the Public Order Act 1986) są symboliczne i wynoszą maksymalnie do 6 miesięcy pozbawienia wolności i 5 tysięcy funtów grzywny.

31-letni Terence Koh, urodzony w Kanadzie i mieszkający w Nowym Jorku "artysta" chińskiego pochodzenia, zdołał zasłynąć innymi pracami o skandalicznym i pornograficznym charakterze, które wystawiane były w najbardziej znanych galeriach świata, jak MuHKA Museum w Austrii, Whitney Museum of American Art w Nowym Jorku, Kunsthalle Zurich w Szwarjcarii, Royal Academy w Londynie, a także Galeria Saatchi i Judith Rotschild Foundation.

Otwarta 2 lipca 2002 roku Galeria Baltic Center, kosztująca 50 milionów funtów, oprócz wyraźnej linii mającej na celu degenenerację społeczeństwa angielskiego, boryka się z finansowymi kłopotami wywołanymi niewyjaśnionymi transakcjami finansowymi dyrekcji.

"Bibuła"

W. Brytania: wściekły atak polityków i mediów na chrześcijańską urzędniczkę

Zwycięstwo chrześcijańskiej urzędniczki stanu cywilnego w procesie, w którym domagała się ona zwolnienia jej z obowiązku uczestniczenia w „ceremoniach ślubnych” par jednopłciowych, rozwścieczyło sekularystów i aktywistów homoseksualnych w mediach i parlamencie brytyjskim. W Izbie Gmin zawiązała się specjalna grupa, która postawiła sobie za cel zlikwidowanie możliwości powoływania się na klauzulę sumienia urzędników państwowych, którzy sprzeciwiają się politycznemu programowi homoseksualnemu – donosi portal LifeSiteNews.com.

Zainicjowany przez Diane Abbott z Partii Pracy ruch chce poprzez naciski na ministrów, doprowadzić do zmiany prawa w taki sposób, aby zmusić urzędników „posiadających arbitralne przekonania religijne do realizowania politycznego programu homoseksualistów. Urzędnicy, którzy się temu nie podporządkują mają tracić posady.

– Istota cywilnych związków partnerskich jest taka, że są one usankcjonowanymi prawnie kontraktami realizowanymi przez państwo. Nie mają one nic wspólnego z religią i dlatego przekonania religijne przeprowadzających je urzędników państwowych są nieistotne – stwierdziła Abbot, komentując postanowienie sądu pracy.

Abbot jest dobrze znana ruchowi pro-life w Wielkiej Brytanii z powodu forsowania kwestii legalizacji aborcji – także w Irlandii Północnej – wbrew opinii większości.

Lillian Ladele wygrała w lipcu sprawę przed sądem pracy. Oskarżyła ona urząd miejski w Islington o prześladowanie i dyskryminację z powodu odmowy prowadzenia „ceremonii ślubnych” par tej samej płci ze względu na przekonania religijne. Grożono jej utratą posady. Wydając wyrok sąd orzekł, że „klimat zastraszenia” narasta wśród urzędników państwowych w Wielkiej Brytanii, którzy w sferze publicznej próbują postępować zgodnie z wartościami chrześcijańskimi. Urzędy coraz częściej przyjmują pro–homoseksualną „politykę poprawności politycznej”.

Sąd uznał, że rada miejska dopuściła się naruszenia godności Ladele i stworzyła w pracy „onieśmielającą, wrogą, upokarzającą i uwłaczającą godności atmosferę”. Rada odwołała się od decyzji sądu.

Lillian Ladele została zaatakowana zajadle nawet przez tzw. media konserwatywne, które nazwały ją „bigotką” a jej przekonania religijne „nietolerancyjnymi”.

Lewicowy „The Guardian” uznał decyzję sądu za „zdumiewającą” i przestrzegł, że będzie to prowadzić do umocnienia się przekonań religijnych pracowników w kwestiach praw homoseksualistów oraz pigułek aborcyjnych.

„The Times” powszechnie uważany za gazetę umiarkowaną i centrystyczną umieścił nagłówek następującej treści: „Lillian, pracowniczka urzędu stanu cywilnego, która jest zaślubiona bigoterii”. W podobnym tonie wyraził się o niej „Spectator”.

„The Telegraph”, gazeta silnie wspierająca torysów stwierdziła, iż wierzenia religijne mogą być jak najbardziej tolerancyjne, i że niezależnie od przekonań osobistych praca urzędnika stanu cywilnego wymaga obecnie przewodniczenia ceremoniom ślubnym par homoseksualnych. Zaznaczyła, również, że kobiecie nie powinny być przyznane specjalne prawa tylko dlatego, że jest chrześcijanką, i że bigoteria zawsze pozostanie bigoterią, niezależnie od tego, czy skrywa się za „spódnicą” Wszechmogącego.

Źródło: LifeSiteNews.com, AS

Za: PiotrSkarga.pl

"Bibuła"

Unia Europejska będzie ścigać UFO

Czy UFO może bezkarnie latać sobie nad Europą? Absolutnie nie! Cypryjski europoseł żąda, by tym palącym problem koniecznie zajęła się Komisja Europejska. I to wszystko na poważnie!
Marias Matsakis już złożył odpowiednią interpelację w tej sprawie. Urzędnicy Komisji Europejskiej nie ukrywają, że to dość niepoważny temat, ale mimo wszystko będą musieli się nim zająć, bo taki mają obowiązek.

"Choć niektóre doniesienia są bardzo podejrzane, to inne, zwłaszcza te przekazane przez pilotów, wyglądają wiarygodnie. A w ostatnich latach przypadki takich widzeń UFO nad Europą idą w tysiące" - mówi TVP Info niezrażony niczym cypryjski eurodeputowany.

www.dziennik.pl

Zobacz luksusowe więzienie z basenem

Pragniesz odpocząć w luksusie, a masz mało pieniędzy? Pojedź do hiszpańskiego... więzienia. Zadrzewione aleje, basen, centrum kultury z mediateką, kilka boisk oraz widok na góry Montserrat - to tylko niektóre z atrakcji, jakie od listopada czekają na skazańców odsiadujących wyrok w katalońskim więzieniu nowej generacji niedaleko miasteczka Sant Joan de Vilatorrada - pisze DZIENNIK.

Dzięki wyjątkowo opiekuńczym wobec kryminalistów przepisom już za kilkanaście lat większość hiszpańskich więzień ma przypominać bardziej domy wczasowe o wysokim standardzie niż kojarzone zazwyczaj z karą pozbawienia wolności baraki. A modelowe rozwiązanie testowane będzie właśnie w zakładzie karnym Lledoners.

Według pomysłu architektów projektujących cały kompleks 750 osadzonych tam przestępców ma... zapomnieć o tym, że żyje w zamknięciu i czuć się tak, jakby mieszkali w niedużej dzielnicy Barcelony czy Madrytu. Osiem betonowych bloków z celami zostanie pomalowanych na kolor ochry i piaskowy - tak żeby nie wyróżniały się na tle okolicznych gór. By umilić skazańcom czas, każdy z bloków wyposażony będzie w patio albo boisko do gry w koszykówkę, przestronną świetlicę, salon fryzjerski, jadalnię i wypożyczalnię filmów i płyt oraz bibliotekę. To jednak tylko jedna część zakładu - tzw. mieszkalna. W części "usługowej", oddzielonej od pierwszej dębową aleją, znajdą się szpital, warsztaty, basen, ogromne boisko do gry w piłkę nożną i miejsce modlitw dla katolików i muzułmanów.

