sobota, 31 maja 2008

Łapaj eurospekulanta!

Unijnych parlamentarzystów oburzyły podwyżki cen żywności. Zatroskani losem europejskiego ludu uchwalili nawet specjalną rezolucję w tej sprawie!

Europosłowie wezwali Komisję Europejską i państwa członkowskie UE do zbadania różnic między cenami u producentów, a cenami u sprzedawców detalicznych i dokonania analizy wpływu sprzedawców na nieproporcjonalnie wysoki wzrost cen żywności.

Rezolucja odważnie atakująca drożyznę i spekulantów może jednak trafić rykoszetem w europejskich komisarzy. Z treści dokumentu należałoby wnioskować, że europejscy parlamentarzyści ciągle nie domyślają się, iż w znacznym stopniu, to właśnie działania brukselskiej centrali powodują wzrost cen.

Skąd wzięły się unijne limity na produkcję żywności? Kto wymyślił, zaproponował i zadecydował o nakładaniu na kraje członkowskie UE kar za nadmierną produkcję? Czy kary wpływają na zmniejszenie produkcji żywności? Jak ograniczenie produkcji wpływa na ceny?

Może europosłowie wiedzą wszystko o wewnątrzunijnych regulacjach, tylko nie znają ekonomicznych skutków decyzji brukselskich socjalistów?
Europarlamentarzyści chcą naszego dobra! Na pewno chętnie schwytaliby i
unieszkodliwili wszystkich spekulantów i sabotażystów! Gdyby tylko
wiedzieli, gdzie należy ich szukać...

Piotr Tomczyk

Tygodnik "Głos"

Kolejne absurdy walki z tytoniem


Brytyjskiemu ministrowi zdrowia spodobał się przedstawiony przez władze Szkocji projekt walki z nikotynowym nałogiem, zakazujący eksponowania papierosów na sklepowych półkach, rozważa więc wprowadzenie takich przepisów w całym kraju.
W niedzielnym wywiadzie dla BBC brytyjski sekretarz stanu ds. zdrowia Alan Johnson podkreślił, że powstrzymywanie dzieci od sięgania po tytoń jest niezwykle ważne. Z tego powodu zdelegalizowane mogą zostać również automaty do sprzedaży papierosów, uniemożliwiające kontrolę wieku kupujących.

Brytyjskie ministerstwo zdrowia przemyśli również inne spośród przedstawionych w środę przez szkocki rząd pomysłów: m.in. zakaz sprzedaży papierosów w paczkach mniejszych niż 20 sztuk, wprowadzenie systemu osobnych licencji na sprzedaż papierosów, obowiązek pakowania papierosów w białe paczki bez znaków firmowych. W Wielkiej Brytanii obowiązuje zakaz palenia w zamkniętych miejscach publicznych, takich jak biura, bary i restauracje - jako pierwsza wprowadziła go Szkocja w 2006 r. W całym kraju wyroby tytoniowe obłożone są wysokimi podatkami, a wkrótce na paczkach papierosów pojawią się zdjęcia przedstawiające zniszczone płuca.

za onet.pl

piątek, 30 maja 2008

Komisja Jewropejska działa!

Komisja Europejska (KE) krytycznie zareagowała w czwartek na padające w Polsce i innych krajach UE propozycje obniżenia minimalnych stawek akcyzy od paliw w sytuacji rosnących cen surowca.

Rzeczniczka KE ze swej strony przypomniała, że ewentualna obniżka minimalnych stawek akcyzy na paliwo w UE wymagałaby po pierwsze inicjatywy legislacyjnej Komisji Europejskiej, a po drugie jednomyślnej zgody wszystkich państw członkowskich. "A na to się nie zanosi" - powiedziała Asimakopulu.

Podkreśliła też, że KE nie ma zamiaru proponować zawieszenia zaaprobowanej już wcześniej przez kraje członkowskie podwyżki akcyzy na olej napędowy do 330 euro w roku 2010.
KE stoi na stanowisku, że ingerowanie w podatki nie doprowadzi do spadku cen paliw. Stanowczo sprzeciwia się obniżaniu akcyzy, a także stawek podatku VAT, w odpowiedzi na wzrost cen paliw.

Z kolei unijny komisarz ds. gospodarczych i walutowych Joaquin Almunia przypomniał w środę, że wciąż obowiązujące jest stanowisko przyjęte przez unijnych ministrów finansów na posiedzeniu w Manchesterze w 2005 roku - że cięcia w podatkach od paliw tylko napędziłyby w sztuczny sposób popyt i byłyby złym sygnałem dla dostawców.

Kapica zaznaczył, że obniżenie akcyzy wpłynęłoby na niewykonanie planu dochodów budżetu państwa. Poinformował, że obniżenie akcyzy o 10 gr oznacza 1 mld 580 mln zł obniżenia dochodów rocznie.

No tak: w ZSRE pieniądze mają być w budżecie państwa, a nie w portfelach obywateli!!!

Komisja Jewropejska działa


Jak poinformowała wczoraj "Panorama", Komisja Europejska zamierza okraść rodziców i domaga się, aby polskie państwo podniosło Vat z 7 do 22% na ubranie dziecięce itp.


Po lewej budynek Komisji Jewropejskiej; zgadnijmy, za czyje pieniądze został zbudowany ten kolos?

Rząd Włoch przyjął projekt ustawy ratyfikującej Traktat Lizboński

Plany gabinetu, które przewidywały uchwalenie dokumentu w połowie lipca, może pokrzyżować Liga Północna. Wystąpiła ona bowiem z inicjatywą przeprowadzenia referendum w tej sprawie.


Kilka dni temu minister spraw zagranicznych Franco Frattini zapewnił, że Włochy chcą być wśród krajów, które doprowadzą do dalszej integracji europejskiej. Podkreślał, że ratyfikacja będzie jedną z pierwszych inicjatyw nowego parlamentu.
Przyjęty przez rząd projekt ustawy ratyfikacyjnej miałby szanse na aprobatę izby deputowanych i senatu jeszcze przed wakacjami, gdyby nie stanowisko Ligi Północnej. Separatystyczna i eurosceptyczna partia Umberto Bossiego wchodzi w skład koalicji rządowej. Chce, aby w sprawie Traktatu wypowiedział się cały naród. Jak podkreślił jeden z jej liderów, Roberto Calderoli, chodzi tu bowiem o utratę dużej części suwerenności.

Konstytucja Włoch zakazuje przeprowadzania referendum w sprawach podatkowych oraz traktatów międzynarodowych. Dlatego jeśli Liga Północna musi najpierw doprowadzić do nowelizacji ustawy zasadniczej.

IAR/GJ

środa, 28 maja 2008

Biskupi ostrzegają

Niebawem ukaże się dokument włoskich biskupów, którzy chcą zakazać proboszczom udostępniania pomieszczeń parafialnych na uroczystości religijne muzułmanów - zawiadamia włoski dziennik La Repubblica powołując się na informacje bp. Józefa Betori'ego.

Biskupi mają przypomnieć kapłanom, że zgodnie z zasadami islamu, obiekt używany przez muzułmanów w celach kultycznych nie może być już dostępny dla przedstawicieli innych religii. To może powodować niepotrzebne napięcia – ostrzegają biskupi.

No tak: biskupi bardziej martwią się, że te bluźniercze praktyki mogą zaniepokoić muzułmanów, niż to, że katoliccy kapłani zamiast nawracać innowierców ułatwiają im dostęp do swoich praktyk. Warto byłoby także wspomnieć, że modlitwy pogan przy kościołach smucą i obrażają także Chrystusa, prawda???!!!

Szkocja: przerażające statyski aborcyjne

Jako "głęboko przygnębiające" określił przedstawiciel Kościoła katolickiego w Szkocji najnowsze dane, dotyczące ilości przeprowadzonych w aborcji w tej części Wielkiej Brytanii.

W ubiegłym roku wykonano ich 13 703, o 540 więcej niż w roku 2006. Ponad 3.5 tysiąca kobiet zdecydowało się na ten krok po raz kolejny. 372 osoby to dziewczynki w wieku poniżej 16 roku życia.

Zdaniem rzecznika szkockiego metropolity Glasgow abp Mario Contiego, to dowód, że społeczeństwo "zawiodło zarówno nienarodzone dzieci, jaki i kobiety w Szkocji". "Jedna aborcja jest już o jedną za dużo, ale 13 703 przerasta wyobrażenie" - dodał rzecznik.

Mary Scanlon, przedstawicielka torysów w Szkockim Parlamencie, zajmująca się sprawami zdrowotnymi, przyznała, że wzrastająca z roku na rok liczba aborcji stanowi poważny powód do niepokoju "W szczególności, jeśli weźmiemy pod uwagę to, iż jedna czwarta kobiet, która dokonała aborcji w 2007 roku, robiła to również w przeszłości" - stwierdziła na łamach dziennika "Times" przedstawicielka regionu Highland, dowodząc, że aborcja zaczyna być coraz częściej stosowana jako środek antykoncepcyjny.

Najwięcej aborcji dokonuje się w zubożonych rejonach Szkocji. Robi to tu ponad 17 na 1000 kobiet, prawie dwa razy więcej niż w rejonach bogatych. Niemal wszystkie zabiegi zostały wykonuje się w państwowych placówkach zdrowia (NHS). Największy odsetek kobiet dokonujących aborcji (prawie 30 proc.) mieści się w przedziale wiekowym 16-19 lat.

W Anglii i Walii w roku 2006 wykonano łącznie 193 737 aborcji. W Irlandii, Północnej, poza przypadkami zagrożenia zdrowia i życia matki, zabijanie nienarodzonych jest zabronione.

Z serwisu Kontrrewolucja

Czesi będą płacić za leczenie w państwowej służbie zdrowia

W Czechach nie będzie powrotu do bezpłatnej służby zdrowia - orzekł Sąd Konstytucyjny. Obowiązujące od początku roku przepisy zaskarżyli socjademokraci. Sąd Konstytucyjny utrzymał w mocy nowe asady, będące podstawą planu zreformowania systemu publicznej służby zdrowia.

Sędzia Stanislaw Balik orzekł, że gdyby sąd przejawiał nadmierną aktywność wobec jakiejś reformy, stworzyłoby to precedens i zamknęło drzwi do wszelkich działań reformatorskich.

Teraz Czesi płacą 30 koron (równowartość 4 zł) za wizytę u lekarza w publicznej służbie zdrowia,a także wypisanie recepty i 60 koron za każdy dzień pobytu w szpitalu (60 koron).

Z opłat zwolnieni są ludzie ubodzy, dzieci z domów dziecka i osoby, którym przymusowo nakazano leczenie.

Czeski związek zawodowy pracowników służby zdrowia zapowiedział na 24 czerwca strajk przeciwko dalszym reformom przygotowywanym przez ministra zdrowia Tomasza Julinka.

wtorek, 27 maja 2008

Dla dobra dziecka

"Wszystkie dzieci nasze są" - śpiewała Majka Jeżowska. Brzmi to pięknie, dopóki nie uświadomisz sobie, że to zdanie oznacza również: "twoje dzieci nasze są".

Idea zmniejszenia twojości dzieci na rzecz ich naszości jest szczególnie bliska sercu pani Katarzyny Piekarskiej, byłej posłanki lewicy i od niedawna szefowej regionu mazowieckiego SLD. Pani Kasia dobrze wie, jak w nowoczesnym społeczeństwie należy wychowywać dzieci. A ponieważ "nie potrafi przejść obojętnie obok ludzkiej krzywdy" (jak pisze na swojej stronie: www.piekarska.pl) zrobi wszystko, żeby zmusić nas siłą, abyśmy wychowywali dzieci prawidłowo. Czyli tak, jak ona nam powie.

