niedziela, 27 lipca 2008

Postępowy kapłan o KPP

W Karcie nie ma słowa o tym, że pary homoseksualne mogą zaadoptować dziecko. Są za to wartości, które znajdują się również w polskiej Konstytucji - mówi jezuita

Katarzyna Wiśniewska, Jan Turnau: Liczymy na to, że nowy rząd przyjmie Kartę z zastrzeżeniami zaproponowanymi przez poprzedni rząd w kwestiach etycznych i moralnych - to głos biskupów. Czy zdaniem Ojca powinniśmy Kartę przyjąć?

Ks. Stanisław Opiela, jezuita, były kierownik Katolickiego Biura Informacji i Inicjatyw Europejskich (OCIPE) w Strasburgu: Uważam, że biskupi nie powinni doradzać rządowi ani przyjmowania, ani nieprzyjmowania Karty. Nie ma żadnych przeciwwskazań, żeby Kartę przyjąć. Może oprócz racji politycznych czy strategicznych.

Sekretarz generalny Episkopatu Polski bp Stanisław Budzik uważa, że Karta "zbyt wiele spraw pozostawia otwartych, a ich interpretacja może być niekorzystna dla tych wartości, które są ważne dla naszej ojczyzny i Kościoła w Polsce".

- Przecież podstawowe prawa nie muszą wszystkiego precyzować. Zresztą w trakcie wypracowywania Karty Praw Podstawowych wypowiedziała się Komisja Episkopatów Wspólnoty Europejskiej (COMECE) i większość jej uwag została uwzględniona w Karcie. COMECE Kartę zaaprobowało. Co prawda w preambule nie znalazło się odniesienie do Boga, ale Karta zawiera sformułowanie, które można traktować jako odniesienie do duchowości, także chrześcijańskiej.

W 2000 roku do Karty odniósł się Jan Paweł II: "Nie mogę ukrywać mojego rozczarowania faktem, że w tekście Karty nie znalazło się nawet odwołanie do Boga, który jest najwyższym źródłem godności ludzkiej i jej podstawowych praw". Także biskupi w czwartek ją skrytykowali: "W Preambule zabrakło niestety odwołania do Boga."

- Tak, nie ma słowa Bóg. Jan Paweł II do końca życia był tym zawiedziony. Myślę, że duży wpływ miała na taki kształt preambuły Karty laickość pojmowana w sposób francuski.

A czy odniesienie do Boga powinno być w Karcie? Dla wierzących zapewne byłoby lepiej. W konstytucji powinno być zaznaczone chrześcijaństwo na równi z innymi tradycjami, np. z antykiem grecko-rzymskim, z judaizmem itp.

Nie lepiej byłoby sformułować to tak jak w polskiej preambule do Konstytucji? Jest bardzo wyważona, ale pada w niej słowo Bóg.

- Pracowałem w Brukseli, gdy Polacy wysunęli tę propozycję podczas rozmów o traktacie konstytucyjnym. Nie mogła przejść wówczas i nie wiem, czy teraz by przeszła. Większość europarlamentarzystów tego nie poparła - trudno. Chociaż byłaby to dobra formuła. Przypominam sobie pewnego Anglika, który mówił: "Po co Bóg w preambule, skoro to jest konstytucja liberalna?". Czy on nie czuł by się źle, gdyby przyjęto taką konstytucję?

Dla działalności Kościołów ważniejszy jest artykuł Traktatu o statusie Kościołów. Preambuła nie ma takiej mocy prawnej, to tylko wprowadzenie.

Dlaczego w takim razie Kościół obawia się Karty?

- Biskupi obawiają się właśnie tego, że sformułowania Karty są ogólne. Ale to, że niektóre kwestie trzeba potem dopracowywać, jest przecież normalne w podstawowym prawodawstwie świeckim. Kościół czy kościoły mogą wtedy wypowiedzieć się jako instytucja religijna czy jako wspólnota wiernych przez usta wierzących parlamentarzystów.