Luksusy, jakie zapewnia skazańcom hiszpańskie ustawodawstwo, ze zrozumiałych powodów nie budzą jednak entuzjazmu zwykłych mieszkańców Półwyspu Iberyjskiego. Większość Hiszpanów uważa, że w momencie gdy ich kraj przeżywa okres najcięższych kłopotów gospodarczych od kilkunastu lat, fanaberią jest budowanie pałaców dla przestępców.

www.dziennik.pl

Unia będzie się domagać równouprawnienia w reklamach

Koniec ze spotami, w których to tylko kobiety zmywają, ścierają kurze lub piorą. Europarlament chce zakazać reklam utrwalających stereotypy płciowe. Lewicowi europosłowie uważają, że każda kobieta, pokazywana w reklamie proszku do prania, musi mieć dla równowagi męskiego partnera wkładającego do pralki brudne ubrania...

Pomysłodawcy napisali już rezolucję w tej sprawie. W dokumencie - do którego dotarła TVP Info - napisano, że w Unii mają powstać specjalne instytucje, pilnujące, by media nie propagowały seksizmu. Dodatkowo urzędnicy mieliby obowiązek przeprowadzania kampanii reklamowych opowiadających o zaletach równouprawnienia. Europarlament ma zająć się rezolucją już we wrześniu.

Nie wiadomo, jak będą traktowane męskie reklamy piwa, w których nie występują kobiety. Nie wiadomo też, co stanie się z kontraktami reklamowymi znanych aktorek, które promują detergenty. Być może trzeba będzie zmieniać scenariusze spotów i dokręcać sceny z mężczyznami.

Inicjatywa podoba się profesor Magdalenie Środzie, minister do spraw równego statusu kobiet i mężczyzn w rządzie Marka Belki. Jej zdaniem, Polska jest przykładem kraju, w którym reklamodawcy chętnie wykorzystują stereotypy płciowe.

"Tak samo jak banków nie reklamują dziś Żydzi, a patelni Cyganie, tak i kobiety nie są niezbędne do reklamy proszków do prania. My sami oburzamy się, gdy ktoś chipsy reklamuje wizerunkiem papieża, a nie potrafimy zrozumieć, że równie obraźliwe jest wykorzystywanie stereotypów płciowych" - powiedziała w rozmowie z serwisem TVP Info prof. Środa.

www.dziennik.pl

niedziela, 10 sierpnia 2008

MF: 31 lipca został ustanowiony Dniem Skarbowości

Minister Finansów Jacek Rostowski ustanowił 31 lipca “Dniem Skarbowości” w Polsce. MF poinformowało, że rozpoczęły się prace nad ustanowieniem symbolu oraz sztandaru, wspólnego dla całej administracji skarbowej.

Jak tłumaczy MF, wprowadzenie “Dnia Skarbowości” ma na celu, przede wszystkim, zintegrowanie środowiska administracji skarbowej i budowanie wspólnej tożsamości tej grupy zawodowej.

Wyjaśniając wybór daty dla “Dnia Skarbowości”, resort poinformował, że 31 lipca 1919 roku, gdy tworzyła się nowa państwowość II Rzeczpospolitej, uchwalona została ustawa wprowadzająca w Polsce trójstopniowy model organizacji administracji skarbowej. Była ona pierwowzorem funkcjonującego obecnie aparatu skarbowego.

MF podało, że w 2009 roku przypada 90 rocznica powstania polskiej administracji skarbowej. Dlatego od przyszłego roku, “Dzień Skarbowości” będzie uroczyście obchodzony przez wszystkie jednostki skarbowości z całej Polski.

Z okazji dzisiejszego “Dnia Skarbowości”, Minister Finansów, w liście skierowanym do pracowników administracji skarbowej napisał, że pracownicy aparatu skarbowego są “najistotniejszym elementem tej administracji”.

Podziękował też za zaangażowanie, dzięki któremu “administracja skarbowa staje się sprawniejsza i bardziej efektywna, a także coraz lepiej postrzegana przez podatników”.

www.nczas.com

Pierwszy w Polsce "ślub" lesbijek

Tego jeszcze w naszym kraju nie było. Dwie kobiety wzięły ślub. Najpierw lesbijki połączył węzłem małżeńskim prezbiter Reformowanego Kościoła Katolickiego, a potem była ceremonia humanistyczna. Obie panie żyją ze sobą już wiele lat. "Chciałyśmy pokazać przez nasz ślub, że jesteśmy rodziną" - twierdzi jedna z nich.

"Pierwsze małżeństwo homo to dwie wierzące humanistki" - donosi racjonalista.pl. Obie kobiety założyły sobie obrączki, wygłosiły przysięgę małżeńską, a potem pokroiły tort weselny. Zupełnie jak wtedy, gdy ślub biorą kobieta i mężczyzna.

Była też religijna ceremonia, choć nie było księdza. Poprowadził ją prezbiter Reformowanego Kościoła Katolickiego [To taka sekta aktywnie działająca np. w Niemczech; w Polsce coś podobnego założył znany pederasta Szymon Niemiec - przypis: Lupus] - związku wyznaniowego, który nie tylko udziela ślubów osobom tej samej płci, ale również dopuszcza kobiety do funkcji kapłańskich.

W trakcie uroczystości mowę wygłosiła jedna z pań biorących ślub. "Od początku naszego związku dążyłyśmy do sformalizowania naszej relacji, do ukazania poprzez nasz ślub, iż jesteśmy rodziną. Pragnęłyśmy podkreślić poprzez ślub przełom, jaki w naszym życiu nastąpił, gdy postanowiłyśmy być razem. Jest to bardzo istotna zmiana w naszym życiu, i zależy nam, aby przekazać to innym, aby postrzegano nas w kategoriach rodziny a nie tylko – jak wcześniej – oddzielnych osób. Ślub humanistyczny, poprzedzony kościelnym, dał nam dzisiaj taką możliwość. Naszą wolą jest, by traktowano nas jak każde inne małżeństwo. Przez ślub pragniemy z mocą to podkreślić" - mówiła.

Pierwszy w Polsce ślub lesbijek odbył się w sobotę w Warszawie.

www.dziennik.pl

niedziela, 27 lipca 2008

Postępowy kapłan o KPP

W Karcie nie ma słowa o tym, że pary homoseksualne mogą zaadoptować dziecko. Są za to wartości, które znajdują się również w polskiej Konstytucji - mówi jezuita

Katarzyna Wiśniewska, Jan Turnau: Liczymy na to, że nowy rząd przyjmie Kartę z zastrzeżeniami zaproponowanymi przez poprzedni rząd w kwestiach etycznych i moralnych - to głos biskupów. Czy zdaniem Ojca powinniśmy Kartę przyjąć?