We wtorkowym "Salonie Politycznym Trójki" pani Piekarska pochylała się z troską nad losem dzieci. "Bardzo gorąco kibicuję pani minister Fedak, która zapowiedziała, że wprowadzi ustawowy zakaz bicia dzieci" - powiedziała nowa baronowa SLD. Wyraziła również aprobatę dla projektu "ustawy monitorującej losy dziecka", który został przygotowany jeszcze w poprzedniej kadencji rządu przez PiSowską panią minister. Baronowa Piekarska uważa bowiem, że państwo powinno dbać więcej o dzieci wychowywane przez złych rodziców. Otoczyć ich troską i opieką: nadzorować, kontrolować, monitorować. Wszędzie i o każdej porze. Tak często jak tylko się da.

Pani Kasia uważa też, że powinieneś aktywnie pomóc państwu w opiece nad dziećmi. Nad dziećmi, które co prawda nie są twoje, ale przecież są nasze, więc twoje też. A skoro są i twoje, to masz nie tylko prawo, ale i obowiązek wtrącać się do wszystkiego, co ich dotyczy. W szczególności powinieneś donosić władzom o wszystkich podejrzanych rzeczach, które się mogą dziać u sąsiadów. "Osobom donoszącym należy zapewnić pełną anonimowość" - nalega pani Piekarska. Stwierdza też z przekonaniem, że w odpowiedzi na donos o potencjalnym problemach rodzinnych kurator powinien natychmiast skontrolować mieszkanie bandyckiego rodzica. A jeżeli ten nie chce otworzyć, kurator powinien wrócić z policją, wykopać drzwi i wejść do środka. "Jeżeli w dziesięciu takich przypadkach jeden okaże się fałszywy, państwo polskie stać na to, żeby przeprosić i zapłacić za drzwi" - uważa była posłanka SLD. Anonimowe donosy są przecież znane z tego, że zwykle są rzetelne, odpowiedzialne i prawdziwe. W dziewięćdziesięciu procentach, według pani Katarzyny.

Tak więc w ramach walki z przemocą w rodzinie była posłanka Piekarska proponuje, żeby służby państwowe najpierw włamywały się ludziom do domów, a dopiero potem pytały o co chodzi.

Nie znam się na dzieciach tak dobrze jak działaczka SLD, ale mam wątpliwości czy dziecko, które widzi jak kurator z policją rozwalają łomem drzwi jego domu i z krzykiem wpadają do środka, rzuci im się w ramiona przepełnione wdzięcznością, że państwo polskie tak o nie dba. Wydaje mi się, że ratowanie dziecka przed przemocą za pomocą przemocy jest - delikatnie mówiąc - nadgorliwością. O ile dobrze pamiętam piosenka Majki Jeżowskiej mówiła "uchyl im serce jak drzwi", a nie "wykop im drzwi z zawiasów".

Próbuję sobie wyobrazić świat, który nam przygotowuje pani Piekarska. Próbuję go zobaczyć oczami przeciętnego polskiego rodzica. I widzę troskliwą sąsiadkę, która zauważa u mojego syna siniaka, którego sobie nabił grając w piłkę na podwórku. Zaniepokojona staruszka składa anonimowy donos na policję. Widzę dalej kuratora, który żąda wejścia do mojego domu w celu sprawdzenia, czy jestem dobrym rodzicem. Widzę siebie, jak z oburzeniem odmawiam, radząc mu, żeby się zajął własnymi dziećmi, a nie cudzymi. Widzę, jak wraca następnego dnia z policją, wyłamują mi drzwi łomem, zabierają przemocą syna i wytaczają proces o znęcanie się nad dzieckiem. A kiedy po sześciu miesiącach udowadniam im w końcu, że nie jestem alkoholikiem, pedofilem, gwałcicielem ani sadystą, państwo polskie przeprasza. Dostaję trzy formularze, po wypełnieniu których dostanę w ciągu roku zwrot wydatków za naprawę drzwi.

"Bardzo dużo państw europejskich zakazało bicia dzieci i nic złego z tego nie wynikło, wręcz przeciwnie" - powiedziała w Salonie Politycznym Trójki obrończyni praw dziecka z SLD. Pani Piekarska się oczywiście myli, skupiając się na wyjątkach zamiast na całości. Rodzice maltretujący dzieci są wyjątkiem, a nie regułą, prawo zaś powinno być tworzone z myślą o wszystkich, bo dotyczy wszystkich. Czy prawo, które przynosi dobre skutki wśród marginesu, ale jest szkodliwe dla całości, można uznać za dobre? Popularny pogląd mówi, że jeżeli pomożemy choćby jednemu dziecku wyłamując przy tym milion drzwi, to warto. To zupełnie tak, jakby uważać, że jeden doskonały obiad dla biednego chłopca w ekskluzywnej restauracji jest wart głodowania całej rodziny przez rok. Wydaje się to prawdą, ale tylko wtedy, kiedy skupimy się tylko na tym jednym dniu i jednym obiedzie, i zignorujemy całą resztę. Polityk powinien widzieć całość.

Najgorszym efektem ustaw stawiających władzę państwa ponad władzą rodzicielską jest ten, że ludzie nie chcą mieć dzieci. Obywatele tak już mają, że zazwyczaj wolą mieć coś własnego, niż coś, co będzie wspólne. Myśl, że moje dziecko będzie tak naprawdę nasze, raczej zniechęca do posiadania potomstwa niż zachęca.

Ten efekt widać najlepiej właśnie w Europie, gdzie władza rodziców nad dziećmi jest od lat sukcesywnie ograniczana na rzecz władzy państwa. Od 2000 roku Europa odnotowuje ujemny przyrost naturalny. Prognozy podają, że w ciągu najbliższych 50 lat ludność Europy zmniejszy się o 70 milionów. Prognozy nie biorą jednak pod uwagę aktywnej działalności ludzi pokroju pani Katarzyny Piekarskiej, którzy wzięli sobie do serca, że "wszystkie dzieci nasze są". Z tym, że przez "nasze" rozumieją "państwowe".

Być może niedługo nikt nie będzie już mógł powiedzieć "to jest moje dziecko". Bo dziecko będzie nasze, społeczne, narodowe. Właściwie to już teraz jest. Jak możesz powiedzieć "moje dziecko", skoro państwo może ci je zabrać, kiedy tylko uzna, że nie jesteś odpowiednim rodzicem? Jeżeli nawet czujesz się dziś wzorem taty lub mamy, to kto wie, jak będzie zmieniać się w czasie definicja "odpowiedniego rodzica"? Jutro mogą ci odebrać dziecko za klapsa, pojutrze za wypicie szklanki piwa.

Przykładowo pani Piekarska uważa, że nie można wyznaczyć granicy między karceniem a znęcaniem się, wobec czego należy zabronić bicia dzieci w ogóle. Święty Mikołaj już nie będzie przynosił rózgi na gwiazdkę - pani Kasia mu ją ustawowo odbierze. Karać dzieci w ogóle nie będzie można, bo w jaki sposób? Dotknąć nie wolno, nakrzyczeć też nie, bo może to zostać uznane za znęcanie się psychiczne. Kto wie, czy w przyszłości jakaś posłanka nie uzna z kolei, że nie da się wyznaczyć granicy między "dobrym" a "złym" dotykiem i zabroni ustawowo przytulać dzieci? Bo czy jesteś w stanie udowodnić, że kiedy ostatnio przytuliłeś córeczkę, to nie był "zły dotyk"? Nie? Hmm. W takim razie sąd poważnie się zastanowi nad tym, czy powinieneś być rodzicem. Sąd działa bowiem w najlepszym interesie dziecka. Pytasz, skąd sąd wie, co jest w najlepszym interesie dziecka? Jak to skąd? Od pani Piekarskiej!

Doceniam dobre chęci byłej posłanki SLD, ale ja bym jednak wolał, żeby moje dziecko było moje, twoje było twoje, dziecko pani Piekarskiej było dzieckiem pani Piekarskiej i kropka. Wolałbym, żebyś przed żadnym kuratorem nie musiał nigdy udowadniać, że się nadajesz na rodzica i żeby żaden sąd nie miał prawa odbierać nikomu jego własnego dziecka. Chciałbym mieć w Polsce prawo strzelać do każdego, kto wyważa moje drzwi i włamuje się do mojego domu, żeby mi zabrać moje dziecko. I żebym, w razie pomyłki, to ja ich przepraszał, a nie oni mnie.

Bo większość ludzi w Polsce to jednak nie są alkoholicy, pedofile, zboczeńcy i sadyści, droga pani Piekarska. Zadbajmy raz dla odmiany o większość, a nie o margines.

Z bloga Marcina Lechowicza

Niech żyje i zwycięża komunizm i socjalizm!

Europa zamierza zintensyfikować walkę z nierównościami społecznymi. Zaczęli Niemcy. W Bundestagu przedstawiony został raport Ministerstwa Pracy, według którego aż 13% Niemców żyje w biedzie, a drugie tyle może w nią popaść. Sposób na rozwiązanie tego problemu wskazali ministrowie finansów Unii Europejskiej (w ich gronie musiał być też chyba i polski minister, aczkolwiek źródła milczą na ten temat). Ich zdaniem brakujących pieniędzy na świadczenia socjalne należy poszukać w kieszeniach menedżerów, których średnia płaca to 274 tys. euro rocznie, co w zestawieniu z emeryturą na poziomie 800 euro jest szokująco niesprawiedliwe.

„Skoro nadchodzi kryzys ekonomiczny, nie możemy apelować do ludzi o zaciskanie pasa i jednocześnie akceptować skandalicznie wysokich zarobków tych, którzy i tak żyją w luksusie” – powiedział premier Luksemburga i szef grupy Euro Jean-Claude Juncker. Holandia chce wprowadzić wyższy podatek dla firm, które finansują krociowe odprawy menedżerów, a jednocześnie zwalniają pracowników, by redukować koszty. Projekty ustaw już trafiły do parlamentu.

Holendrzy mają akurat rację, ale tylko w odniesieniu do spółek giełdowych. Tam gdzie jest prawdziwy właściciel, nigdy nie zgodzi się na bajońskie odprawy dla prezesów, którzy narobili mu długów – jak choćby tuzy rynku finansowego na kredytach hipotecznych. Takie rzeczy zdarzają się tylko w przypadku pozbawionych rzeczywistej kontroli korporacji giełdowych. Ale jak zwykle dziecko zostanie wylane z kąpielą – europejscy politycy dobiorą się do kieszeni wszystkich menedżerów. W imię sprawiedliwości społecznej oczywiście. I tylko się zastanawiam, po co było obalać komunizm? Przecież w nim takich niesprawiedliwości nie było?

Na wszelki wypadek Royal Dutch Shell (oczywiście ustami swoich menedżerów – bo jakżeby inaczej) zapowiedział, że po wprowadzeniu takich rozwiązań po prostu przeniesie swoją siedzibę poza granice Holandii. Proponuję jak najszybsze zniesienie podatku dochodowego – może przeniosą siedzibą Shella do Polski i rozwiążą Panu Prezydentowi Kaczyńskiemu problem „bezpieczeństwa energetycznego Polski”.

Aczkolwiek może nie tak do końca, bo nie wiem, czy kolejni prezesi Orlenu załapali by się w Shellu do roboty – bo przecież u nas głównym wyznacznik „bezpieczeństwa energetycznego” jest to, że „górą nasi”. Ale z drugiej strony nie wiem, czy menedżerowie z Orlenu poszliby do roboty w takim Shellu za te głupie 274 tys. euro rocznie :)

Z blogu Roberta Gwiazdowskiego

Zgwałcił córkę 800 razy dla zysku

Po ujawnieniu koszmarnej sprawy kazirodztwa i 24-letniego więzienia córki z dziećmi przez Josefa Fritzla, 38-letnia Brytyjka postanowiła opowiedzieć historię rodzinnego dramatu. Kobieta twierdzi, że od 11. roku życia ojciec zgwałcił ją 800 razy. John McMillian powtarzał córce, że musi mieć dziecko, by on mógł dostać dodatek.


