sobota, 17 maja 2008

Bezrobotni i związkowcy

Zarejestrowani bezrobotni - by nie dostać pracy - masowo biorą zwolnienia lekarskie. Są urzędy, gdzie codziennie propozycje zatrudnienia dostaje 120 osób, a 80 z nich natychmiast ucieka na zwolnienie

Gdyby odrzucili propozycję, zostaliby wyrejestrowani i straciliby ubezpieczenie zdrowotne. A tak zostają w rejestrze i mogą pracować na czarno. Powiatowy Urząd Pracy nr 1 w Łodzi ma 17 tys. zarejestrowanych bezrobotnych. Każdego dnia ok. 120 dostaje ofertę pracy. - Aż 60, a czasem 80 osób z nich przedstawia nam zwolnienia lekarskie - opowiada Małgorzata Urbaniak, kierownik.

Przebiega to tak: bezrobotny dostaje informację, gdzie ma stawić się na rozmowę z pracodawcą. Jednak zamiast do firmy idzie do lekarza. - Przedsiębiorcy dzwonią z pretensjami, że nikt nie przyszedł. A po dwóch dniach otrzymujemy zwolnienie lekarskie - dodaje Urbaniak. - Jest też grupa osób, która ciągnie je od ponad roku - dodaje Radosław Czerwiński, kierownik wydziału usług rynku pracy w PUP nr 2 w Łodzi.

W każdym miesiącu 10 tys. bezrobotnych zarejestrowanych w tym urzędzie dostarcza grubo ponad 600 zaświadczeń lekarskich.

- Pracując na czarno, zarabiam więcej. A to, jak nie stracić przy tym ubezpieczenia zdrowotnego, podpowiedział mi szef - mówi wprost 40-letni Janusz z Łodzi. Zdarza się, że bezrobotni nawet nie ukrywają, że pracują. - Wpadają do urzędu w stroju roboczym, z wystającą z kieszeni kielnią - opowiada jeden z dyrektorów PUP.

Tymczasem urzędnicy nie mają możliwości sprawdzenia zwolnień. Jedynie gdy w grę wchodzi praca na wysokościach, urząd może wysłać kandydata do lekarza orzecznika. W innym przypadku musi honorować każde zaświadczenie. Małgorzata Urbaniak ocenia, że mniej więcej połowa bezrobotnych nie jest naprawdę zainteresowana szukaniem pracy. Bo ci, którzy chcą, zarejestrowani pozostają góra kilka miesięcy. Ofert pracy, choć pewnie niewymarzonych, nie brakuje. Handlowiec, szwaczka, ekspedientka, murarz, kosmetyczka, fryzjerka, hydraulik, elektryk, kierowca - o przedstawicieli tych zawodów wręcz proszą się pracodawcy. Piotr Broncher z agencji pracy tymczasowej Manpower: - Dziś zdecydowanie możemy mówić o rynku pracownika. Trend widoczny jest bardzo silnie w Łodzi, która należy do najdynamiczniej rozwijających się regionów. Aż jedna trzecia pracodawców chce w tym kwartale zwiększyć zatrudnienie. Firmy są w stanie zaproponować pracę prawie każdemu, bez względu na kwalifikacje. Wszystkie oferty gwarantują wynagrodzenie wyższe niż minimalna krajowa.

(Źródło: Metro)

Ale jest też dobra wiadomość:

Pracodawcy i rząd chcą utrudnić związkom zawodowym strajki. Za nielegalne okupowanie firm mogą im grozić milionowe odszkodowania - donosi piątkowa “Gazeta Wyborcza”. Zgodnie z pomysłem pracodawców zgłoszonym w Komisji Trójstronnej organizatorzy nielegalnych strajków dostawaliby rachunek za straty, które poniosła firma w czasie przestoju. Dziś za nielegalne działania utrudniające prace zakładu związkom nic nie grozi.

Pracodawcy chcą też ograniczyć swobodę strajkowania. Dziś, aby strajk był legalny, wystarczy poparcie jednej czwartej załogi. Teraz proponuje się, by ten limit podnieść do 50 proc.

Zaproponowano też ograniczenie liczby związków uprawnionych do negocjacji z pracodawcą. Według pomysłu pracodawców negocjować mogłyby jedynie duże związki zrzeszające minimum 33 proc. załogi.

źródło: nczas.com