Ks. Stanisław Opiela, jezuita, były kierownik Katolickiego Biura Informacji i Inicjatyw Europejskich (OCIPE) w Strasburgu: Uważam, że biskupi nie powinni doradzać rządowi ani przyjmowania, ani nieprzyjmowania Karty. Nie ma żadnych przeciwwskazań, żeby Kartę przyjąć. Może oprócz racji politycznych czy strategicznych.

Sekretarz generalny Episkopatu Polski bp Stanisław Budzik uważa, że Karta "zbyt wiele spraw pozostawia otwartych, a ich interpretacja może być niekorzystna dla tych wartości, które są ważne dla naszej ojczyzny i Kościoła w Polsce".

- Przecież podstawowe prawa nie muszą wszystkiego precyzować. Zresztą w trakcie wypracowywania Karty Praw Podstawowych wypowiedziała się Komisja Episkopatów Wspólnoty Europejskiej (COMECE) i większość jej uwag została uwzględniona w Karcie. COMECE Kartę zaaprobowało. Co prawda w preambule nie znalazło się odniesienie do Boga, ale Karta zawiera sformułowanie, które można traktować jako odniesienie do duchowości, także chrześcijańskiej.

W 2000 roku do Karty odniósł się Jan Paweł II: "Nie mogę ukrywać mojego rozczarowania faktem, że w tekście Karty nie znalazło się nawet odwołanie do Boga, który jest najwyższym źródłem godności ludzkiej i jej podstawowych praw". Także biskupi w czwartek ją skrytykowali: "W Preambule zabrakło niestety odwołania do Boga."

- Tak, nie ma słowa Bóg. Jan Paweł II do końca życia był tym zawiedziony. Myślę, że duży wpływ miała na taki kształt preambuły Karty laickość pojmowana w sposób francuski.

A czy odniesienie do Boga powinno być w Karcie? Dla wierzących zapewne byłoby lepiej. W konstytucji powinno być zaznaczone chrześcijaństwo na równi z innymi tradycjami, np. z antykiem grecko-rzymskim, z judaizmem itp.

Nie lepiej byłoby sformułować to tak jak w polskiej preambule do Konstytucji? Jest bardzo wyważona, ale pada w niej słowo Bóg.

- Pracowałem w Brukseli, gdy Polacy wysunęli tę propozycję podczas rozmów o traktacie konstytucyjnym. Nie mogła przejść wówczas i nie wiem, czy teraz by przeszła. Większość europarlamentarzystów tego nie poparła - trudno. Chociaż byłaby to dobra formuła. Przypominam sobie pewnego Anglika, który mówił: "Po co Bóg w preambule, skoro to jest konstytucja liberalna?". Czy on nie czuł by się źle, gdyby przyjęto taką konstytucję?

Dla działalności Kościołów ważniejszy jest artykuł Traktatu o statusie Kościołów. Preambuła nie ma takiej mocy prawnej, to tylko wprowadzenie.

Dlaczego w takim razie Kościół obawia się Karty?

- Biskupi obawiają się właśnie tego, że sformułowania Karty są ogólne. Ale to, że niektóre kwestie trzeba potem dopracowywać, jest przecież normalne w podstawowym prawodawstwie świeckim. Kościół czy kościoły mogą wtedy wypowiedzieć się jako instytucja religijna czy jako wspólnota wiernych przez usta wierzących parlamentarzystów.

W głosach krytyki pobrzmiewa pragnienie, żeby coś ustanowić raz na zawsze. W polityce tak się nie da. Prawo stanowione ulega zmianie. Aby zapewnić społeczną harmonię, państwo musi się liczyć z różnorodnością postaw swych obywateli. W ten sposób tworzy obywatelom warunki do życia zgodnego z ich systemem wartości. Kościoły zaś mogą tak formować swoich członków, by nie korzystali z prawa, które pozwala - a nie zobowiązuje - do korzystania z niego.

Malta, która religię katolicką ma zapisaną w konstytucji i w konsekwencji ma najbardziej restrykcyjne prawo dotyczące małżeństw (rozwody są tam niedopuszczalne), nie wnosi zastrzeżeń do podpisania Karty.

- Tak, bo prawo narodowe jest nadrzędne, nie może być sprzeczne z prawami podstawowymi, ale może precyzować, co dane państwo rozumie pod takim czy innym terminem. Inaczej mówiąc, biskupi mogą wyrazić swoje zdanie, ale powinni je kierować do naszego parlamentu, a nie krytykować Kartę.

Kościół wskazuje na art. 21 - zakaz dyskryminacji ze względu na płeć. Boi się, że ten artykuł to prosta droga do legalizacji małżeństw homoseksualnych.

- To prawda, że różne środowiska mogą się na Kartę powoływać. Ale nie podpisując Karty, wcale się tego nie uniknie. Trzeba raczej dyskutować, dialogować, żeby w prawodawstwie polskim pojawiły się odpowiednie zapisy, które byłyby jednoznaczne.

Poszczególne państwa różnie podchodzą do kwestii małżeństw homoseksualnych. We Francji jest tzw. Pacs (Pacte civile de solidarité; zarejestrowany w trybunale związek partnerski - niezależnie, od tego, czy między osobami tej samej płci, czy odmiennej - w trzecim stopniu pokrewieństwa może korzystać z praw społecznych, takich jak wzajemna pomoc stron, także materialna, wspólne opodatkowanie, darowizny, spadki, dziedziczenie po zmarłym partnerze itp.), który wcale nie oznacza, że związki np. homoseksualne są traktowane tak samo jak małżeństwa tradycyjne.

Oczywiście, będą różne sprawy do rozwiązania, np. związek homoseksualny, w którym jedna ze stron będzie polska. Jeśli druga strona jest np. z Hiszpanii, to nie będzie mieć w Polsce takich samych praw jak w Hiszpanii. Ale - podkreślmy - to są sprawy, którymi zajmuje się prawodawstwo państwowe.

Biskupom nie podoba się sformułowanie, z którego wynika odrębność prawa do małżeństwa i prawa do założenia rodziny. Bo wg Kościoła rodzina i małżeństwo tworzą jedność. Biskupi ubolewają także, że w Karcie nie ma definicji małżeństwa jako trwałego związku kobiety i mężczyzny.

- Myślę, że tutaj biskupi mają rację: rodzina w sensie tradycyjnym nie może się zmieniać. Prokreacja w małżeństwie jest czymś naturalnym. Wówczas powstaje rodzina. Jeśli by małżeństwo zakładało od początku, że nie będzie mieć dzieci, to z punktu widzenia prawa kanonicznego byłoby nieważne.

Chodzi o to, by w prawodawstwie państwowym termin "małżeństwo" wskazywał jednoznacznie na związek kobiety z mężczyzną i prokreację, a nie rozmywał się na inne związki. Ale takiej definicji małżeństwa nie można przecież zaliczać do przejawów dyskryminacji ze względu na płeć. Art. 9 mówi, że prawa regulujące związki małżeńskie pozostają w gestii poszczególnych państw. Jednak ks. Robert Nęcek powiedział "Gazecie", że może pojawić się nacisk opinii publicznej, np. gdy para homoseksualistów będzie chciała zaadoptować dziecko.