W głosach krytyki pobrzmiewa pragnienie, żeby coś ustanowić raz na zawsze. W polityce tak się nie da. Prawo stanowione ulega zmianie. Aby zapewnić społeczną harmonię, państwo musi się liczyć z różnorodnością postaw swych obywateli. W ten sposób tworzy obywatelom warunki do życia zgodnego z ich systemem wartości. Kościoły zaś mogą tak formować swoich członków, by nie korzystali z prawa, które pozwala - a nie zobowiązuje - do korzystania z niego.

Malta, która religię katolicką ma zapisaną w konstytucji i w konsekwencji ma najbardziej restrykcyjne prawo dotyczące małżeństw (rozwody są tam niedopuszczalne), nie wnosi zastrzeżeń do podpisania Karty.

- Tak, bo prawo narodowe jest nadrzędne, nie może być sprzeczne z prawami podstawowymi, ale może precyzować, co dane państwo rozumie pod takim czy innym terminem. Inaczej mówiąc, biskupi mogą wyrazić swoje zdanie, ale powinni je kierować do naszego parlamentu, a nie krytykować Kartę.

Kościół wskazuje na art. 21 - zakaz dyskryminacji ze względu na płeć. Boi się, że ten artykuł to prosta droga do legalizacji małżeństw homoseksualnych.

- To prawda, że różne środowiska mogą się na Kartę powoływać. Ale nie podpisując Karty, wcale się tego nie uniknie. Trzeba raczej dyskutować, dialogować, żeby w prawodawstwie polskim pojawiły się odpowiednie zapisy, które byłyby jednoznaczne.

Poszczególne państwa różnie podchodzą do kwestii małżeństw homoseksualnych. We Francji jest tzw. Pacs (Pacte civile de solidarité; zarejestrowany w trybunale związek partnerski - niezależnie, od tego, czy między osobami tej samej płci, czy odmiennej - w trzecim stopniu pokrewieństwa może korzystać z praw społecznych, takich jak wzajemna pomoc stron, także materialna, wspólne opodatkowanie, darowizny, spadki, dziedziczenie po zmarłym partnerze itp.), który wcale nie oznacza, że związki np. homoseksualne są traktowane tak samo jak małżeństwa tradycyjne.

Oczywiście, będą różne sprawy do rozwiązania, np. związek homoseksualny, w którym jedna ze stron będzie polska. Jeśli druga strona jest np. z Hiszpanii, to nie będzie mieć w Polsce takich samych praw jak w Hiszpanii. Ale - podkreślmy - to są sprawy, którymi zajmuje się prawodawstwo państwowe.

Biskupom nie podoba się sformułowanie, z którego wynika odrębność prawa do małżeństwa i prawa do założenia rodziny. Bo wg Kościoła rodzina i małżeństwo tworzą jedność. Biskupi ubolewają także, że w Karcie nie ma definicji małżeństwa jako trwałego związku kobiety i mężczyzny.

- Myślę, że tutaj biskupi mają rację: rodzina w sensie tradycyjnym nie może się zmieniać. Prokreacja w małżeństwie jest czymś naturalnym. Wówczas powstaje rodzina. Jeśli by małżeństwo zakładało od początku, że nie będzie mieć dzieci, to z punktu widzenia prawa kanonicznego byłoby nieważne.

Chodzi o to, by w prawodawstwie państwowym termin "małżeństwo" wskazywał jednoznacznie na związek kobiety z mężczyzną i prokreację, a nie rozmywał się na inne związki. Ale takiej definicji małżeństwa nie można przecież zaliczać do przejawów dyskryminacji ze względu na płeć. Art. 9 mówi, że prawa regulujące związki małżeńskie pozostają w gestii poszczególnych państw. Jednak ks. Robert Nęcek powiedział "Gazecie", że może pojawić się nacisk opinii publicznej, np. gdy para homoseksualistów będzie chciała zaadoptować dziecko.