38-letnia Anne Marie Wilson była ofiarą kazirodztwa przez 16 lat. Kobieta zaszła w ciążę sześć razy, ale miała poronienia. Jedno z jej dzieci przeżyło tylko osiem miesięcy. Anne Marie postanowiła opowiedzieć o swoim dramacie, po tym jak zrobiło się głośno o Elisabeth Fritzl, Austriaczce więzionej i gwałconej przez sadystycznego ojca.

Ojciec gwałcił mnie raz na tydzień. Kiedy zobaczyłam w telewizji Elisabeth, osunęłam się z wrażenia na kanapę. Mój ojciec był bardzo podobny do Fritzla, a ja do Elisabeth. Powróciły wszystkie koszmarne wspomnienia - wyznaje Wilson.

Ojciec nigdy nie więził mnie w schronie, ale żyłam w ciągłym strachu. Cały czas byłam ofiarą przemocy. On jest potworem. Zadręczał mnie swoimi zdeprawowanymi fantazjami - opowiada kobieta.

Anne Marie żyła ze swoim ojcem, matką Annie, pięcioma braćmi i dwoma siostrami, gdy w jej domu dochodziło do gwałtów. Problemy nie skończyły się po przeprowadzce do Szkocji.

Matka dziewczyny nie wiedziała o dramacie. Ojciec Anne Marie szantażował ją i groził, że zabije matkę, jeśli powie wyjawi jej tajemnicę. Pod łóżkiem chował siekierę i nóż. Pierwszy raz ofiara gwałtów zaszła z nim w ciążę w wieku 15 lat. Brytyjski dziennik "The Sun" nazwał ojca Anne "brytyjskim Fritzlem". (ap)

Polacy kradną auto w niemieckiej reklamie

Stereotyp Polaka-złodzieja jest za Odrą wciąż żywy. Przed meczem Polska - Niemcy na Euro 2008, w internecie pojawiła się reklama, na której Polacy kradną auto niemieckim kibicom - informuje serwis tvn24.pl.
W reklamie grupa niemieckich kibiców jedzie furgonetką na mecz swojej reprezentacji. Sielankę przerywa nagła potrzeba fizjologiczna. Nasi bohaterowie, z błogimi minami, w rytm niemieckiego hymnu załatwiają się do przydrożnego rowu i już po chwili chcą kontynuować swoją podróż. Tu jednak czeka ich przykra niespodzianka. Znika bowiem auto, którym jechali. Po chwili znikają także wątpliwości, kto za tym stoi. Na ekranie pojawia się napis: "Polska-Niemcy, 8 czerwca 2008", a potem nazwa witryny gdzie można obstawiać wyniki meczów Euro 2008 - pisze tvn24.pl.

Według Jana Tomaszewskiego taka reklama to skandal. - Czy w Niemczech nie kradną samochodów? Czy w Stanach Zjednoczonych nie kradną samochodów? Ja rozumiem, że mogą się śmiać z nas, że strzelą nam 10 bramek, że będą się bali czy my nie kupimy sędziego, bo korupcja jest w Polsce. Natomiast tutaj to nie jest szydzenie ze spraw sportu, tylko z narodu - komentuje dla tvn24.pl były bramkarz reprezentacji Jan Tomaszewski.

za onet.pl

Elitarny klub dla mężczyzn przyjmie kobiety

Najstarszy, najbardziej elitarny i najważniejszy z klubów zrzeszających członków partii konserwatywnej - Carlton Club, przyjmujący dotąd tylko mężczyzn, członków partii konserwatywnej, ugiął się pod presją i zgodził się przyjmować kobiety na pełnych prawach członkowskich. Uchwałę poparło dwie trzecie głosujących członków klubu obecnych na dorocznym walnym zgromadzeniu - donoszą brytyjskie media. Tym samym dobiegła końca tradycja klubu sięgająca 1822 r., którego siedziba mieści się przy prestiżowej ulicy St James, w pobliżu biur następcy tronu.

Założycielem Carlton Club jest dżentelmen i konserwatywny poseł Tony Peers, a jego celem koordynowanie działalności partyjnej. Klub liczy 1,6 tys. pełnoprawnych, lub honorowych członków oraz 200 kobiet na prawach członków stowarzyszonych. Roczne członkostwo w zależności od statusu kosztuje od 195 funtów do 1125 funtów.

Jedynym wyjątkiem jest Margaret Thatcher dopuszczona w charakterze członka honorowego z tytułu sprawowania urzędu premiera (1979-90). Każdorazowy lider partii konserwatywnej zapraszany jest do wstąpienia do klubu, ale obecny David Cameron jak dotąd tego nie zrobił.

Według komentatorów, kierownictwo partii konserwatywnej, która w ostatnich sondażach notuje rekordy popularności, chce przekonać opinię publiczną, że partia się modernizuje i nie chce być kojarzone z przywilejem i ekskluzywnością. Carlton Club otworzył się na kobiety, ale tylko pod warunkiem, że są działaczkami partii konserwatywnej.

sobota, 24 maja 2008

Chcieli sprzedać dziecko za 1 euro


"Wystawiam na aukcji moje prawie nowe dziecko, ponieważ za dużo płacze. Płeć męska, 70 cm długości" - taki opis na eBay umieścili rodzice z południowych Niemiec. Przedmiotem aukcji był ich siedmiomiesięczny synek. Cena wywoławcza: 1 euro. Internauci powiadomili policję.

- To był tylko żart - tłumaczyła 23-letnia matka chłopca cytowana przez dziennik "Bild". - Chciałam sprawdzić, czy ktoś złoży ofertę. Teraz zabrali mojego syna do szpitala, a ja muszę poddać się badaniom psychiatrycznym - dodała.

Policja poinformowała, że siedmiomiesięczne dziecko zostało odebrane rodzicom i umieszczone w domu opieki. Śledztwo wykaże, czy aukcja była rzeczywiście głupim żartem. Śledczy nie wykluczają, że rodzice naprawdę chcieli sprzedać swoje dziecko.

Aukcja była widoczna w internecie przez dwie godziny. Nikt nie złożył oferty kupna.

za gazeta.pl

Marszałek województwa odwołuje wystawę ze swastyką

Marszałek województwa kujawsko-pomorskiego domaga się wstrzymania otwarcia wystawy w toruńskiej galerii Wozownia. Instalacja zatytułowana "Pole energetyczne" miała pokazać pierwotne znaczenie swastyki.


Wiele wskazuje na to, że instalacja nie ujrzy światła dziennego. Według organizatorów sporna instalacja miała z założenia rehabilitować znak swastyki i budować pozytywny wizerunek. Znak swastyki w prastarej kulturze oznaczał szczęście.

Galeria Wozownia podlega urzędowi marszałkowskiemu, dlatego Piotr Całbecki marszałek województwa kujawsko-pomorskiego zażądał wstrzymania otwarcia wystawy. Jego zdaniem powodem wymyślenia wystawy jest szukanie taniego poklasku. Nie jest to symbol, który należy rehabilitować - dodał. (bart)

Jak już wiadomo wystawa została odwołana; parę lat temu panoszył się pomysł, żeby w ogóle zakazać swastyki - zaprotestowała Finlandia, w której swastyka nie kojarzy się jednoznacznie z narodowym socjalizmem! Euro-socjaliści na siłę wszędzie szukają śladów nazizmu, tymczasem wcale nie przeszkadza im wystawa bluźnierczo uderzająca w chrześcijaństwo!

"Wspierające rodzicielstwo" zamiast ojca!!!

„Kobiety wygrały prawo do dzieci bez ojców” – stwierdza „Times”relacjonując debatę w Izbie Gmin nad ustawą o sztucznym zapładnianiu i embriologii. Według brytyjskiej gazety „samotne kobiety i pary lesbijskie wygrały kluczowe prawa rodzicielskie”.

Kliniki prowadzące zabiegi sztucznego zapładniania „nie będą już mogły odsyłać z niczym lesbijek i samotnych kobiet argumentując, że dziecko nie będzie miało ojca, albo męskiego wzoru do naśladowania” – informuje IAR za londyńską gazetą. Ojca zastąpiono w ustawie terminem „wspierające rodzicielstwo”, co oznacza, że ustawa stanowi najbardziej znaczące rozszerzenie praw „rodziny” homoseksualnej od czasu usankcjonowania adopcji przez gejów – zwraca uwagę „Times”.

Świeżo uchwalone przepisy, w powiązaniu z obowiązującą ustawą o prawach człowieka sprawiają – zaznacza „Times” – że „obie strony związku homoseksualnego będą uznawane za rodziców w sytuacji, kiedy para lesbijska pocznie dziecko ze spermy dawcy lub para gejów z udziałem łona zastępczego”.

Źródło: polskieradio.pl

Francja chce ”powszechnej legalizacji sodomii”

Francuski rząd planuje wykorzystać okres nadchodzącej prezydencji w Unii Europejskiej do nawoływania do „powszechnej legalizacji sodomii”. Rząd poparł również obchody Międzynarodowego Dnia Przeciw Homofobii – informuje LifeSiteNews.com.

Jak donosi francuska agencja prasowa AFP, rząd zadeklarował swoje poparcie dla obchodów „Międzynarodowego Dnia Przeciw Homofobii” (IDAHO). Jest to obchodzone co roku 17 maja przez pederastów „święto” upamiętniające wykreślenie homoseksualizmu z listy chorób przez Światową Organizację Zdrowia, która uznała w 1990 r., że homoseksualizm nie jest zaburzeniem psychicznym. Jednak kontrowersje w związku z tą decyzją wciąż istnieją. Wielu lekarzy psychiatrów jest zdania, że homoseksualizm jest poważnym zaburzeniem emocjonalnym.

Według portalu LifeSiteNews.com, rząd francuski na czele z Nicolasem Sarkozy nie zamierzał poprzeć Międzynarodowego Dnia Przeciw Homofobii, dopóki aktywista homoseksualny Louis Georges Tin nie zorganizował 16 maja protestu przed pałacem prezydenckim. Podobno miał on na sobie koszulkę z listą państw, w których sodomia jest zakazana.

Tin został aresztowany na kilka godzin, co wywołało protesty socjalistycznych polityków i lewicowych organizacji. Wiceszefowa ministerstwa spraw zagranicznych i zarazem sekretarz stanu ds. praw człowieka, czarnoskóra, radykalna działaczka lewicowa Rama Yade spotkała się z aktywistą i obiecała mu, że rząd uzna oficjalnie IDAHO i związany z nim ruch założony przez Tina w 2005 r.

Zapowiedziała również, że rząd wykorzysta czas swojej prezydencji w Unii Europejskiej do nawoływanie na forum ONZ - gdzie Francja będzie reprezentowała oficjalne stanowisko wszystkich państw należących do UE - do powszechnej legalizacji homoseksualizmu.

Minister obiecała również potępienie wszelkich przypadków homofobii w państwach, do których uda się w sprawach służbowych.

Prezydencja Francji w UE rozpoczyna się w czerwcu i potrwa do końca grudnia.

Obecnie sodomia jest zakazana w 75 państwach na świecie, głównie w Afryce i Azji.

Źródło: LifeSiteNews.com, AS

piątek, 23 maja 2008

Rodzice chcą ratować swoje dzieci


"Gazeta Wyborcza" i jej przybudówka "Metro" od kilku tygodni apelują "razem z rodzicami" o to, aby władze miast uruchomiły dodatkowe przedszkola, bo nie starcza już miejsc dla dzieci, a matki przecież muszą iść do pracy. Tymczasem te gazetki nie chcą zauważyć apelu rodziców, którzy nie chcą, aby ich dzieci poszły wcześniej do szkół:

Ratujmy maluchy - alarmują rodzice i protestują przeciw planom posłania sześciolatków do szkół. Tylko wczoraj pod listem otwartym w internecie w tej sprawie podpisało się kilkaset osób. W sumie zebrało się już prawie 4 tysiące podpisów - pisze DZIENNIK.