- W Karcie nie ma słowa o tym, że pary homoseksualne mogą zaadoptować dziecko. Mogą się powoływać na Kartę, ale tego się nie zmieni poprzez odrzucenie Karty. Poza tym wartości, które Karta wymienia, znajdują się w Konstytucji Polskiej.

Także w Konwencji Praw Człowieka.

- Także. Dlatego nie bardzo rozumiem, skąd ten opór, zwłaszcza że wcześniej go nie było. Myślę, że częściowo dlatego, że Anglia i Szwecja też dystansują się od Karty. Ale jest to problem polityczny, a nie moralny.

Poza tym większość artykułów Karty przytacza istniejące dokumenty. Karta wnosi niewiele nowego.

Ważne jest to, że Karta może polepszyć sytuację pracowników. Chodzi o prawa związkowe i prawa do strajku zapisane w rozdziale "Solidarność". Zdaniem marszałka Bogdana Borusewicza Karta wymusi podniesienie płac i polepszenie warunków pracy. Rząd Jarosława Kaczyńskiego m.in. dlatego nie chciał jej przyjąć. Kościół powinien być zadowolony z rozdziału "Solidarność". To przecież zgodne katolicką nauką społeczną.

- Karta nie może nic wymusić. Ona daje podstawy, żeby żądać swoich praw. Ale z pustego i Salomon nie naleje. Jeśli państwo nie ma pieniędzy, to po prostu ich nie da.

Obawiam się, że jesteśmy niekonsekwentni, jeśli chodzi o solidarność. Z jednej strony mówimy, że ma być solidarność między członkami Unii - i z niej korzystamy, a z drugiej strony właśnie ze względu na rozdział "Solidarność" nie chcemy podpisywać karty.

Kościół katolicki krytykuje, że w Karcie nie ma definicji godności człowieka.

- Ale Kościół też nie do końca określa, co to jest godność człowieka. W Piśmie Świętym czytamy, że człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boże i że jest dzieckiem Bożym. To jest podstawą godności człowieka. Ale zapis o nienaruszalnej godności ludzkiej w Karcie można uznać właśnie za świeckie sformułowanie tego, w co my, chrześcijanie, wierzymy.

Co jest w Karcie najważniejsze, po co właściwie ją przyjmować, skoro powtarza wiele kwestii z Konstytucji czy Konwencji?

- Kartę trzeba przyjąć, bo Unia Europejska jest oparta na wartościach, które ten dokument wymienia. Jest charakterystyczne, że pierwszy trzy rozdziały są jakby paralelne do trzech haseł rewolucji francuskiej, z tym że zamiast "Fraternité" jest właśnie "Solidarność". Niby to samo, ale braterstwo jest bardziej personalne, odnosi się do człowieka, a solidarność ma szerszy wymiar. W rewolucji francuskiej chodziło o obywateli francuskich, w Unii chodzi nie tylko o solidarność między jednostkami, ale także między państwami.

W Karcie jest zapisane, że "Każdy ma prawo do życia". Czy uważa Ksiądz, że brakuje też zdania "i do naturalnej śmierci"? Niektórzy duchowni obawiają się, że ten zapis to furtka do zalegalizowania eutanazji.

- Niestety w niektórych krajach wprowadzono prawo do eutanazji, ale to nie znaczy, że wypływa ono z "prawa do życia". Owszem, dla człowieka wierzącego prawo do naturalnej śmierci jest istotne, ale są zwolennicy eutanazji, którzy w imię godności człowieka chcą, żeby godnie umierał. Są różne poglądy i tego nie zmienimy. Niemniej należy podkreślić, że zapis o "prawie do życia" nie prowadzi do prawa do eutanazji.

Kościół zrobił wiele, przekonując ludzi, że nie trzeba się bać Unii. Dlaczego teraz kontestuje ważny unijny dokument? Czy nie jest to niekonsekwencja?

- Z pewnością jest to trochę niekonsekwentne, jeśli przypomnieć sobie, co o Unii Europejskiej mówił Episkopat czy Jan Paweł II. Biskupi sprawiają wrażenie, jakby cofali się o krok.

Czy nie jest tak, że Kościół dzieli prawa człowieka na lepsze i gorsze? Vide: ostatnio krytyka Amnesty International, która opowiedziała się oficjalnie się za umożliwieniem dokonywania aborcji przez kobiety, które padły ofiarą gwałtu lub których zdrowie jest zagrożone przez ciążę. Papieska Rada Iustitia et Pax oskarżyła AI o przejście do proaborcyjnego obozu i ogłosiła, że Kościół katolicki wstrzymuje finansowe wspieranie organizacji. To było właściwe?

- Kościół nie mógł postąpić inaczej, podkreślając prawo do życia od poczęcia do śmierci. Sprowadźmy problem do konkretnego przypadku: ktoś ma dziecko pozamałżeńskie i pan daje pieniądze pani, żeby zrobiła aborcję. Czyli jest za tę aborcję współodpowiedzialny. Kościół nie chce współfinansować instytucji propagującej prawo do aborcji, nawet ograniczone do pewnych przypadków.

Jakie nastroje panują wśród księży w krajach Unii wobec Karty?

- We Francji, w Niemczech czy w Belgii nie słyszałem żadnych głosów wyrażających obawy czy zastrzeżenia. Niemcy, a zwłaszcza Bawarczycy wyrażali jednak niezadowolenie z braku odniesienia się do Boga.

Źródło:"Gazeta Wyborcza"

I jeszcze przytaczam felieton Stanisława Michalkiewicza (coś o "Żywej Cerkwi"):

Devotio moderna

Pogrzeb Bronisława Geremka był od czasu ubiegłorocznych wyborów parlamentarnych, które przyniosły zwycięstwo popieranej przez razwiedkę Platformie Obywatelskiej, niewątpliwie największym wydarzeniem nie tylko towarzyskim, ale również politycznym, ale przede wszystkim – religijnym. Trudno bowiem bagatelizować rangę pogrzebu, jako wydarzenia religijnego, jeśli Mszę w intencji Czcigodnego Nieboszczyka odprawia aż dwóch arcybiskupów. Jest to tym bardziej godne podkreślenia, że chociaż prof. Geremek był nieprzebraną skarbnicą niezliczonych zalet, to przecież próżno było szukać wśród nich pobożności. Prawdę mówiąc, nie wiadomo nawet, czy wierzył w Boga zwłaszcza, że w młodości doświadczył tak zwanego „ukąszenia heglowskiego”, które ma nie tyle objaśniać, co usprawiedliwiać obecność autorytetów moralnych w gronie stalinowców. Nawiasem mówiąc, ciekawe jakiego rodzaju ukąszeniem mogliby usprawiedliwiać się tacy, dajmy na to, hitlerowcy? Być może żadnym, bo, jak wiadomo, Stalin chciał dobrze, a Hitler chciał źle et n’en parlons plus.