- W Karcie nie ma słowa o tym, że pary homoseksualne mogą zaadoptować dziecko. Mogą się powoływać na Kartę, ale tego się nie zmieni poprzez odrzucenie Karty. Poza tym wartości, które Karta wymienia, znajdują się w Konstytucji Polskiej.

Także w Konwencji Praw Człowieka.

- Także. Dlatego nie bardzo rozumiem, skąd ten opór, zwłaszcza że wcześniej go nie było. Myślę, że częściowo dlatego, że Anglia i Szwecja też dystansują się od Karty. Ale jest to problem polityczny, a nie moralny.

Poza tym większość artykułów Karty przytacza istniejące dokumenty. Karta wnosi niewiele nowego.

Ważne jest to, że Karta może polepszyć sytuację pracowników. Chodzi o prawa związkowe i prawa do strajku zapisane w rozdziale "Solidarność". Zdaniem marszałka Bogdana Borusewicza Karta wymusi podniesienie płac i polepszenie warunków pracy. Rząd Jarosława Kaczyńskiego m.in. dlatego nie chciał jej przyjąć. Kościół powinien być zadowolony z rozdziału "Solidarność". To przecież zgodne katolicką nauką społeczną.

- Karta nie może nic wymusić. Ona daje podstawy, żeby żądać swoich praw. Ale z pustego i Salomon nie naleje. Jeśli państwo nie ma pieniędzy, to po prostu ich nie da.

Obawiam się, że jesteśmy niekonsekwentni, jeśli chodzi o solidarność. Z jednej strony mówimy, że ma być solidarność między członkami Unii - i z niej korzystamy, a z drugiej strony właśnie ze względu na rozdział "Solidarność" nie chcemy podpisywać karty.

Kościół katolicki krytykuje, że w Karcie nie ma definicji godności człowieka.

- Ale Kościół też nie do końca określa, co to jest godność człowieka. W Piśmie Świętym czytamy, że człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boże i że jest dzieckiem Bożym. To jest podstawą godności człowieka. Ale zapis o nienaruszalnej godności ludzkiej w Karcie można uznać właśnie za świeckie sformułowanie tego, w co my, chrześcijanie, wierzymy.

Co jest w Karcie najważniejsze, po co właściwie ją przyjmować, skoro powtarza wiele kwestii z Konstytucji czy Konwencji?

- Kartę trzeba przyjąć, bo Unia Europejska jest oparta na wartościach, które ten dokument wymienia. Jest charakterystyczne, że pierwszy trzy rozdziały są jakby paralelne do trzech haseł rewolucji francuskiej, z tym że zamiast "Fraternité" jest właśnie "Solidarność". Niby to samo, ale braterstwo jest bardziej personalne, odnosi się do człowieka, a solidarność ma szerszy wymiar. W rewolucji francuskiej chodziło o obywateli francuskich, w Unii chodzi nie tylko o solidarność między jednostkami, ale także między państwami.

W Karcie jest zapisane, że "Każdy ma prawo do życia". Czy uważa Ksiądz, że brakuje też zdania "i do naturalnej śmierci"? Niektórzy duchowni obawiają się, że ten zapis to furtka do zalegalizowania eutanazji.

- Niestety w niektórych krajach wprowadzono prawo do eutanazji, ale to nie znaczy, że wypływa ono z "prawa do życia". Owszem, dla człowieka wierzącego prawo do naturalnej śmierci jest istotne, ale są zwolennicy eutanazji, którzy w imię godności człowieka chcą, żeby godnie umierał. Są różne poglądy i tego nie zmienimy. Niemniej należy podkreślić, że zapis o "prawie do życia" nie prowadzi do prawa do eutanazji.

Kościół zrobił wiele, przekonując ludzi, że nie trzeba się bać Unii. Dlaczego teraz kontestuje ważny unijny dokument? Czy nie jest to niekonsekwencja?

- Z pewnością jest to trochę niekonsekwentne, jeśli przypomnieć sobie, co o Unii Europejskiej mówił Episkopat czy Jan Paweł II. Biskupi sprawiają wrażenie, jakby cofali się o krok.