"Nie buntujemy się przeciwko wcześniejszej edukacji naszych dzieci. Ale znamy realia polskich podstawówek i twierdzimy, że nie są one przygotowane na przyjęcie sześcioletnich maluchów" - tłumaczy w rozmowie z DZIENNIKIEM Karolina Elbanowska z podwarszawskiego Legionowa, matka trójki dzieci, w ciąży z czwartym. To ona wraz z mężem rozpoczęła akcję pod hasłem "Ratuj maluchy". Oboje na specjalnie założonej stronie internetowej zbierają podpisy pod protestem przeciwko wysyłaniu sześciolatków do szkół i likwidacji zerówek w przedszkolach.

Bo właśnie takie są plany Ministerstwa Edukacji. Resort chce, by od września przyszłego roku dzieci urodzone w latach 2002 i 2003 obowiązkowo poszły do pierwszej klasy. MEN obiecuje, że zapewni dzieciom w zerówkach taki sam standard opieki, jaki miałyby w przedszkolach.

Protestujący rodzice nie wierzą jednak w te zapewnienia. "W szkołach brakuje nauczycieli, sal lekcyjnych, a na korytarzach w czasie przerw panuje straszliwy tłok. Ta reforma jest zupełnie nieprzygotowana. Ministerstwo ustala coś na papierze, i od razu chce to wprowadzać w życie. A przecież to nie jest przeprowadzka. Tu nie chodzi o meble, tylko o sześcioletnie dzieci!" - denerwuje się Karolina Elbanowska.

Podobnego zdania jest Anna Zwierz z Krakowa, matka dwóch chłopców w wieku przedszkolnym. "Teraz moi synowie są w przedszkolu do 15.30. Uczą się i bawią, jedzą posiłki. Jeśli pójdą do szkoły, to lekcje skończą jeszcze przed południem i resztę czasu będą spędzać w przepełnionej świetlicy. Bo nie wierzę, że szkoła zorganizuje im jakieś sensowne zajęcia" - mówi.

Inni rodzice dodają, że maluchy będą się czuły w szkole zagubione. Do tego dojdą prozaiczne, lecz uciążliwe problemy: ławki i krzesła będą dla nich za duże, a toalety zbyt wysokie. A co gorsza zgodnie z ministerialnymi planami, w przyszłym roku do szkół mają iść równocześnie sześcio- i siedmiolatki, w sumie prawie 700 tys. dzieci. "Jak wypadnie sześciolatek w porównaniu ze starszym o cały rok kolegą z klasy?" - pytają protestujący.

Tych obaw nie podziela minister edukacji Katarzyna Hall. Podczas Warszawskiego Forum Oświatowego dwa tygodnie temu minister przekonywała, że jest wystarczająco dużo czasu, by przygotować szkoły na przyjęcie maluchów.

A co na to rodzice? "Nie wierzę, że w ciągu roku, jaki pozostał do rozpoczęcia reformy, polska szkoła się zmieni. Najwyraźniej pani minister i jej doradcy nie znają sytuacji w placówkach" - mówi Elbanowska.

Protestujących nie przekonuje nawet argument, że w Unii Europejskiej obniżenie wieku szkolnego świetnie się sprawdza. Przypominają, że tam maluchy mają oddzielne wejścia do szkół, doskonale wyposażone place zabaw i przystosowane sale lekcyjne. "Tam są bezpieczne, a u nas? Po prostu rozpacz" - mówi Zuzanna Kotarska z Gdańska, matka 5-letniej Ani.

Na razie protestujący mają na swym koncie jeden sukces: Ministerstwo Edukacji przedłużyło termin zbierania opinii o reformie do 15 czerwca.

A jak jest w innych krajach ZSRE:

Najwcześniej, bo już w wieku 4 lat dzieci zaczynają naukę w Luksemburgu. W pozostałych krajach europejskich idą do szkoły w wieku od 5 do 7 lat.

• W wieku 5 lat rozpoczynają edukację dzieci: na Cyprze, w Holandii, Wielkiej Brytanii i na Węgrzech.

• W wieku 6 lat: w Austrii, Belgii, Francji, Grecji, Hiszpanii, Irlandii, na Litwie, w Niemczech, Portugalii, Czechach, Słowacji, Słowenii i we Włoszech.

• W wieku 7 lat: w Bułgarii, Danii, Estonii, Finlandii, Łotwie, Rumunii, Szwecji.

KE forsuje nową ustawę o przymusowych systemach kontroli stabilności

Od 2012 roku wszystkie nowe samochody osobowe i dostawcze mają być obowiązkowo wyposażone w system elektronicznej kontroli stabilności (ESC) - zaproponowała w piątek Komisja Europejska.

ESC współdziała z układem hamowania i napędu pojazdu i pomaga kierowcy w utrzymaniu panowania nad pojazdem w trudnej sytuacji, na przykład w złych warunkach drogowych lub w przypadku nadmiernej prędkości na zakręcie. Montowanie systemu w pozostałych rodzajach samochodów miałoby być obowiązkowe od 2014 roku.

Ponadto KE proponuje, by od 2013 roku samochody ciężarowe były wyposażone w zaawansowany system hamowania awaryjnego (AEBS), który za pośrednictwem czujników powiadamia kierowcę o zbliżaniu się do jadącego przed nim pojazdu, a w niektórych przypadkach uruchamia hamowanie awaryjne. Obowiązkowy miałby być także system ostrzegania przed niezamierzoną zmianą pasa ruchu (LDW).

Już w ubiegłym roku KE zaproponowała obowiązkowe wyposażenie od 2009 roku samochodów osobowych w system wspomagania hamulców (BAS), aby lepiej chronić pieszych. Zastosowanie BAS znacznie skraca drogę hamowania pojazdu w przypadku nagłego naciśnięcia na hamulec.

Według szacunków KE, wszystkie te usprawnienia przyczynią się do ograniczenia liczby śmiertelnych ofiar wypadków na drogach UE o około pięć tysięcy rocznie.

Drugi proponowany pakiet zmian ma przede wszystkim zmniejszyć emisje CO2 przez samochody, w ramach unijnej walki ze zmianami klimatycznymi. KE proponuje średni pułap emisji w roku 2012 w wysokości 130 gramów CO2 na kilometr. Obecna średnia emisja w nowych europejskich autach to ok. 160 g/km.

Dlatego KE proponuje obowiązkowe wprowadzenie od 2012 roku opon o niskich oporach toczenia (LRRT). Poza ograniczeniem emisji CO2, ma to przyczynić się do oszczędności paliwa i zmniejszenia poziomu hałasu.

Według KE takie opony zmniejszają o 7 gramów poziom emisji CO2 na jeden kilometr. Dodatkowe ograniczenie emisji - KE nie podaje, jak duże - ma wynikać z wprowadzenia systemu monitorowania ciśnienia w oponach (TPMS) - także obowiązkowego od 2012 roku.

Koszt tych wszystkich rozwiązań - zdaniem KE - nie powinien zwiększyć ceny samochodu o więcej niż 100-300 euro.

Propozycja KE w tej sprawie, która będzie musiała być zaakceptowana przez kraje członkowskie, zakłada również uchylenie ponad 150 istniejących dyrektyw i zastąpienie ich jednym rozporządzeniem, które będzie bezpośrednio stosowane w całej UE.

za gazeta.pl

czwartek, 22 maja 2008

Kto podpisał się pod apelem w obronie Lecha Wałęsy?

Zobaczmy, kto podpisał sie pod apelem broniącego "legendę" Solidarności Lecha Wałęsę:

Władysław Bartoszewski, Zbigniew Bujak, Jerzy Buzek, Andrzej Celiński, Marek Edelman, Bronisław Geremek, Stefan Jurczak, Krzysztof Kozłowski, Jan Kułakowski, Helena Łuczywo, Tadeusz Mazowiecki, Adam Michnik, Karol Modzelewski, Janusz Onyszkiewicz, Józef Pinior, Jan Rulewski, Henryk Samsonowicz, Grażyna Staniszewska, Wisława Szymborska, Barbara Skarga, Andrzej Wajda, Henryk Wujec, Krystyna Zachwatowicz.

Sama "śmietanka"; chciałem pogrubić poszczególne osoby, ale tak naprawdę, to oni wszyscy grają w jednej lidze...

Eurohomosizm

Parlament Europejski zaapelował, by Komisja Europejska nie rezygnowała ze swojego pomysłu dyrektywy zakazującej wszelkich form dyskryminacji gejów i lesbijek – informuje „Rzeczpospolita”.

W przyjętej większością 100 głosów rezolucji eurodeputowani przypomnieli KE "o jej zobowiązaniu do przedstawienia kompleksowej dyrektywy obejmującej niepełnosprawność, wiek, religię lub światopogląd oraz orientację seksualną, która uzupełniłaby pakiet istniejących przepisów antydyskryminacyjnych" – czytamy w dzienniku.

Zdaniem PE potrzebna jest dyrektywa, która zakaże "wszelkich form dyskryminacji". Dyrektywa taka znalazła się, z inicjatywy komisarza ds. równości szans Vladimira Szpidli, w zapowiedziach legislacyjnych KE na 2008 rok. Lecz w kwietniu KE ogłosiła, że projekt, który przestawi, będzie dotyczył tylko niepełnosprawności, gdyż na inną dyrektywę nie zgodzą się kraje członkowskie. W Radzie UE przyjęcie dyrektywy wymaga jednomyślności.

Zaprotestowała przeciwko temu autorka rezolucji PE, brytyjska liberałka Liz Lynne. Gorąco wspierała ją lewa strona sali plenarnej PE. Głosy przeciwne padały z ust deputowanych chadeckich należących do Europejskiej Partii Ludowej – Europejscy Demokraci (EPP), głównie Niemców z CDU-CSU. To Niemcy bowiem są największym przeciwnikiem przyjęcia szerokiej dyrektywy. Przy czym wcale nie chodzi im o sprzeciw wobec zapisu zakazującego dyskryminacji homoseksualistów, lecz raczej o zasadę, że walka z dyskryminacją jest domeną krajów członkowskich, a także o obawę przed dużymi kosztami dla przedsiębiorstw.

Ostatecznie jednak w głosowaniu przepadły poprawki forsowane przez EPP, które wykreślały z rezolucji wszelkie apele o szeroką, ramową dyrektywę – informuje „Rzeczpospolita”.

Polscy eurodeputowani w większości głosowali przeciw przyjęciu rezolucji, z wyjątkiem europosłów SLD, SdPl, a także Partii Demokratycznej. Od głosu wstrzymał się eurodeputowany PSL Czesław Siekierski.

Obecnie unijne prawo (dyrektywa z 2000 roku) zakazuje dyskryminacji homoseksualistów (a także każdej innej dyskryminacji) tylko w miejscu pracy. Ponadto obowiązuje dyrektywa w sprawie równego traktowania osób bez względu na pochodzenie rasowe lub etniczne. Dokonawszy przeglądu obowiązujących przepisów, KE uznała, że dyskryminacja ze względu na orientację seksualną, niepełnosprawność, religię oraz wiek w innych obszarach jest wciąż problemem i wymaga ustawodawstwa na szczeblu europejskim, ale najpilniejszą sprawą jest ochrona osób niepełnosprawnych.

Źródło: „Rzeczpospolita”

Skandal! Chcą kontrolować dzieci!

Po ostatnich wydarzeniach, w których ofiarami padły dzieci, polscy parlamentarzyści chcą wprowadzić elektroniczny monitoring wszystkich dzieci - podaje serwis dziennik.pl
Według wstępnych informacji serwisu dziennik.pl, pomysł posłów zakłada założenie gigantycznej bazy danych o nazwie "System śledzenia losów dziecka".

Z takiej bazy musieliby korzystać lekarze, nauczyciele i policjanci, którzy umieszczaliby tam informacje o każdej krzywdzie wobec dziecka czy domowej awanturze - pisze dziennik.pl.
Sprawa rozgorzała po śmierci 3,5-letniego Bartusia, którego matka - 36-letnia Iwona K. - miała zasądzony nadzór kuratora. Po jej wyprowadzce z Wałbrzycha tamtejszy sąd powinien zawiadomić o tym urzędników z jej nowego miejsca zamieszkania - Kamiennej Góry. Nie zrobił tego. Efektem tego było, że nikt nie interesował się losem chłopca katowanego przez pijanego kochanka matki. W końcu Bartuś skonał w męczarniach. Nieznany jest też los siostry chłopca. Dziewczynka zaginęła wiele lat temu i nikt nigdy jej nie szukał.