Pewne światło na tę zagadkową okoliczność rzuca wypowiedź prof. Samsonowicza, który w „Gazecie Wyborczej” przypomina, że jeszcze w czasach Jagiełłowych istniała taka sobie rycerska międzynarodówka, do której nie każdy rycerz mógł się zapisać, tylko taki... no właśnie, prof. Samsonowicz nie wyjaśnia – jaki, za to wspomina, że tacy rycerze spotykali się na winku jak nie u mistrza krzyżackiego, to u jakiegoś innego. Dzisiaj oczywiście żadnych rycerzy już nie ma; są tylko pieniacze, którzy z byle czym latają do prokuratury, albo do niezawisłych sądów – ale przecież rozmaite międzynarodówki istnieją nadal, chociaż z rycerstwem nie mają już nic wspólnego. Jedną z takich międzynarodówek jest masoneria skupiona w Wielkim Wschodzie Francji. Gdyby nie to, że Wielki Wschód swoich członków konspiruje, pewnie byśmy się dowiedzieli, jakim to wybitnym przedstawicielem tej międzynarodówki był „Drogi Bronisław”. Ale konspiracja – res sacra, toteż skazani jesteśmy na domysły, między innymi na podstawie listy obecności na pogrzebie.

O randze tego towarzyskiego wydarzenia świadczy również depesza kondolencyjna od samego Benedykta XVI, który już choćby z racji swego Urzędu utrzymuje kontakty z różnymi międzynarodówkami, chociaż Jego poprzednicy uczestnictwo w niektórych z nich obkładali sankcją ekskomuniki. Ale dzisiaj kto by tam za takie rzeczy kogoś ekskomunikował? Dzisiaj największym zmartwieniem jest, żeby nikogo nie urazić, a już specjalnie – wpływowych międzynarodówek, toteż nikogo nie może dziwić koncelebracja aż dwóch arcybiskupów. Inna sprawa, to rzuca to również snop światła na podziały w polskim Kościele. Mówi się o „Kościele łagiewnickim” i „Kościele toruńskim”, ale nazwy miejscowości niczego oczywiście w tym podziale nie wyjaśniają. Już bardziej wyjaśniałaby go okoliczność, że jedni hierarchowie i duchowni związani są z Wielkim Wschodem Francji, a inni nie tylko nie są z nim związani, ale nawet uważają, iż niegdysiejsze decyzje o ekskomunikowaniu za przynależność do masonerii nadal zachowują aktualność.

Inna sprawa, że w Polsce, gdzie rzadko co dzieje się naprawdę, wszystko może być korygowane znanym przysłowiem, że „co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie” – więc i sankcja ekskomuniki może obciążać tylko kogoś, kto do masonerii przystępuję na własną rękę. Natomiast jeśli ktoś do masonerii przystępuje, dajmy na to, „w imię nauki”, albo jeszcze lepiej – „dla dobra Uniwersytetu”, albo najlepiej – „dla dobra Kościoła”, to, ma się rozumieć, o żadnej ekskomunice, a nawet – o żadnych podejrzeniach mowy być nie może, zwłaszcza, gdy delikwent zostałby do masonerii wprowadzony przez swoich przełożonych. W tej sytuacji „teologia grzechu” ma szansę zostać niesłychanie wzbogacona do tego stopnia, że sam Pan Bóg Wszechmogący może mieć trudności z połapaniem się w tych wszystkich zawiłościach, a cóż dopiero – skromny obserwator pogrzebu prof. Bronisława Geremka, zwłaszcza obserwując wszystko z wyspy Samui w Zatoce Syjamskiej, gdzie właśnie rzucił mnie los.

Czytając polską prasę widzę wyraźnie, że „Drogi Bronisław” jest kolejnym kandydatem na „santo subito”, mogącym wzbogacić grono aniołków „Żywej Cerkwi”. Z ogromnym rozczuleniem czytam zwłaszcza hagiograficzne publikacje, których cała seria ukazała się już w „Gazecie Wyborczej”, wiernej leninowskim dyrektywom o „organizatorskiej funkcji prasy”. Te hagiograficzne publikacje przypominają opowiadania Heleny Bobińskiej o Józefie Stalinie z okresu, kiedy Ojciec Narodów nie był jeszcze Józefem Stalinem, tylko chłopcem nazywającym się Soso Dżugaszwili. Złośliwcy nadali tym hagiograficznym opowiadaniom Heleny Bobińskiej tytuł „Komu Soso zrobił kuku”. Nie ulegało wątpliwości, że na pewno Helenie Bobińskiej – i to kuku na muniu, chociaż z drugiej strony, za swój hagiograficzny wysiłek została przecież przez partię wynagrodzona, podobnie jak dziennikarze Gazety Wyborczej” za swoje hagiografie.

W tej sytuacji tylko patrzeć, jak w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie, gdzie podobno „Drogi Bronisław” został pogrzebany obok swego przyjaciela Jacka Kuronia, zaczną dziać się dziwne rzeczy, tradycyjnie nazywane „cudami”. Wprawdzie sam „Drogi Bronisław” w okresie poddanej heglowskiemu ukąszeniu młodości uważał „cuda” wraz z innymi „religijnymi przesądami” za „opium dla ludu”, ale – powiedzmy sobie szczerze – w imię czego właściwie skąpić ludowi trochę „opium”? Trzeba tylko w porozumieniu z Wielkim Wschodem Francji ustalić chemiczny skład tej mieszanki i wszyscy pogrążymy się w nirwanie, zapominając o Bożym świecie i naturalnie także o Polsce którą zarządzać zaczną mądrzejsi – już bez naszego udziału.




Stanisław Michalkiewicz
www.michalkiewicz.pl


Ten traktat szkodzi wolności

Rozmowa z Wacławem Klausem prezydentem Republiki Czeskiej:

Rz: Czy podczas czwartkowej wizyty w Pradze prezydent Lech Kaczyński próbował pana przekonać do traktatu lizbońskiego?


Vaclav Klaus: Prezydent Kaczyński nie próbował przekonywać mnie, że traktat lizboński jest piękny. Moje stanowisko w tej sprawie jest powszechnie znane i nie ma mowy, żeby się zmieniło.

Jak zareagowałby pan, gdyby prezydent Kaczyński ostatecznie podpisał traktat?

Zaakceptowałbym to bez mrugnięcia okiem. To jego prawo, by tak postąpić, i nigdy nie śmiałbym go za to krytykować. Ani publicznie, ani prywatnie.

Czy podpisze pan traktat? Niektórzy politycy w Czechach twierdzą, że powinien pan to zrobić, gdyż w przeciwnym razie naruszy pan konstytucję, a co za tym idzie – interes narodowy Czech...

Biorąc pod uwagę czeski interes narodowy, jeżeli już używamy tego terminu, nigdy nie powinienem podpisać traktatu lizbońskiego.

Osobiście dziękował pan mieszkańcom Irlandii za to, że głosowali przeciwko traktatowi. Czy Unia Europejska i Europejczycy w ogóle potrzebują traktatu lizbońskiego?

Taki dokument nie jest potrzebny do standardowego funkcjonowania Unii – w tym do jej dalszego rozszerzenia – i w przyszłości może zaszkodzić wolności i demokracji w Europie.

Leżąc niedawno w szpitalu po operacji biodra, żartował pan, że może sam napisać nowy europejski traktat. Co by pan w nim zamieścił? Co byłoby najważniejsze?