Czy nie jest tak, że Kościół dzieli prawa człowieka na lepsze i gorsze? Vide: ostatnio krytyka Amnesty International, która opowiedziała się oficjalnie się za umożliwieniem dokonywania aborcji przez kobiety, które padły ofiarą gwałtu lub których zdrowie jest zagrożone przez ciążę. Papieska Rada Iustitia et Pax oskarżyła AI o przejście do proaborcyjnego obozu i ogłosiła, że Kościół katolicki wstrzymuje finansowe wspieranie organizacji. To było właściwe?

- Kościół nie mógł postąpić inaczej, podkreślając prawo do życia od poczęcia do śmierci. Sprowadźmy problem do konkretnego przypadku: ktoś ma dziecko pozamałżeńskie i pan daje pieniądze pani, żeby zrobiła aborcję. Czyli jest za tę aborcję współodpowiedzialny. Kościół nie chce współfinansować instytucji propagującej prawo do aborcji, nawet ograniczone do pewnych przypadków.

Jakie nastroje panują wśród księży w krajach Unii wobec Karty?

- We Francji, w Niemczech czy w Belgii nie słyszałem żadnych głosów wyrażających obawy czy zastrzeżenia. Niemcy, a zwłaszcza Bawarczycy wyrażali jednak niezadowolenie z braku odniesienia się do Boga.

Źródło:"Gazeta Wyborcza"

I jeszcze przytaczam felieton Stanisława Michalkiewicza (coś o "Żywej Cerkwi"):

Devotio moderna

Pogrzeb Bronisława Geremka był od czasu ubiegłorocznych wyborów parlamentarnych, które przyniosły zwycięstwo popieranej przez razwiedkę Platformie Obywatelskiej, niewątpliwie największym wydarzeniem nie tylko towarzyskim, ale również politycznym, ale przede wszystkim – religijnym. Trudno bowiem bagatelizować rangę pogrzebu, jako wydarzenia religijnego, jeśli Mszę w intencji Czcigodnego Nieboszczyka odprawia aż dwóch arcybiskupów. Jest to tym bardziej godne podkreślenia, że chociaż prof. Geremek był nieprzebraną skarbnicą niezliczonych zalet, to przecież próżno było szukać wśród nich pobożności. Prawdę mówiąc, nie wiadomo nawet, czy wierzył w Boga zwłaszcza, że w młodości doświadczył tak zwanego „ukąszenia heglowskiego”, które ma nie tyle objaśniać, co usprawiedliwiać obecność autorytetów moralnych w gronie stalinowców. Nawiasem mówiąc, ciekawe jakiego rodzaju ukąszeniem mogliby usprawiedliwiać się tacy, dajmy na to, hitlerowcy? Być może żadnym, bo, jak wiadomo, Stalin chciał dobrze, a Hitler chciał źle et n’en parlons plus.

Pewne światło na tę zagadkową okoliczność rzuca wypowiedź prof. Samsonowicza, który w „Gazecie Wyborczej” przypomina, że jeszcze w czasach Jagiełłowych istniała taka sobie rycerska międzynarodówka, do której nie każdy rycerz mógł się zapisać, tylko taki... no właśnie, prof. Samsonowicz nie wyjaśnia – jaki, za to wspomina, że tacy rycerze spotykali się na winku jak nie u mistrza krzyżackiego, to u jakiegoś innego. Dzisiaj oczywiście żadnych rycerzy już nie ma; są tylko pieniacze, którzy z byle czym latają do prokuratury, albo do niezawisłych sądów – ale przecież rozmaite międzynarodówki istnieją nadal, chociaż z rycerstwem nie mają już nic wspólnego. Jedną z takich międzynarodówek jest masoneria skupiona w Wielkim Wschodzie Francji. Gdyby nie to, że Wielki Wschód swoich członków konspiruje, pewnie byśmy się dowiedzieli, jakim to wybitnym przedstawicielem tej międzynarodówki był „Drogi Bronisław”. Ale konspiracja – res sacra, toteż skazani jesteśmy na domysły, między innymi na podstawie listy obecności na pogrzebie.