Całą sprawą jest wzburzona Joanna Kluzik-Rostkowska, posłanka Prawa i Sprawiedliwości, wiceszefowa sejmowej komisji polityki społecznej i rodziny. Jak zauważa posłanka, w Polsce "nie ma sprawnie działającego systemu śledzenia losów dziecka". Kluzik-Rostkowska mówi, że w Polsce losami dziecka zajmuje się wiele instytucji, "ale nie ma miejsca, gdzie skupiają się wszystkie informacje z tych instytucji". - To widać w sprawie 3,5-letniego Bartka. Wystarczyło, że matka się przeprowadziła, by dziecko "zniknęło" z pola widzenia państwa - mówi posłanka dla serwisu dziennik.pl.

Kluzik-Rostkowska ma gotowy projekt elektronicznego monitoringu, roboczo nazwanego Systemem śledzenia losów dziecka - podaje dziennik.pl. Jego koszt to pięć milionów złotych. Posłanka, jeszcze jako minister pracy w rządzie PiS, przygotowała projekt powołujący do życia gigantyczną bazę danych. Dziś wraca ze swoim pomysłem. System ma skupiać informacje z wojewódzkich centrów zdrowia, które rejestrują narodziny małych Polaków. Miałyby one również dalej śledzić ich losy, a policja umieszczałaby tam dane o domowych awanturach, a lekarze - o siniakach i śladach pobicia. Informacje będą podawać też np. nauczyciele, którzy zauważyli u dziecka coś niepokojącego.

Według drugiej wiceszefowej komisji polityki społecznej i rodziny, Anny Bańkowskiej z SLD, Sejm powinien jak najszybciej zająć się tego rodzaju systemem. - Nie możemy jednak pozwolić, by doszło do totalnej inwigilacji rodziny - zastrzega Bańkowska dziennikowi.pl.

onet.pl

Home Office chce rejestrować wszystkie rozmowy i maile Brytyjczyków

Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Wielkiej Brytanii przygotowuje ustawę komunikacyjną, która zakłada stworzenie bazy danych, w której znalazłby się rejestr wszystkich rozmów telefonicznych, maili oraz wizyt internetowych obywateli Zjednoczonego Królestwa - podaje dziennik "The Guardian".

Zgodnie z planowaną ustawą, dostawcy usług telekomunikacyjnych oraz internetowych będą musieli udzielać rządowi szczegółowych informacji dotyczących wszelkich działań ich klientów.

Do bazy będą miały dostęp wszystkie agencje rządowe na terenie Europy.

Zdaniem brytyjskiego Home Office, ustawa ta ułatwi kontrolę przepływu informacji i, tym samym, zmniejszy ryzyko związane z atakami terrorystycznymi.

Stworzeniu bazy sprzeciwiają się firmy internetowe oraz eksperci do spraw bezpieczeństwa.

Information Commissioner's Office (ICO) - organ rządowy zajmujący się ochroną danych osobowych w Wielkiej Brytanii - stwierdził, że planowana ustawa "posuwa się o krok za daleko". Zdaniem ekspertów z ICO, nie ma potrzeby, ani uzasadnienia dla tego, by rząd dysponował rejestrem rozmów telefonicznych i maili wszystkich obywateli kraju.

Już w ubiegłorocznym raporcie ICO ostrzegł, że społeczeństwo Wielkiej Brytanii jest coraz bardziej inwigilowane.

Obecnie w Wielkiej Brytanii, na podstawie ustawy Anti-Terrorism, Crime and Security Act 2001, uchwalonej po atakach terrorystycznych z 11 września, operatorzy telefoniczni i dostawcy usług internetowych udostępniają brytyjskiemu ministerstwu spraw wewnętrznych część danych swoich klientów na zasadzie dobrowolności.

źródło: gazeta.pl

Porwała dziecko, aby otrzymać mieszkanie

Brytyjski sąd skazał w piątek na ponad 2 lata więzienia Nigeryjkę, która kupiła i przeszmuglowała do Wielkiej Brytanii noworodka, aby uzyskać prawo do komunalnego mieszkania - powiadomiły brytyjskie media.

40-letnia Nigeryjka Peace Sandberg mieszkała wraz z córką w komunalnym lokalu w londyńskiej dzielnicy Ealing. Gdy córka przeniosła się do przebywającego w Szwecji ojca, Sandberg straciła prawo do mieszkania.

Wróciła więc do Nigerii, gdzie za 150 funtów brytyjskich kupiła trzymiesięcznego chłopca. Posługując się sfałszowanym aktem urodzenia, przywiozła go do Wielkiej Brytanii, aby ponownie uzyskać prawo do komunalnego mieszkania - wynika z przeprowadzonego przez brytyjską policję dochodzenia.

Oszustwo wyszło na jaw, gdy po powrocie do Londynu kobieta stawiła się w urzędzie dzielnicowym w Ealing, aby ubiegać się o nowe lokum. Jednak pracująca tam kobieta rozpoznała Nigeryjkę i przypomniała sobie, że gdy widziała ją przed dwoma miesiącami, ta z pewnością nie była jeszcze ciężarna. Wówczas Sandberg usiłowała wyjaśnić, że dziecko jest adoptowane.

Londyński sąd bez wahania skazał Sandberg na 26 miesięcy pozbawienia wolności za handel dziećmi.

sobota, 17 maja 2008

Skazali go na dożywocie...

Włochy: skazany 6-krotnie na dożywocie zabójca Moro na wolności

Dwutygodnik włoskich jezuitów „La civiltà cattolica” nie może zrozumieć, jak to możliwe, że zabójca byłego premiera Aldo Moro, którego 30. rocznica śmierci przypadała w tym miesiącu, jest już na wolności.

Członek kierownictwa osławionych Czerwonych Brygad Mario Moretti, który strzelał do włoskiego męża stanu w 1978 r., po zaledwie trzynastu latach spędzonych w więzieniu, korzysta obecnie z wolności pod nadzorem policji, chociaż, jak przypomina dwutygodnik, „nie ujawnił nigdy niczego ze swej działalności wywrotowej”.

„La civiltà cattolica” przypomina, że Moretti sam obciążył się odpowiedzialnością za zabicie Moro. Mimo, iż został sześciokrotnie skazany na dożywocie, od 1994 r. jest na wolności.

„(...) Jak to możliwe, by w demokratycznym kraju człowiek odpowiedzialny za najgroźniejszy w jego historii atak na państwo, do tego skazany sześciokrotnie na dożywotnie więzienie, mógł korzystać z wolności pod nadzorem policji” – dziwi się dwutygodnik włoskich jezuitów.

Lewacka organizacja terrorystyczna Czerwone Brygady uprowadziła byłego szefa rządu 16 marca 1978 r. Porywacze domagali się uwolnienia swych towarzyszy przebywających w więzieniu, na co nie chciały się zgodzić włoskie władze. W efekcie, chadecki polityk został zamordowany po 54 dniach przetrzymywania, 9 maja 1978 r.

Źródło: KAI

Bezrobotni i związkowcy

Zarejestrowani bezrobotni - by nie dostać pracy - masowo biorą zwolnienia lekarskie. Są urzędy, gdzie codziennie propozycje zatrudnienia dostaje 120 osób, a 80 z nich natychmiast ucieka na zwolnienie

Gdyby odrzucili propozycję, zostaliby wyrejestrowani i straciliby ubezpieczenie zdrowotne. A tak zostają w rejestrze i mogą pracować na czarno. Powiatowy Urząd Pracy nr 1 w Łodzi ma 17 tys. zarejestrowanych bezrobotnych. Każdego dnia ok. 120 dostaje ofertę pracy. - Aż 60, a czasem 80 osób z nich przedstawia nam zwolnienia lekarskie - opowiada Małgorzata Urbaniak, kierownik.

Przebiega to tak: bezrobotny dostaje informację, gdzie ma stawić się na rozmowę z pracodawcą. Jednak zamiast do firmy idzie do lekarza. - Przedsiębiorcy dzwonią z pretensjami, że nikt nie przyszedł. A po dwóch dniach otrzymujemy zwolnienie lekarskie - dodaje Urbaniak. - Jest też grupa osób, która ciągnie je od ponad roku - dodaje Radosław Czerwiński, kierownik wydziału usług rynku pracy w PUP nr 2 w Łodzi.

W każdym miesiącu 10 tys. bezrobotnych zarejestrowanych w tym urzędzie dostarcza grubo ponad 600 zaświadczeń lekarskich.

- Pracując na czarno, zarabiam więcej. A to, jak nie stracić przy tym ubezpieczenia zdrowotnego, podpowiedział mi szef - mówi wprost 40-letni Janusz z Łodzi. Zdarza się, że bezrobotni nawet nie ukrywają, że pracują. - Wpadają do urzędu w stroju roboczym, z wystającą z kieszeni kielnią - opowiada jeden z dyrektorów PUP.

Tymczasem urzędnicy nie mają możliwości sprawdzenia zwolnień. Jedynie gdy w grę wchodzi praca na wysokościach, urząd może wysłać kandydata do lekarza orzecznika. W innym przypadku musi honorować każde zaświadczenie. Małgorzata Urbaniak ocenia, że mniej więcej połowa bezrobotnych nie jest naprawdę zainteresowana szukaniem pracy. Bo ci, którzy chcą, zarejestrowani pozostają góra kilka miesięcy. Ofert pracy, choć pewnie niewymarzonych, nie brakuje. Handlowiec, szwaczka, ekspedientka, murarz, kosmetyczka, fryzjerka, hydraulik, elektryk, kierowca - o przedstawicieli tych zawodów wręcz proszą się pracodawcy. Piotr Broncher z agencji pracy tymczasowej Manpower: - Dziś zdecydowanie możemy mówić o rynku pracownika. Trend widoczny jest bardzo silnie w Łodzi, która należy do najdynamiczniej rozwijających się regionów. Aż jedna trzecia pracodawców chce w tym kwartale zwiększyć zatrudnienie. Firmy są w stanie zaproponować pracę prawie każdemu, bez względu na kwalifikacje. Wszystkie oferty gwarantują wynagrodzenie wyższe niż minimalna krajowa.

(Źródło: Metro)

Ale jest też dobra wiadomość:

Pracodawcy i rząd chcą utrudnić związkom zawodowym strajki. Za nielegalne okupowanie firm mogą im grozić milionowe odszkodowania - donosi piątkowa “Gazeta Wyborcza”. Zgodnie z pomysłem pracodawców zgłoszonym w Komisji Trójstronnej organizatorzy nielegalnych strajków dostawaliby rachunek za straty, które poniosła firma w czasie przestoju. Dziś za nielegalne działania utrudniające prace zakładu związkom nic nie grozi.

Pracodawcy chcą też ograniczyć swobodę strajkowania. Dziś, aby strajk był legalny, wystarczy poparcie jednej czwartej załogi. Teraz proponuje się, by ten limit podnieść do 50 proc.

Zaproponowano też ograniczenie liczby związków uprawnionych do negocjacji z pracodawcą. Według pomysłu pracodawców negocjować mogłyby jedynie duże związki zrzeszające minimum 33 proc. załogi.

źródło: nczas.com

Obiecał 2 tysiące - narazie jest jedno

W ramach programu rządu "Boisko w każdej gminie" powstał dopiero jeden obiekt z sześciuset planowanych na ten rok - informuje dziennik "Polska". Do 2012 roku premier Donald Tusk deklarował w expose wybudowanie 2 tysięcy boisk.


"Polska" podkreśla, że większość gmin, które zgłosiły udział w programie, nie ma szans na wykorzystanie do końca roku obiecanych przez rząd dotacji na budowę. A to oznacza jej utratę.