Najważniejszy byłby powrót do międzyrządowości (konfederacyjny model integracji europejskiej z 1961 r. oparty na unii suwerennych ojczyzn – przyp. red.) oraz jednomyślnego podejmowania decyzji. Powrót „unii” do „wspólnoty”.

Nie lubi pan być nazywamy Europejczykiem. Opowiada się pan przeciwko europejskiej biurokracji. Dziś mówi pan, że jest przeciwko Europie a la francaise. Dlaczego?

Jestem Europejczykiem (to jedna z moich cech tożsamości), ale to poczucie nie jest bardzo silne. Jest na przykład znacznie słabsze niż poczucie bycia Europejczykiem z Europy Środkowej czy Słowianinem. Nie jestem teraz przeciwko Europie a la francaise, ale jestem przeciwko tendencjom do coraz większego zacieśniania integracji europejskiej i przeciwko jej socjalizacji. Te tendencje są dziś wyraźnie obecne w ambicjach Francji podczas jej przewodnictwa w UE.

Od 1 stycznia 2009 r. to Czechy będą stać na czele Unii Europejskiej. Chciałby pan, żeby wszyscy członkowie UE mówili wtedy jednym głosem? Co będzie dla pana najważniejsze podczas tego przewodnictwa?

Nie mam wielkich ambicji, jeśli chodzi o przewodnictwo UE. To po prostu formalna, a nie rzeczywista, rola. Porównanie niemieckiego i słoweńskiego przewodnictwa całkiem wyraźnie to pokazuje.

Prezydenci Czech i Polski mówią dziś niemal jednym głosem, jeśli chodzi o sprawy Unii Europejskiej. Czy możemy się spodziewać nowego sojuszu polsko-czeskiego?

Zawsze będzie mi miło stać ramię w ramię z prezydentem Polski. Określenie „sojusz” jest jednak zbyt silne. Nie wierzę, by obywatele obu krajów byli do niego chętni.

Polska i Czechy są dziś sojusznikami USA. Łączy je też amerykańska tarcza antyrakietowa. Czy to może zaszkodzić obu krajom w relacjach z UE? Czy Polska i Czechy mogą być postrzegane w Unii jako konie trojańskie Ameryki?


Rzeczywiste interesy obu naszych krajów w pozytywnych stosunkach z USA są tak silne, że reakcje niektórych „antyamerykańskich” polityków w UE nie są uważane za istotne.

Istnieją obawy, że czeski parlament może nie ratyfikować umowy z Waszyngtonem w sprawie tarczy. Czy to możliwe? Czy jest pan pewien, że proces ten zakończy się w Czechach pozytywnie?

Za wcześnie, by o tym mówić, ale oczekuję, że parlament ratyfikuje tę umowę.

Polska wciąż jest w trakcie negocjacji w sprawie tarczy. Co pana zdaniem powinna teraz zrobić? Czy miałby pan dla Warszawy jakieś propozycje?

Nie mam żadnych propozycji dla Polski. Jestem przekonany, że Polacy sami wiedzą, co robić.

Źródło: rp.pl

Portugalia: socjaliści chcą zalegalizować małżeństwa homoseksualne

Alberto Martins, lider grupy parlamentarnej rządzącej Partii Socjalistycznej zasugerował, by wprowadzić do porządku obrad najbliższej sesji parlamentu kwestię tzw. małżeństw homoseksualnych – informuje portal LifeSiteNews.com.

Przemawiając na XVI Kongresie Młodych Socjalistów Martins pogratulował agendzie homoseksualnej pomysłu zajęcia się sprawą małżeństw jednopłciowych. – Jest to temat debaty, który powinien być omówiony na najbliższej sesji parlamentu – stwierdził.

Legalizacja tzw. małżeństwa homoseksualnego przyczyniłaby się do spełnienia aspiracji tysięcy Portugalczyków i stanowiłaby decydujący krok w walce z homofobią – zaznaczył Durarte Cordeiro, nowo wybrany lider młodzieżówki socjalistycznej.

Zaprezentował on także dokument przygotowany przez zwolenników eutanazji, wzywający do rozpoczęcia w Portugalii debaty także nad tą kwestią. Można w niej przeczytać m.in., że „Socjalistyczna młodzież powinna nadążać za tą kwestią (eutanazją) i rozszerzać debatę, która została zainicjowana w różnych miejscach na świecie”.

Młodzieżówka socjalistyczna jest coraz bardziej widoczna w życiu publicznym. W 2007 r. przyczyniła się do uchwalenia ustawy legalizującej aborcję. Jej naciski na Stowarzyszenie Lekarzy doprowadziły do usunięcia z kodeksu etycznego zapisu potępiającego zabijanie dzieci nienarodzonych.

Źródło: LifeSiteNews.com, AS

Szwecja: festiwal grzechu z udziałem protestantów

W Sztokholmie rozpoczyna się festiwal pod hasłem „Szwedzki grzech. Przekraczając granice”. Impreza ma być poświęcona prawom homoseksualistów, biseksualistów oraz transseksualistów w Europie – informuje „Rzeczpospolita”.

Uczestnicy imprezy będą pochylać się nad losem dewiantów seksualnych w takich krajach jak Kirgizja, Tajwan i... Polska. Sytuację w Polsce opisał już szwedzki dziennik „Svenska Dagbladet”, zamieszczając reportaż pt. „Walka o tolerancję”. Gazeta podaje też, że w Polsce dyskryminacja homoseksualistów i przemoc wobec nich są powszechne.

Według „Rz”, rok temu na festiwal przybyło 50 tysięcy osób, teraz spodziewanych jest 80 tysięcy. Swoją obecność zapowiedziało 80 wystawców. Własne stoiska pokażą m.in. partie polityczne, policja, Instytut Zdrowia oraz wspólnota ewangelicko-luterańska. Na inauguracji przemawiać będzie m.in. minister ds. Europy Cecilia Malmström oraz znany ze swego homoseksualizmu indyjski książę Manvendra Singh Gohil – czytamy w „Rzeczpospolitej”.

Źródło: „Rzeczpospolita”

sobota, 26 lipca 2008

Włochy: 30 metrowy nadmuchiwany kościół stanie na plaży na Sardynii

Pierwszy we Włoszech nadmuchiwany kościół stanie tej nocy na plaży w Cagliari na Sardynii. Jego inicjatorem jest ksiądz Andrea Brugnoli z Werony, stojący na czele stowarzyszenia "Strażnicy poranka", założonego po światowym dniu młodzieży w Rzymie w 2000 roku.
Nadmuchiwany kościół, a raczej kaplica, ma trzydzieści metrów długości i piętnaście szerokości. Nie ma dachu. Jak podkreśla ksiądz Andrea, takie rozwiązanie jest celowe. Chodzi bowiem o to, by wierni modląc się mogli widzieć niebo i gwiazdy.

Kościół czynny będzie od 23 do 3 nad ranem. Nie będzie się w nim odprawiać mszy, jak obawiali się niektórzy. Przewidziana jest jedynie adoracja eucharystyczna i katecheza. Nadmuchiwana kaplica, która jak ujawniono kosztowała "kilkadziesiąt tysięcy euro", odwiedzi jeszcze tego lata wiele innych włoskich plaż między innymi nad Adriatykiem. Wszędzie przenośny kościół będzie czekać przede wszystkim na ludzi młodych, zapominających w czasie wakacji o modlitwie.