O randze tego towarzyskiego wydarzenia świadczy również depesza kondolencyjna od samego Benedykta XVI, który już choćby z racji swego Urzędu utrzymuje kontakty z różnymi międzynarodówkami, chociaż Jego poprzednicy uczestnictwo w niektórych z nich obkładali sankcją ekskomuniki. Ale dzisiaj kto by tam za takie rzeczy kogoś ekskomunikował? Dzisiaj największym zmartwieniem jest, żeby nikogo nie urazić, a już specjalnie – wpływowych międzynarodówek, toteż nikogo nie może dziwić koncelebracja aż dwóch arcybiskupów. Inna sprawa, to rzuca to również snop światła na podziały w polskim Kościele. Mówi się o „Kościele łagiewnickim” i „Kościele toruńskim”, ale nazwy miejscowości niczego oczywiście w tym podziale nie wyjaśniają. Już bardziej wyjaśniałaby go okoliczność, że jedni hierarchowie i duchowni związani są z Wielkim Wschodem Francji, a inni nie tylko nie są z nim związani, ale nawet uważają, iż niegdysiejsze decyzje o ekskomunikowaniu za przynależność do masonerii nadal zachowują aktualność.

Inna sprawa, że w Polsce, gdzie rzadko co dzieje się naprawdę, wszystko może być korygowane znanym przysłowiem, że „co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie” – więc i sankcja ekskomuniki może obciążać tylko kogoś, kto do masonerii przystępuję na własną rękę. Natomiast jeśli ktoś do masonerii przystępuje, dajmy na to, „w imię nauki”, albo jeszcze lepiej – „dla dobra Uniwersytetu”, albo najlepiej – „dla dobra Kościoła”, to, ma się rozumieć, o żadnej ekskomunice, a nawet – o żadnych podejrzeniach mowy być nie może, zwłaszcza, gdy delikwent zostałby do masonerii wprowadzony przez swoich przełożonych. W tej sytuacji „teologia grzechu” ma szansę zostać niesłychanie wzbogacona do tego stopnia, że sam Pan Bóg Wszechmogący może mieć trudności z połapaniem się w tych wszystkich zawiłościach, a cóż dopiero – skromny obserwator pogrzebu prof. Bronisława Geremka, zwłaszcza obserwując wszystko z wyspy Samui w Zatoce Syjamskiej, gdzie właśnie rzucił mnie los.

Czytając polską prasę widzę wyraźnie, że „Drogi Bronisław” jest kolejnym kandydatem na „santo subito”, mogącym wzbogacić grono aniołków „Żywej Cerkwi”. Z ogromnym rozczuleniem czytam zwłaszcza hagiograficzne publikacje, których cała seria ukazała się już w „Gazecie Wyborczej”, wiernej leninowskim dyrektywom o „organizatorskiej funkcji prasy”. Te hagiograficzne publikacje przypominają opowiadania Heleny Bobińskiej o Józefie Stalinie z okresu, kiedy Ojciec Narodów nie był jeszcze Józefem Stalinem, tylko chłopcem nazywającym się Soso Dżugaszwili. Złośliwcy nadali tym hagiograficznym opowiadaniom Heleny Bobińskiej tytuł „Komu Soso zrobił kuku”. Nie ulegało wątpliwości, że na pewno Helenie Bobińskiej – i to kuku na muniu, chociaż z drugiej strony, za swój hagiograficzny wysiłek została przecież przez partię wynagrodzona, podobnie jak dziennikarze Gazety Wyborczej” za swoje hagiografie.