Zdaniem samorządowców, z którymi rozmawiała gazeta, opóźnienia w realizacji projektu Tuska to wina rządu. Według nich, Ministerstwo Sportu i Turystyki o dwa miesiące spóźniło się z przesłaniem projektu wzorcowego obiektu, który każda gmina miała adaptować na własne potrzeby.

Z wyliczeń gazety wynika, że budowa boiska trwa średnio 90 dni a przetarg na jego wykonanie 50 dni. A do końca roku zostało 169 dni. (IAR)

"Komputer dla każdego ucznia", "boisko w każdej gminie" - to przypomina czasu PRL-u, nieprawdaż???

piątek, 16 maja 2008

Wstępujemy do Eurokorpusu


- Polska wstępuje do Eurokorpusu - powiedział minister obrony narodowej Bogdan Klich.


- Po konsultacjach z prezydentem i premierem zdecydowaliśmy o wstąpieniu do Eurokorpusu - powiedział Klich w Brukseli.

Z Wikipedii możemy się dowiedzieć, że Eurokorpus ma inspirować tożsamość obronną UE. Kwatera tego tworu znajduje się w Badenii-Wirtembergii (Niemcy). Eurokorpus został założony przez: Francję, Niemcy, Belgię, Luksemburg i Hiszpanie, limitowaną liczbę oficerów posiadają inne kraje wchodzące w skład ZSRE: Grecja i Austria, a także Turcja.

Skoro UE ma nie być superpaństwem, to po co jej jednostka wojskowa, która ma inspirować w przyszłości do wspólnej tożsamości obronnej??? Swoją drogą widzimy tu wyjątkową zgodność prezydenta i premiera w misji pozbawiania nas kolejnej cząstki suwerenności!



Wacław Klaus: Traktat lizboński to ruch w złym kierunku

Prezydent Republiki Czeskiej Vaclav Klaus wyraził spore obawy co do ratyfikacji unijnego traktatu lizbońskiego. Zauważył on, że jego niektóre zapisy mogą zagrozić interesom jego kraju, w tym m.in. przyszłej ważności tzw. dekretów Benesza.


– To jest sprawa dla prawników, ale ja bym się tego obawiał – powiedział czeski prezydent. Powojenne dekrety czechosłowackiego prezydenta Edvarda Benesza m.in. sankcjonowały przesiedlenie i przejęcie majątków Niemców i Węgrów żyjących w Czechosłowacji.

Traktat lizboński to ruch w złym kierunku – podkreślił Klaus. Zaznaczył, że unijny układ został uzgodniony przez polityków i nie uzyskał legitymacji społecznej w formie referendum. Jego zdaniem, należy koniecznie zapobiec negatywnym tendencjom w UE: unifikacji, centralizacji, biurokracji i socjalizacji.

Czeski Senat pod koniec kwietnia skierował traktat reformujący UE do Trybunału Konstytucyjnego, by ten zbadał jego zgodność z czeskim porządkiem prawnym. Wyższa izba parlamentu zwróciła się o zbadanie zgodności z konstytucją unijnego traktatu, m.in. w sprawie zakresu obowiązywania Karty Praw Podstawowych UE w Czechach, jednocześnie zawieszając debatę ratyfikacyjną do czasu wydania orzeczenia przez Trybunał.

naszdziennik.pl/Wyroi

Sankcje za brak unijnych skrzynek

Tylko w jeden trzeciej bloków wymieniono do tej pory skrzynki pocztowe na unijne. Zarządcy, którzy z z montażem nie uporają się do połowy sierpnia, muszą się liczyć z… procesem.

Zgodnie z unijnymi wytycznymi nowe skrzynki powinny pojawić się do 24 sierpnia. Wymiana jest konieczna, by dostęp do nich mieli wszyscy operatorzy pocztowi - również komercyjni, np. UPS czy InPost (w całej Polsce działa w tej chwili około 200 operatorów pocztowych).

Dziś, by dostać się do starej skrzynki, trzeba mieć klucz. A nim dysponuje tylko adresat i Poczta Polska. W takiej sytuacji prywatne firmy muszą doręczać przesyłkę do rąk własnych adresata. Brak dostępu do skrzynek oznacza, że konkurencja na rynku pocztowym to fikcja. Niestety, sytuacja raczej nie zmieni się pod koniec sierpnia - uważa gazeta.

Do tej pory, choć Polska miała na to aż pięć lat, z 800 tys. starych skrzynek, których właścicielem była Poczta, wymieniono zaledwie 20 proc. Nie wiadomo, ile nowych skrzynek zostało zamontowanych w blokach wybudowanych w ostatnich pięciu latach. Dlaczego wymiana idzie tak opornie?

- Mamy większe problemy do rozwiązania: przeciekające dachy, pozatykane rury, pourywane rynny. A do tego wszystkiego nie wszyscy lokatorzy płacą czynsz. Tymczasem jedna skrzynka kosztuje ok. 40 zł. Nie stać nas na taki wydatek tylko po to, aby ułatwić życie pocztowcom - mówi gazecie “Metro” Helena Parlicka, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Właścicieli Nieruchomości, do którego należy prawie 400 “kamieniczników”.

za nczas.com

środa, 14 maja 2008

Mamy wolność słowa




Dwaj posłowie do parlamentu europejskiego - Sylwester Chruszcz i Maciej Giertych - zostali ukarani przez przewodniczącego parlamentu europejskiego Jana Pötteringa (to ten, który łaził po ulicach Warszawy podczas Parady Schumana) za to, że 12 grudnia w czasie obrad PE wyrazili swój sprzeciw wobec przyjęcia Karty Praw Podstawowych.

Dziękujemy (już) Anecie Krawczyk



Wczoraj [6 maja] zaczął się jeden z najważniejszych procesów w wolnej Polsce.... twierdzi Piotr Pacewicz w Gazecie Wyborczej i ujawnia w tekście "Dziękujemy Anecie Krawczyk" o jaki proces chodzi.

No tak, dla Michnikowszczyzny Aneta Krawczyk jest bohaterką, która przerwała zmowę milczenia. Z biegiem czasów zmieniają się nam obyczaje w Polsce; kiedyś porządna kobiet po usłyszeniu takiej propozycji dawała "liścia" w twarz szefowi, wychodziła z trzaskiem zamykając drzwi i szukała sobie innej pracy, albo wracała do domu gotować obiad dzieciom. Teraz bohaterką jest kobieta, która zgadza się dobrowolnie świadczyć usługi seksualne w zamian za bycie sekretarką i pobierając jeszcze pensje, a potem oskarża (po kolei) swoich pracodawców (niesłusznie) o bycie ojcem jej dziecka!

wtorek, 13 maja 2008

Socjalistyczne rozwiązania KE

Jak podały wczoraj "Wiadomości" Komisja Europejska po raz kolejny zaingerowała w prywatne sprawy Polski i tym razem zanegowała umowę między Rzeczpospolitą a Ukrainą. Strefa Schengen - inicjatywa wydawałoby się jak najbardziej pożyteczna - zwiększyła możliwości podróżowania wewnątrz ZSRE, natomiast granice wschodnie zostały jeszcze bardziej uszczelnione.

28 marca premier Donald Tusk podpisał w Kijowie podpisał umowę o małym ruchu granicznym, dzięki czemu Ukraińcy mogli na podstawie specjalnych zezwoleń przekraczać granice z Polską (i na odwrót - swoją drogą - nie dużo więcej idiotyczny przepis, aby do przekroczenia granicy potrzeba było zezwoleń. Biurokraci nie pamiętają, że po obu granicach mieszkają rozdzielone rodziny!).

Teraz znowu ten mały kapitalistyczny biznes upada przez socjalistyczne rozwiązania z Brukseli. Przygraniczne sklepy bankrutują, a mieszkańcy strefy przygranicznej muszą czekać w długich kolejkach po zezwolenie na przekroczenie granicy!

Co prawda nie jest tak źle jak w czasach komunistycznych; wtedy to Polak, który chciał się wybrać do Czechosłowacji musiał czekać kilka tygodni na wydanie paszportu (nie mówiąc już o wyjedzie na Zachód), ale i tak samo czekanie na wydanie pozwolenia na przejście przez granice oddaloną o kilkaset metrów od swojego domu jest haniebne!

poniedziałek, 12 maja 2008

Związkowcy dają popalić


Związkowcy domagają się gigantycznych podwyżek. Ich żądania mogą rozsadzić kasę państwa w 2009 r. - pisze "Rzeczpospolita".

Jan Guz, przewodniczący OPZZ uzasadnia żądania tym, że w ostatnich latach nie było podwyżek, za to ceny rosły jak szalone. Jego zdaniem w oświacie i edukacji muszą one wynieść około 50 proc. Pozostali pracownicy państwowych urzędów mieliby dostać po około 15 proc. Dziś na nadzwyczajnym posiedzeniu kierownictwo "Solidarności" ustali stanowisko związku w sprawie przyszłorocznego wzrostu płac - informuje "Rzeczpospolita".

Janusz Śniadek, szef "Solidarności", przypomina, że premier Donald Tusk obiecał Polakom do 2012 roku zarobki takie jak w Unii.

Pracodawcy uważają, że 15-proc. wzrost płac to absurd . Według Macieja Krzaka, eksperta Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan. Zakładając, że wzrost gospodarczy wyniesie 5 proc., można oczekiwać podwyżek dla budżetówki w granicach 5 - 8 proc., nie więcej.

Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu, uważa, że oczekiwania związkowców są nierealne głównie z powodu zbyt wysokich kosztów dla budżetu.

Z kolei były minister finansów Mirosław Gronicki na ostudzenie zapędów związkowców przypomina, co się stało na Węgrzech. - Tam podwyżki sięgnęły kilka lat temu 50 proc. i węgierska gospodarka do dziś nie może się pozbierać - mówi Gronicki. "Rz" przypomina, że płacowe żądania związków mogą napędzić inflację i zagrozić budżetowi. Resort finansów zapowiada, że nie zgodzi się na 15-proc. podwyżki dla wszystkich pracowników budżetówki


Źródło: "Rz"

Już niedługo kochani związkowcy, już niedługo, kiedy tylko państwo polskie pod rządami socjalistycznego Lecha Kaczyńskiego i proniemieckiego Donalda Tuska przyjmie Kartę Praw Podstawowych!!!

niedziela, 11 maja 2008

1000 zł za studiowanie!

Tysiąc złotych miesięcznego stypendium motywacyjnego dostaną na start ci maturzyści, którzy wybiorą studia techniczne - zapowiada “Dziennik”. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego chce w ten sposób zachęcić absolwentów liceów i techników, by wybierali kierunki ścisłe - strategiczne z punktu widzenia gospodarki kraju.

Do pomysłu z entuzjazmem podchodzą rektorzy politechnik. Zaś humaniści mówią o dyskryminacji ich dyscyplin.

Stypendia motywacyjne, na razie jako program pilotażowy, będą wypłacane od najbliższego roku akademickiego. Otrzymają je już studenci pierwszego semestru. To duża nowość, bo stypendia naukowe wypłacane są dopiero od drugiego roku.

Trwają konsultacje nad tzw. kierunkami zamawianymi, czyli strategicznymi z punktu widzenia gospodarki kraju. Zostaną wybrane spośród trzech dyscyplin obejmujących przedmioty ścisłe, przyrodnicze i techniczne - wyjaśnia Katarzyna Dziedzik, rzecznik resortu nauki. Dodaje, że będzie na nich studiować 3 tysiące osób, a połowa z nich zostanie objęta systemem stypendiów motywacyjnych.

Kryterium będzie konkurs świadectw maturalnych. Po roku studenci będą weryfikowani pod kątem wyników w nauce, mogą więc stracić pieniądze na rzecz tych, którzy uczą się lepiej.