Nie wszystkim podoba się ten pomysł. Niektórzy uważają, że jest przykładem degradacji liturgii. Kiedyś katolicy wznosili na cześć Boga wspaniałe katedry, dziś - mówią krytycy inicjatywy - stać ich na nadmuchiwaną kaplicę.

IAR/GJ

Mandat za palenie we własnej furgonetce!

58-letni malarz z Walii, który palił papierosa prowadząc swoją furgonetkę, dostał mandat w wysokości 30 funtów za złamanie zakazu o niepaleniu w miejscu pracy - poinformowała AFP.

Gordon Williams wyjechał z domu w Llanafan, by kupić herbatę dla swojej żony. Tymczasem po drodze zatrzymała go straż miejska. - Powiedziano mi, że skoro furgonetka jest moim miejscem pracy, złamałem prawo o niepaleniu - powiedział.

Samochód jest zarejestrowany jako prywatny, a nie służbowy, Williams dziwił się więc zachowaniu funkcjonariuszy. - Ma mnie dowieźć z domu do pracy i z powrotem - powiedział. - To nie jest moje miejsce pracy - zaznaczył.

Najwyższy czas!

Papierosy znikną ze sklepów


Europarlament przygotowuje prawo, które zakaże uprawy tytoniu i handlu nim. Palacze już są przerażeni: do 2025 roku papierosy mają zniknąć ze sklepów i kiosków w całej Unii Europejskiej. Krytycy przekonują, że zamiast ograniczyć palenie, zakaz spowoduje powstanie tytoniowego podziemia - pisze DZIENNIK.

"W ciągu kilkunastu lat chcemy doprowadzić do całkowitej delegalizacji tytoniu" - pisze w oświadczeniu nadesłanym do redakcji DZIENNIKA Avril Doyle, pomysłodawczyni projektu z największego ugrupowania w europarlamencie Europejskiej Partii Ludowej (EPP). "Myślę, że to całkiem realny pomysł" - dodaje deputowana z Irlandii.

Eurodeputowani pracujący nad inicjatywą Doyle mają w najbliższych latach zająć się także zakrojoną na szeroką skalę akcją propagandową wspierającą ideę delegalizacji tytoniu. Ma ona uświadomić obywatelom Unii szkodliwość nałogu. "Choroby wywołane przez palenie tytoniu powodują co roku śmierć ponad pięciu milionów osób. To więcej niż z powodu AIDS, narkotyków, wypadków drogowych, morderstw i samobójstw razem wziętych" - przekonują.

Zanim prawo Doyle, która przewiduje również ogromne kary finansowe za handel tytoniem, wejdzie w życie, deputowani chcą doprowadzić do zakazu lobbowania w Parlamencie Europejskim przez koncerny tytoniowe. Znawcy kulis europarlamentu uważają, że pomysł mimo swojego radykalizmu wcale nie jest skazany na niepowodzenie. Pozytywnie odniosła się do niego nawet komisarz ds. zdrowia Andrulla Vasiliu. Vasiliu już we wrześniu zamierza wprowadzić go pod obrady Komisji Europejskiej.

Projekt, który oficjalnie ma na celu ochronę zdrowia obywateli UE i zmniejszenie liczby osób umierających na raka, wywołał ogromną falę sprzeciwów. Palacze twierdzą, że gwałcone są ich podstawowe prawa.

Unser Führer Adolf Hitler trinkt keinen Alkohol und raucht auch nicht.. Seine Arbeitsleitung ist ungeheuer! Ein Volk, ein Reich, eine Volkspartei! Links, links, links zwei, drei, vier. Linka podesłał Stefan Batory - dzięki.

Wolność i Kapitalizm

Będziemy dalej płacić na partie


Posłowie mają się zająć projektem ustawy o zniesieniu finansowania partii z budżetu. Już teraz wiadomo jednak, że będzie to czysta formalność. Projekt nie trafi nawet do dalszych prac parlamentarnych w komisjach, a od razu zostanie odrzucony. Problem w tym, że nie popiera go nawet PSL. Głosy PO to zaś za mało, by nad nim dalej pracować.

– Zagłosujemy za odrzuceniem tego projektu, bo nie zgadzamy się z jego założeniami – mówi Stanisław Żelichowski, szef klubu ludowców. Projekt, który posłowie PO złożyli w lutym, przewiduje całkowitą rezygnację z wypłacania partiom politycznym jakichkolwiek środków z budżetu. W tym roku na ten cel polski podatnik wyda ponad 107 mln zł. Politycy mogliby się natomiast starać o pozyskanie od wyborców 1 proc. ich podatku. Dokładnie tak jak to się dzieje obecnie w przypadku organizacji pożytku publicznego.

Pomysł od początku budził sprzeciw nie tylko PiS i lewicy, ale też koalicyjnego PSL. Ludowcy nie kryli, że nie zgodzą się na takie zmiany. Najbardziej uderzyłyby bowiem w ich ugrupowanie. Większość wyborców PSL to rolnicy, którzy nie płacą podatku dochodowego. To zaś oznacza, że nawet gdyby chcieli wesprzeć swoją partię, nie mieliby takiej możliwości.

– Na wiele jesteśmy się w stanie zgodzić, ale w tej sprawie dochodzimy do ściany – wyjaśniają politycy PSL. Mają też za złe koalicjantowi, że projekt zgłosił bez żadnych konsultacji z nimi. Żelichowski dowiedział się o nim dzień przed jego zgłoszeniem i to na chodniku przed Sejmem.
Ludowcy zgłaszają jeszcze inne uwagi. Przede wszystkim taką, że finansowanie z budżetu jest elementem stabilizacji sceny politycznej...

Pewnie - po co się samemu pozbawiać koryta.

Wolność i Kapitalizm

środa, 23 lipca 2008

Lektura Gazety Wyborczej dla dzieci: "Mała książka o kupie"

Gazeta Wyborcza zajęła się reklamą nowej książki skierowanej dla dzieci, pt "Mała książka o kupie" [tak! tak!]. Już sam tytuł powinien porazić każdego normalnie czującego i myślącego człowieka - lecz nie propagatorów rozstroju społecznego. Rozmowę z autorką książki, która - stwierdza z rewolucyjną satysfakcją żydowska gazeta dla Polaków - "będzie szokująca dla wielu polskich rodziców", przeprowadziła Iwona Jędrzejewska, wywiadowczyni Gazety Wyborczej.

"Z dziećmi powinniśmy rozmawiać o wszystkim, co nas otacza, co jest częścią życia." - stwierdza Gazeta Wyborcza, a Pernilla Stalfelt, "szwedzka autorka książek dla dzieci" na pytanie: "Dlaczego dzieci powinny czytać o kupie?" odpowiada m.in, że "Dla dzieci w Szwecji sprawy fizjologii są czymś bardzo naturalnym. Uważają wręcz, że kupa i bąki są zabawne. Myślę, że warto wspierać ten typ humoru i namawiać dzieci, by zgłębiały temat i bliżej badały sprawę." [sic!]