W tej sytuacji tylko patrzeć, jak w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie, gdzie podobno „Drogi Bronisław” został pogrzebany obok swego przyjaciela Jacka Kuronia, zaczną dziać się dziwne rzeczy, tradycyjnie nazywane „cudami”. Wprawdzie sam „Drogi Bronisław” w okresie poddanej heglowskiemu ukąszeniu młodości uważał „cuda” wraz z innymi „religijnymi przesądami” za „opium dla ludu”, ale – powiedzmy sobie szczerze – w imię czego właściwie skąpić ludowi trochę „opium”? Trzeba tylko w porozumieniu z Wielkim Wschodem Francji ustalić chemiczny skład tej mieszanki i wszyscy pogrążymy się w nirwanie, zapominając o Bożym świecie i naturalnie także o Polsce którą zarządzać zaczną mądrzejsi – już bez naszego udziału.




Stanisław Michalkiewicz
www.michalkiewicz.pl


Ten traktat szkodzi wolności

Rozmowa z Wacławem Klausem prezydentem Republiki Czeskiej:

Rz: Czy podczas czwartkowej wizyty w Pradze prezydent Lech Kaczyński próbował pana przekonać do traktatu lizbońskiego?


Vaclav Klaus: Prezydent Kaczyński nie próbował przekonywać mnie, że traktat lizboński jest piękny. Moje stanowisko w tej sprawie jest powszechnie znane i nie ma mowy, żeby się zmieniło.

Jak zareagowałby pan, gdyby prezydent Kaczyński ostatecznie podpisał traktat?

Zaakceptowałbym to bez mrugnięcia okiem. To jego prawo, by tak postąpić, i nigdy nie śmiałbym go za to krytykować. Ani publicznie, ani prywatnie.

Czy podpisze pan traktat? Niektórzy politycy w Czechach twierdzą, że powinien pan to zrobić, gdyż w przeciwnym razie naruszy pan konstytucję, a co za tym idzie – interes narodowy Czech...

Biorąc pod uwagę czeski interes narodowy, jeżeli już używamy tego terminu, nigdy nie powinienem podpisać traktatu lizbońskiego.

Osobiście dziękował pan mieszkańcom Irlandii za to, że głosowali przeciwko traktatowi. Czy Unia Europejska i Europejczycy w ogóle potrzebują traktatu lizbońskiego?

Taki dokument nie jest potrzebny do standardowego funkcjonowania Unii – w tym do jej dalszego rozszerzenia – i w przyszłości może zaszkodzić wolności i demokracji w Europie.

Leżąc niedawno w szpitalu po operacji biodra, żartował pan, że może sam napisać nowy europejski traktat. Co by pan w nim zamieścił? Co byłoby najważniejsze?

Najważniejszy byłby powrót do międzyrządowości (konfederacyjny model integracji europejskiej z 1961 r. oparty na unii suwerennych ojczyzn – przyp. red.) oraz jednomyślnego podejmowania decyzji. Powrót „unii” do „wspólnoty”.

Nie lubi pan być nazywamy Europejczykiem. Opowiada się pan przeciwko europejskiej biurokracji. Dziś mówi pan, że jest przeciwko Europie a la francaise. Dlaczego?

Jestem Europejczykiem (to jedna z moich cech tożsamości), ale to poczucie nie jest bardzo silne. Jest na przykład znacznie słabsze niż poczucie bycia Europejczykiem z Europy Środkowej czy Słowianinem. Nie jestem teraz przeciwko Europie a la francaise, ale jestem przeciwko tendencjom do coraz większego zacieśniania integracji europejskiej i przeciwko jej socjalizacji. Te tendencje są dziś wyraźnie obecne w ambicjach Francji podczas jej przewodnictwa w UE.

Od 1 stycznia 2009 r. to Czechy będą stać na czele Unii Europejskiej. Chciałby pan, żeby wszyscy członkowie UE mówili wtedy jednym głosem? Co będzie dla pana najważniejsze podczas tego przewodnictwa?

Nie mam wielkich ambicji, jeśli chodzi o przewodnictwo UE. To po prostu formalna, a nie rzeczywista, rola. Porównanie niemieckiego i słoweńskiego przewodnictwa całkiem wyraźnie to pokazuje.