źródło: nczas.com

Europejski Kodeks Postępowania

Regulaminy i polityka prywatności serwisów społecznościowych oraz wydawców stron internetowych powinny zostać ujednolicone - uważa Komisja Europejska. Główne problemy, które mają być regulowane w opracowywanym właśnie Kodeksie Postępowania to ochrona prywatności, filtrowanie treści oraz kwestie moderacji i raportowania o nadużyciach.

Komisja Europejska zaprosiła do pracy nad tworzeniem takiego dokumentu przedstawicieli największych światowych serwisów społecznościowych, m.in. Facebook, MySpace, YouTube czy Yahoo. W zespole tym znaleźli się także przedstawiciele polskich serwisów Epuls i Grono.net.

W tym roku przewidziano cztery robocze spotkania, podczas których dyskutowane będą wytyczne dla serwisów objęte przyszłym Kodeksem Postępowania. Pod koniec kwietnia br., w Brukseli odbyło się już pierwsze z takich spotkań. Jego uczestnicy debatują przede wszystkim nad sposobami ochrony prywatności, filtrowania treści oraz zgłaszania nadużyć przez użytkowników serwisów internetowych.

Koordynatorem projektu z ramienia KE jest Ryszard Swetenham. Przewiduje on, że ostateczna treść Kodeksu Postępowania, który ma - według Komisji - chronić interesy internautów pojawi się w lutym 2009 roku.

Co będzie następne?

żródło: nczas.com

Aborcja co 27 sekund

W Unii Europejskiej co 27 sekund dokonuje się aborcji. Do tego rozpada się instytucja małżeństwa. W krajach Unii rocznie przeprowadza się 1,2 mln zabiegów usuwania ciąży. To tyle, ile wynosi populacja Malty i Luksemburga razem wziętych – stwierdza raport niezależnego hiszpańskiego Instytutu Polityki Rodzinnej. Dokument wskazuje na poważny kryzys demograficzny na naszym kontynencie. Przyrost naturalny stale się obniża, a w krajach Europy mieszka już więcej emerytów niż dzieci.

W niechlubnych statystykach przyrostu naturalnego najgorzej wypadają nowe państwa członkowskie, w tym Polska. W naszym kraju wskaźnik urodzeń wynosi 1,27 – oznacza to, że średnio tyle dzieci przypada na kobietę w wieku rozrodczym. To zdecydowanie za mało. Dopiero wskaźnik urodzeń na poziomie 2,1 zapewnia pełną wymianę pokoleń. Po latach kryzysu zbliżają się do niego Francja (2), Irlandia (1,93), Szwecja (1,85) i Wielka Brytania (1,84).

Zdaniem ekspertów oprócz masowych aborcji jedną z przyczyn tego trendu może być kryzys rodziny.

„Co trzecie małżeństwo kończy się rozwodem. W niektórych krajach, takich jak Estonia, Francja czy Szwecja, więcej dzieci rodzi się w związkach niezalegalizowanych niż w małżeństwach” – czytamy w raporcie.

Aborcja jest tylko jednym z przejawów hedonistycznego stylu życia, jaki wybrała Europa. Jeśli nie powrócimy do tradycyjnych wartości, takich jak rodzina, to czeka nas katastrofa. Kontynent musi przejść kulturową i moralną reformę – mówi „Rz” Roberto de Mattei, włoski historyk, wykładowca historii chrześcijaństwa na Europejskim Uniwersytecie w Rzymie.

(Źródło : Rzeczpospolita

piątek, 9 maja 2008

Artykuł o hetero z Gazety Wyborczej za 100 lat

Wczoraj w Warszawie, w godzinach południowych odbyła się zapowiadana nielegalna demonstracja heteroseksualnych aktywistów. Mimo sprzeciwu Prezydenta Miasta demonstranci zebrali się na Placu Zamkowym i przemaszerowali ulicami Gejowskie Przedmieście, Nowy Homoświat, przeszli przez Plac Biedronia, Plac Senyszyn i dalej Alejami Lesbijskimi do Belwederu. Ogoleni na łyso demonstranci zachowywali się obscenicznie, mężczyźni idąc obejmowali kobiety, co śmielsze mieszane pary demonstracyjnie całowały się. Dewianci po drodze znieważyli pomnik Roberta Biedronia na placu nazwanym jego imieniem, wywrócili Palmę i pozrywali z niej prezerwatywy. W swoich okrzykach i na niesionych na transparentach hasłach domagali się równouprawnienia osób heteroseksualnych, dopuszczenia ich do zawodów nauczyciela, wychowawcy i innych mających kontakt z dziećmi i młodzieżą, pozwolenia na legalizację związków heteroseksualnych i nawet pozwolenia na wychowywanie dzieci. Demonstracja eskortowana była przez policję, nie pozwalająca na skierowane w kierunku normalnych obywateli ataki heteryków, którzy zmuszeni zostali przez to jedynie do ograniczenia się do obelżywych i nieobyczajnych okrzyków.
O ostatnich wydarzeniach rozmawiamy z Rzecznikiem Praw Mniejszości:
- Panie Rzeczniku, w społeczeństwie demokratycznym nawet mniejszości seksualne mają prawa do wyrażania swoich przekonań. Jak to się więc stało, że heterecy nie otrzymali prawa do przemarszu przez miasto?
- Ależ to nieprawda - Prezydent Miasta nie zgodził się tylko na przemarsz heretyków przez śródmieście, co zaburzałoby komunikację i porządek w mieście. Wskazano im na ten cel alternatywne miejsca demonstracji, w Milanówku albo Józefowie, albo Górze Kalwarii. To ostatnie byłby nawet bardzo na miejscu, jako skansen Katolicyzmu, zawsze związanego z heteroseksualnym odchyleniem. Można tam oglądać procesje religijne, więc i heretycy mogliby sobie maszerować do woli.
- Dlaczego więc heretycy uparli się maszerować w samej Warszawie i zaburzać spokój normalnych homoobywateli? Czego się domagają?
- W swoich hasłach domagają się prawa do ślubów mieszanych, wychowywania dzieci, wspólnego opodatkowania i innych przywilejów. Oczywistą jest sprawą, że o ile możemy im pozwolić na wspólne zamieszkiwanie w wyznaczonych osiedlach, o tyle nie może być mowy o wychowywaniu dzieci przez rodziców. Nie możemy wracać do średniowiecza, młody homoseksualista musi się wychowywać od małego wśród kolegów, w szkole prowadzonej przez wykwalifikowaną jednopłciową kadrę - sprawdzonych homoseksualnych nauczycieli dla chłopców, lesbijskich nauczycielek dla dziewczynek. Tylko to zapewni zrównoważony rozwój psychiczny młodego człowieka i prawidłową świadomość płciową. No bo proszę sobie wyobrazić - jak dziecko może się normalnie rozwijać wychowywane przez parę mieszaną, atakowane na raz sprzecznymi wzorcami kobiety i mężczyzny? Jak w takich warunkach może się rozwinąć równowaga emocjonalna?
- Propaganda heteroseksualna podkreśla, że to właśnie pary mieszane są naturalnym środowiskiem rozwoju dla dziecka! Co Pan o tym sądzi?
- Propaganda heteroseksualna od dawna szerzy kłamliwe i szkodliwe dezinformacje. Heretycy podpierają się przy tym historią, i wiekami, kiedy to heteroseksualne rodziny były dominujące. Ale wiemy wszyscy, że było to skutkiem dominacji Katolicyzmu w Europie, Mahometanizmu w Afryce i Buddyzmu w Azji. Po oswobodzeniu ludzkości z religii, powszechnie nastąpił powrót do prawidłowej, homoseksualnej orientacji człowieka. Wiemy przecież, że nawet w czasach dominacji światopoglądu religijnego, społeczeństwa pierwotne były homoseksualne, co Kościół skrzętnie ukrywał. Kościół zresztą posunął się dalej, do fałszerstwa, dowodząc jakoby pierwsi ludzie to byli mężczyzna i kobieta, podczas gdy ostatnie odkrycia naszych europejskich archeologów wykazały, że w najstarszej wersji pierwsi ludzie to byli Adam i Edek - mężczyźni. Pierwsi chrześcijanie zresztą też byli homoseksualni i dzieci wychowywali wspólnie, w komunach. To właśnie ściągnęło na nich prześladowania ze strony Nerona i późniejszych cesarzy, znanych ze swoich heteroseksualnych skłonności i innych zboczeń. I potem przerodziło w wieki prześladowań homoseksualistów. Dopiero XXI wiek, Robert Biedroń i Joanna Senyszyn, przywrócili światu normalność. Dlatego też demonstranci obrali te trasę przemarszu, aby sprofanować ich pomniki.
- Wobec tego słuszne, że chociaż pozwalamy heterykom żyć jak chcą, nie godzimy się na cofanie w rozwoju. Muszą pozostać na uboczu.
- Oczywiście, społeczeństwo demokratyczne musi być postępowe, i w miarę rozwoju nauki odkryjemy sposoby leczenia z heteroseksualizmu. Zresztą wystarczy popatrzeć na świat zwierząt - im wyżej rozwinięte ewolucyjnie, tym większy procent homoseksualnych osobników. U żyraf jest ich 20%, u małp ponad połowa to homoseksualne. Po prostu powtarzają za nami znaną europrawdę - homoseksualizm to postęp.

Znalezione na forum onet.pl

czwartek, 8 maja 2008

Litwa ratyfikowała Traktat Lizboński





Za przyjęciem dokumentu opowiedziało się 83 posłów, przeciw 5, a 23 parlamentarzystów wstrzymało się od głosu.

Litwa - jako pierwsze państwo Unii Europejskiej - ratyfikowała Konstytucję Wspólnoty, którą później odrzuciła większość unijnych państw. Parlamentarzyści podczas dyskusji poprzedzającej ratyfikację Traktatu Lizbońskiego podkreślali, że pozostało w niej 90 procent założeń z wcześniejszej Konstytucji.

Dla Litwy szczególne znaczenie ma zapis o solidarności państw członkowskich Unii w rozstrzyganiu kwestii energetycznych. Podobnie jak i inne państwa bałtyckie, Litwa określana jest mianem "wyspy energetycznej". Nie posiada bowiem połączeń gazowych i energetycznych z innymi państwami Wspólnoty i jest całkowicie uzależniona od rosyjskich dostaw. Zmniejszenie tego uzależnienia należy obecnie do priorytetów litewskiej polityki zagranicznej .

IAR/GJ

Komputer dla każdego ucznia!

Premier Donald Tusk zapowiedział w piątek “komputer dla każdego ucznia”. A MSWiA planuje, by najubożsi Polacy - młodzi i starsi - dostawali za darmo do domu komputery podłączone do internetu.

Za gazeta.pl:
“Z marcowych badań CBOS wynika, że komputer ma w domu 57 proc. Polaków, dostęp do internetu - 48 proc. To najczęściej ci młodzi, lepiej wykształceni, z dużych miast. Co z tymi, którzy dostępu do internetu nie mają? Ich szanse na znalezienie dobrej pracy i informacji potrzebnych, by poradzić sobie w życiu, maleją. - Nawet najlepszy polski uczeń przegra rywalizację ze swoim kolegą z Zachodu, jeśli komputer i internet nie będą dla niego środowiskiem naturalnym. Tak jak każdy polski uczeń ma prawo do ciepłego posiłku, tak powinien mieć też dostęp do komputera, oprogramowania edukacyjnego i internetu. To zrewolucjonizuje polską edukację i wyrówna szanse między dziećmi z rodzin biednych i bogatych - mówił Tusk 2 maja, zapowiadając w orędziu powołanie w kancelarii premiera specjalnego zespołu ds. programu Komputer dla każdego ucznia”

Kto w nim będzie? Rzecznik rządu Agnieszka Liszka każe poczekać na nazwiska kilka dni. Ale - jak wynika z informacji “Gazety” - już niedługo komputery mają popłynąć “pod strzechy” - nie tylko do uczniów.