Na normalną reakcję polskich rodziców, z których "Wielu jest negatywnie nastawionych i deklaruje, że 'Małej książki o kupie' nigdy nie pokaże swojemu dziecku", autorka odpowiada, że konieczna jest zmiana "autorytarnego społeczeństwa polskiego", gdyż polscy rodzice "Prawdopodobnie się boją... Ważne jest, by choć na chwilę odważyć się i rozluźnić pancerz kontroli w relacji z dzieckiem. Pozwólmy sobie na nowe wyzwania. Moje książki są pisane i ilustrowane w duchu demokracji - uważam, że dzieci są tak samo wartościowe jak my, dorośli. Dzieci to też członkowie społeczeństwa, mają pełne prawo do wiedzy; pełne prawo do tego, by ich wysłuchano. Polska wydaje się być społeczeństwem, w którym dzieci wychowuje się raczej autorytarnie... Sądzę, że lektura takich książek, jak np. "Książka o kupie" może tę sztywność relacji choć trochę zmiękczyć."

46-letnia Stalfelt - z pewnością przeżywająca kryzys hormonalnego zaburzenia równowagi - autorka kilku innych książeczek przydatnych do demoralizacji i skutecznego ogłupiania dzieci zastrzega się, że absolutnie "Nie chcę nikogo prowokować, raczej zapraszać do przemyśleń, wspólnego filozofowania z dziećmi." W tym wszystkim nie dziwi również i to, że nie jest ona przeciwna pokazywaniu seksu dzieciom i - jako konsekwencja takiego myślenia - zapewne i pornografii. "Jeśli zaś chodzi o seks, to myślę, że czynienie z niego tematu tabu jest zdecydowanie szkodliwe. Zdaję sobie jednak sprawę, że moja opinia na ten temat mogłaby być w Polsce bardzo niepopularna."

Lubującej sie w dewiacji myślowej pani Stalfelt, proponujemy tematy następnych książek: "Jak zabić rodziców", "Kochane kłamstwa", "Bądźmy donosicielami" i - oczywiście - "Mała książka o pornografii". Ten ostatni temat od razu wyczuła Gazeta Wyborcza, która nie omieszkała zamieścić w polecanych linkach tematu "Jak mówić dzieciom o pornografii?".

Swoją drogą, niezwykle interesujące, że książeczka pani Stalfelt jakoś nie znalazła do tej pory wydawcy na rynku amerykańskim, z reguły połykającym każdy rodzaj demoralizacji, za to skutecznie propaguje swoje idiotyzmy w Polsce - przy skutecznej reklamie antypolskich mediów.

Nie po raz pierwszy widać, że aborcja, pornografia, demoralizacja, rewolucja społeczna - to domena Rewolucyjnego Żyda i talmudycznej gazety wydawanej celem ogłupiania Polaków.

bibula.com

Szwedzkie służby socjalne odebrały Polakom dziecko za klapsy

Szwedzi nie pozawalają bić dzieci - nikomu. Przekonali się o tym polscy imigranci, którym za klapsy odebrano dzieci. Rodzina Wolskich, jak wielu lekarzy, wyjechała do Szwecji, licząc na lepsze życie i karierę. Nie zadawali sobie niestety sprawy z tego, że bicie dzieci jest w Szwecji absolutnie zakazane. Szwedzkie służby socjalne odebrały im dzieci, gdy okazało się, że wymierzają im “klapsy”.

“Gazeta Wyborcza” informuje, że szkoła w Karlstad w środkowej Szwecji zainteresowała się Wolskimi już w marcu. Nauczycielka przeczytała w klasie opowiadanie o ojcu, który uderzył syna, a potem zapytała dzieci, kto przeżył podobną historię. Ośmioletni Kamil Wolski podniósł rękę do góry i powiedział, że “czasem dostaje klapsy od taty i mamy”. Później nauczyciel WF-u zauważył siniaki na ciele chłopca.

Mecenas Jerzy Misiowiec pracujący od 30 lat w Sztokholmie skomentował dla “Wyborczej”:

“Sprawa Wolskich jest typowa. Polacy przeżywają tu szok kulturowy. W całej Skandynawii bicie dzieci jest zakazane i traktowane jak przestępstwo. Nie toleruje się nawet klapsów. Nam się wydaje , że klepnięcie w pupę jest niewinne, a w Szwecji za to staje się przed sądem.

Wolscy odzyskali chłopców pod warunkiem, że zgodzą się na terapię rodzinną. Twierdzą, że dla synów zrobiliby wszystko, ale nie czują się winni.

(źródło: GW, pardon.pl)

Holandia: Likwidacja terminu "nazwisko panieńskie"

Holenderskie urzędy stanu cywilnego oznajmiły 16 lipca br. że wycofują używanie terminu "nazwisko panieńskie", gdyż kłóci się z przepisami z 2001 legalizującymi związki osób tej samej płci ("małżeństwa homoseksualne").

Tradycyjnie stosowany termin "nazwisko panieńskie", wpisywany w dokumentach związki małżeńskie, powodował "zawstydzenie" partnerów homoseksualnych i zastąpiony został terminem "nazwisko rodowe" (Geboortenaam).

www.bibula.com

Z cyklu tanie państwo: w 2007 roku przybyło w Polsce 600 etatów urzędniczych

Miało być mniej urzędników, a jest coraz więcej. Przez rok w administracji rządowej przybyło 600 etatów. A każdy z przyzwoitą pensją. Rosną więc koszty państwa. W 2007 roku na administrację przeznaczono 273 milionów złotych, w tym już ponad 300 milionów - podliczył "Newsweek".

Administracja ma się w Polsce równie dobrze co gospodarka. Rośnie w szybkim i stałym tempie. W zeszłym roku przybyło 600 urzędników. A, jak podsumował "Newsweek", przez ostatnie trzy lata zatrudnienie w administracji wzrosło o dwa tysiące osób!

Kto tak potrzebuje nowych urzędników? Według tygodnika najbardziej rozrosły się trzy resorty. To MSWiA, Ministerstwo Finansów oraz resort gospodarki.

Armia urzędników pochłania coraz większe koszty. O ile w budżecie na 2007 rok na administrację przewidziano blisko 273 miliony złotych, to rok później już ponad 301 milionów. A przecież premier Tusk zapowiadał, że urzędnicza armia będzie się kurczyć, a koszty będą maleć.

Eksperci rozwiewają też nadzieje, że większa ilość urzędników oznacza sprawniejszą pracę administracji. Ustawa o służbie cywilnej nie pozwala zwolnić ludzi z poprzedniej ekipy. "Nowy minister bierze swoich ludzi, ale nie może pozbyć się tych, których zastał po poprzedniku" - mówi Robert Gwiazdowski z centrum imienia Adama Smitha.

"A do tego wbrew twierdzeniom Karola Marksa ilość nie przechodzi w jakość. Bo zazwyczaj jest tak, że odsunięty na boczny tor dyrektor departamentu stara się na wszelkie sposoby sabotować decyzje swojego następcy z nowego zaciągu. A więc urzędnicy zamiast dbać o gospodarkę pogrążają się w wewnętrznych walkach" - dodaje ekonomista w rozmowie z "Newsweekiem".

www.konserwatyzm.pl
www.dziennik.pl