Prezydenci Czech i Polski mówią dziś niemal jednym głosem, jeśli chodzi o sprawy Unii Europejskiej. Czy możemy się spodziewać nowego sojuszu polsko-czeskiego?

Zawsze będzie mi miło stać ramię w ramię z prezydentem Polski. Określenie „sojusz” jest jednak zbyt silne. Nie wierzę, by obywatele obu krajów byli do niego chętni.

Polska i Czechy są dziś sojusznikami USA. Łączy je też amerykańska tarcza antyrakietowa. Czy to może zaszkodzić obu krajom w relacjach z UE? Czy Polska i Czechy mogą być postrzegane w Unii jako konie trojańskie Ameryki?


Rzeczywiste interesy obu naszych krajów w pozytywnych stosunkach z USA są tak silne, że reakcje niektórych „antyamerykańskich” polityków w UE nie są uważane za istotne.

Istnieją obawy, że czeski parlament może nie ratyfikować umowy z Waszyngtonem w sprawie tarczy. Czy to możliwe? Czy jest pan pewien, że proces ten zakończy się w Czechach pozytywnie?

Za wcześnie, by o tym mówić, ale oczekuję, że parlament ratyfikuje tę umowę.

Polska wciąż jest w trakcie negocjacji w sprawie tarczy. Co pana zdaniem powinna teraz zrobić? Czy miałby pan dla Warszawy jakieś propozycje?

Nie mam żadnych propozycji dla Polski. Jestem przekonany, że Polacy sami wiedzą, co robić.

Źródło: rp.pl

Portugalia: socjaliści chcą zalegalizować małżeństwa homoseksualne

Alberto Martins, lider grupy parlamentarnej rządzącej Partii Socjalistycznej zasugerował, by wprowadzić do porządku obrad najbliższej sesji parlamentu kwestię tzw. małżeństw homoseksualnych – informuje portal LifeSiteNews.com.

Przemawiając na XVI Kongresie Młodych Socjalistów Martins pogratulował agendzie homoseksualnej pomysłu zajęcia się sprawą małżeństw jednopłciowych. – Jest to temat debaty, który powinien być omówiony na najbliższej sesji parlamentu – stwierdził.

Legalizacja tzw. małżeństwa homoseksualnego przyczyniłaby się do spełnienia aspiracji tysięcy Portugalczyków i stanowiłaby decydujący krok w walce z homofobią – zaznaczył Durarte Cordeiro, nowo wybrany lider młodzieżówki socjalistycznej.

Zaprezentował on także dokument przygotowany przez zwolenników eutanazji, wzywający do rozpoczęcia w Portugalii debaty także nad tą kwestią. Można w niej przeczytać m.in., że „Socjalistyczna młodzież powinna nadążać za tą kwestią (eutanazją) i rozszerzać debatę, która została zainicjowana w różnych miejscach na świecie”.

Młodzieżówka socjalistyczna jest coraz bardziej widoczna w życiu publicznym. W 2007 r. przyczyniła się do uchwalenia ustawy legalizującej aborcję. Jej naciski na Stowarzyszenie Lekarzy doprowadziły do usunięcia z kodeksu etycznego zapisu potępiającego zabijanie dzieci nienarodzonych.

Źródło: LifeSiteNews.com, AS

Szwecja: festiwal grzechu z udziałem protestantów

W Sztokholmie rozpoczyna się festiwal pod hasłem „Szwedzki grzech. Przekraczając granice”. Impreza ma być poświęcona prawom homoseksualistów, biseksualistów oraz transseksualistów w Europie – informuje „Rzeczpospolita”.

Uczestnicy imprezy będą pochylać się nad losem dewiantów seksualnych w takich krajach jak Kirgizja, Tajwan i... Polska. Sytuację w Polsce opisał już szwedzki dziennik „Svenska Dagbladet”, zamieszczając reportaż pt. „Walka o tolerancję”. Gazeta podaje też, że w Polsce dyskryminacja homoseksualistów i przemoc wobec nich są powszechne.