Projektów ułatwiających dostęp do internetu jest dziś kilka. MEN zajmuje się wyposażaniem w komputery szkół. Ministerstwo Rozwoju Regionalnego wspiera doprowadzenie szerokopasmowego dostępu do sieci w najbardziej zapóźnionych województwach - np. do 2013 r. dostęp ma mieć 90 proc. gospodarstw w pięciu województwach wschodniej Polski.

A MSWiA ma dość zaawansowany projekt finansowania komputerów z dostępem do internetu osobom o niskich dochodach i niepełnosprawnym. O przydziale komputerów będą decydować gminy.

- Koniec tego roku to realny termin przekazania pierwszych komputerów - mówi “Gazecie” wiceszef MSWiA Witold Drożdż.

- Ogłoszenie o naborze wniosków o dofinansowanie jest planowane na przełomie maja i czerwca 2008 r. - mówi nam rzecznik MSWiA Wioletta Paprocka. Zastrzega, że”na tym etapie” zapowiadany przez premiera program “Komputer dla każdego ucznia” jest inicjatywą niezależną od prac prowadzonych przez MSWiA, choć wpisują się one w cele wytyczone przez premiera w orędziu.

Jak będzie to działać? W resorcie dowiedzieliśmy się że:

• ponieważ kluczowe w projekcie są gminy (i współpracujące z nimi organizacje pozarządowe), rola MSWiA ograniczy się do sprawdzenia poprawności wniosków przesłanych przez samorządy;

• zasadą ma być, że darmowe komputery mają dostawać przede wszystkim gospodarstwa domowe o niskich dochodach (takich, które upoważniają do wsparcia pomocy społecznej), a także uczące się dzieci i młodzież z rodzin w trudnej sytuacji materialnej i społecznej (uprawnieni do uzyskania stypendiów socjalnych, typowane do wsparcia przez ośrodki pomocy społecznej), niepełnosprawni;

• gmina będzie mogła dostać dotację nie tylko na kupno komputerów dla mieszkańców, ale też na opłacenie dostępu do internetu, instalacji i serwisowania sprzętu, szkolenia z obsługi komputera i korzystania internetu. Z tych pieniędzy będą też opłacani pracownicy gmin i organizacji pozarządowych odpowiedzialni za wskazanie potrzebujących i kontrolę tego, jak wykorzystywane są komputery;

Tak, tak: wyrównanie szans, każdy uczeń z komputerem - z jakich czasów my to znamy??!!

źródło: nczas.com

Brytyjczycy marnują żywność






Na świecie panuje głód, ceny żywności gwałtownie rosną, a Brytyjczycy wyrzucają co roku na śmietnik produkty spożywcze warte 10 miliardów funtów - alarmuje "The Independent". Według dziennika, przeciętna brytyjska rodzina marnuje rocznie żywność wartą 610 funtów.
Codziennie mieszkańcy Wysp wyrzucają między innymi 220 tysięcy bochenków chleba, przeszło 5 milionów ziemniaków, ponad milion kiełbasek, tyleż jogurtów i ponad 600 tysięcy jajek. Najczęściej jest to żywność nawet nie napoczęta, wyrzucona z lodówki z powodu przeterminowania.

Szokujące dane o marnotrawstwie wyspiarzy podało rządowe biuro, które - za zgodą właścicieli - badało zawartość kubłów na śmieci należących do 2138 rodzin.

W opinii dziennika, w Wielkiej Brytanii szerzy się kultura wyrzucania i nieszanowania żywności. Gazeta podkreśla, że jest to szczególnie naganne w sytuacji, gdy na świecie głodują miliony ludzi, a zamieszki spowodowane niedoborem żywności wybuchają od Haiti po Mauretanię i od Jemenu po Filipiny.

W Wielkiej Brytanii ceny żywności wzrosły w ostatnich miesiącach prawie o 5 procent. Wielu ludzi narzeka, że nie może związać końca z końcem. Tymczasem - jak podkreśla "The Independent" - wystarczy tylko nie marnować tego, co się ma w lodówce.

za onet.pl

środa, 7 maja 2008

Obraźliwa wystawa wciąż w wiedeńskiej galerii katedralnej

Austriackie Stowarzyszenie Obrony Tradycji, Rodziny i Własności apeluje o wznowienie protestu przeciwko obraźliwej dla katolików ekspozycji, obejmującej obrazy i rzeźby wystawione w Muzeum Katedralnym w Wiedniu. Pomimo tysięcy listów protestacyjnych oraz e-maili, dyrektor wiedeńskiego Dommuseum wciąż odmawia usunięcia pseudo-dzieł Alfreda Hrdlicki, który przedstawił m.in. Jezusa Chrystusa i Apostołów jako homoseksualistów w czasie Ostatniej Wieczerzy – donosi portal LifeSiteNews.com.

Austriackie TFP zwróciło się do chrześcijan, aby napisali jeszcze raz listy do dyrektora muzeum, bowiem w odpowiedzi na protesty usunął on z wystawy jedynie obraz przedstawiający Ostatnią Wieczerzę. Wciąż wystawiane są inne, nie mniej obraźliwe.

Na początku kwietnia chrześcijańska strona internetowa Gloria TV zaprezentowała film video, który przedstawiał jeden z obrazów Hrdlicki, ukazujący scenę biczowania Pana Jezusa przez nagiego żołnierza rzymskiego, znieważającego ciało Pana.

„Ta wystawa, przyciąga licznych uczniów i studentów, znacznie przyczyniając się do szerzenia relatywizmu wobec wiary i moralności, w szczególności pośród gości ją odwiedzających” – stwierdzili przedstawiciele TFP.

Przypominając ostatnie, makabryczne wydarzenia związane z austriackim mężczyzną, który więził i gwałcił przez lata swoją własną córkę, a także wcześniejszą sprawę więzienia pewnej dziewczynki przez 8 lat przez innego oprawcę, TFP stwierdziło: „U źródła tych makabrycznych przypadków leży utrata wiary i narastająca dekadencja moralna naszego społeczeństwa, w szczególności rozkład rodziny, w obronie której od lat TFP występuje”.

Autorem obraźliwych obrazów i rzeźb jest Alfred Hrdlicka, określający się jako ateista i marksista. Powiedział on, że był mile zaskoczony tym, iż Dommuseum zgodziło się na wystawienie jego „dzieł”.

– Nigdy nie było naszą intencją obrażanie uczuć religijnych, ponieważ także jesteśmy instytucją kościelną. Rozumiemy, że są to prowokacyjne dzieła sztuki. Prowokacja jest elementem wyróżniającym dzieła Alfreda Hrdlicki – mówił dyrektor galerii, Bernhard Boehler.

Przyznał, że takie wyrażanie sztuki jest „bardzo prowokacyjne i problematyczne” i że „głęboko wierzący” mogą odczuć, iż są one „ bluźniercze, a nawet obsceniczne”. Zasugerował również, że protest chrześcijan przeciw wystawie można by porównać do protestu islamskich ekstremistów, którzy uciekli się do przemocy po opublikowaniu przez niektóre dzienniki holenderskie tzw. karykatur Mahometa.

Zadziwiające milczenie i brak zdecydowanej reakcji wobec wystawy ze strony arcybiskupa Wiednia kardynała Christopha Schönborna szokuje wielu chrześcijan, zwłaszcza że ta kontrowersyjna wystawa wywołała wrzawę międzynarodową, trwającą do tej pory, mimo upłynięcia dwóch miesięcy.

Dommuseum jest galerią sztuki związaną z katedrą p.w. św. Szczepana. Sąsiaduje ona z Pałacem Arcybiskupim.

Jeśli ktoś chciałby zaprotestować przeciwko tej bluźnierczej wystawie może pisać albo dzwonić na poniższe adresy:

Dr Bernhard Boehler Dom-
und Diözesanmuseum
Stephanstplaz 6
1010 Vienna

Adres do Archidiecezji w Wiedniu:

Wollzeile 2
A-1010 Wien
Oesterreich
Telephone: (01)515.52.3229
Fax: 515.52.3760

Aktywiści homoseksualni nachodzą szkoły

Kampania Przeciw Homofobii prowadzi homoseksualną agitację w szkołach. Co więcej, robi to bez wiedzy rodziców, nauczycieli i MEN – donosi „Nasz Dziennik”

Czy myślisz, że uczniowie, którzy są gejami, czują się bezpiecznie w Twojej szkole? Jak poznać, że chłopak jest gejem? – takimi pytaniami uraczyli dzieci, m.in. ze szkół podstawowych, ankieterzy Kampanii Przeciw Homofobii, koordynatora programu "Schoolmates" wspartego przez Komisję Europejską, realizującego badania nad "przemocą homofobiczną". Wszystko bez wiedzy i zgody ministerstwa edukacji, dyrekcji szkół i rodziców – czytamy w „Naszym Dzienniku”.

Pederaści prowadzili swoje "badania" głównie w szkołach podstawowych, gimnazjalnych i średnich, wśród uczniów w wieku od 13 do 19 lat, z przewagą grupy wiekowej 16-19 lat. Narzędziami "badawczymi" były: ankieta, kwestionariusz on-line, umożliwiający większe zróżnicowanie badanej grupy, oraz wywiady, przeprowadzone zarówno na pojedynczych osobach, jak również w grupach focusowych – informuje „Nasz Dziennik”

Gazeta przytacza niektóre z pytań zadanych młodym ludziom: Jak często w ciągu ostatniego roku szkolnego w Twojej szkole słyszałeś/aś, żeby ktoś mówił do chłopaka lub o nim, używając określeń: (i tutaj pojawia się seria wulgarnych sformułowań, których nie będziemy cytowali)? Jak poznać, że chłopak jest gejem? Czy myślisz, że uczniowie, którzy są gejami, czują się bezpiecznie w Twojej szkole?

Jak podają strony internetowe Kampanii Przeciwko Homofobii (KPH), jednego z inicjatorów programu "Schoolmates", był on realizowany jednocześnie w Bolonii i Modenie, Wiedniu, Warszawie i Madrycie. Zagranicznymi partnerami dla KPF były: Arcigay z Włoch, Wiedeńskie Antidiskriminierungsstelle für gleichgeschlechtliche Lebensweisen i Colegas z Hiszpanii. Polskie "badania" stanowiły 17,7 proc. wszystkich ankiet w pozostałych krajach. Przeprowadzono je od maja 2006 r. do stycznia 2007 r., za kadencji ówczesnego ministra edukacji narodowej Romana Giertycha, natomiast 12 kwietnia bieżącego roku w Warszawie odbyła się międzynarodowa konferencja podsumowująca wyniki "badań nad przemocą homofobiczną w szkołach" – czytamy w „NDz”.

– Tak. Przeprowadziliśmy anonimową ankietę wśród uczniów i nauczycieli. Nie była ona organizowana w ten sposób, że ankieterzy wchodzili do klasy i rozdawali uczniom ankiety. Na coś takiego musielibyśmy uzyskać zgodę szkoły, która prawdopodobnie by wystarczyła. Było to po prostu badanie anonimowe – przyznaje Marta Abramowicz, wiceprezes Kampanii Przeciwko Homofobii. Zaprzecza jednak, jakoby nauczyciele mieli rozprowadzać ankietę wśród uczniów. – Po prostu dotarliśmy do uczniów i nauczycieli innymi kanałami, co nie jest takie trudne – dodaje.

Roman Giertych, ówczesny minister edukacji narodowej, zaznacza, że nigdy by nie dopuścił do przeprowadzenia takiej akcji w szkołach. – W ogóle do szkół nie powinny mieć wstępu żadne organizacje bez zgody kuratorów czy dyrektorów. Tutaj mamy takie dziwaczne zdarzenie. Zawsze staraliśmy się wszystkich tych organizacji gejowskich do szkół nie dopuszczać. Tak było m.in. wobec Kampanii Przeciw Homofobii, którą pozbawiliśmy przecież dotacji na obozy. Nie wiem, kiedy i jak organizowano tę ankietę, ale uważam, że tego typu organizacje nie powinny być wpuszczane do szkół – zapewnia były minister.

Źródło: „Nasz Dziennik”