Według „Rz”, rok temu na festiwal przybyło 50 tysięcy osób, teraz spodziewanych jest 80 tysięcy. Swoją obecność zapowiedziało 80 wystawców. Własne stoiska pokażą m.in. partie polityczne, policja, Instytut Zdrowia oraz wspólnota ewangelicko-luterańska. Na inauguracji przemawiać będzie m.in. minister ds. Europy Cecilia Malmström oraz znany ze swego homoseksualizmu indyjski książę Manvendra Singh Gohil – czytamy w „Rzeczpospolitej”.

Źródło: „Rzeczpospolita”

sobota, 26 lipca 2008

Włochy: 30 metrowy nadmuchiwany kościół stanie na plaży na Sardynii

Pierwszy we Włoszech nadmuchiwany kościół stanie tej nocy na plaży w Cagliari na Sardynii. Jego inicjatorem jest ksiądz Andrea Brugnoli z Werony, stojący na czele stowarzyszenia "Strażnicy poranka", założonego po światowym dniu młodzieży w Rzymie w 2000 roku.
Nadmuchiwany kościół, a raczej kaplica, ma trzydzieści metrów długości i piętnaście szerokości. Nie ma dachu. Jak podkreśla ksiądz Andrea, takie rozwiązanie jest celowe. Chodzi bowiem o to, by wierni modląc się mogli widzieć niebo i gwiazdy.

Kościół czynny będzie od 23 do 3 nad ranem. Nie będzie się w nim odprawiać mszy, jak obawiali się niektórzy. Przewidziana jest jedynie adoracja eucharystyczna i katecheza. Nadmuchiwana kaplica, która jak ujawniono kosztowała "kilkadziesiąt tysięcy euro", odwiedzi jeszcze tego lata wiele innych włoskich plaż między innymi nad Adriatykiem. Wszędzie przenośny kościół będzie czekać przede wszystkim na ludzi młodych, zapominających w czasie wakacji o modlitwie.

Nie wszystkim podoba się ten pomysł. Niektórzy uważają, że jest przykładem degradacji liturgii. Kiedyś katolicy wznosili na cześć Boga wspaniałe katedry, dziś - mówią krytycy inicjatywy - stać ich na nadmuchiwaną kaplicę.

IAR/GJ

Mandat za palenie we własnej furgonetce!

58-letni malarz z Walii, który palił papierosa prowadząc swoją furgonetkę, dostał mandat w wysokości 30 funtów za złamanie zakazu o niepaleniu w miejscu pracy - poinformowała AFP.

Gordon Williams wyjechał z domu w Llanafan, by kupić herbatę dla swojej żony. Tymczasem po drodze zatrzymała go straż miejska. - Powiedziano mi, że skoro furgonetka jest moim miejscem pracy, złamałem prawo o niepaleniu - powiedział.

Samochód jest zarejestrowany jako prywatny, a nie służbowy, Williams dziwił się więc zachowaniu funkcjonariuszy. - Ma mnie dowieźć z domu do pracy i z powrotem - powiedział. - To nie jest moje miejsce pracy - zaznaczył.

Najwyższy czas!

Papierosy znikną ze sklepów


Europarlament przygotowuje prawo, które zakaże uprawy tytoniu i handlu nim. Palacze już są przerażeni: do 2025 roku papierosy mają zniknąć ze sklepów i kiosków w całej Unii Europejskiej. Krytycy przekonują, że zamiast ograniczyć palenie, zakaz spowoduje powstanie tytoniowego podziemia - pisze DZIENNIK.

"W ciągu kilkunastu lat chcemy doprowadzić do całkowitej delegalizacji tytoniu" - pisze w oświadczeniu nadesłanym do redakcji DZIENNIKA Avril Doyle, pomysłodawczyni projektu z największego ugrupowania w europarlamencie Europejskiej Partii Ludowej (EPP). "Myślę, że to całkiem realny pomysł" - dodaje deputowana z Irlandii.

Eurodeputowani pracujący nad inicjatywą Doyle mają w najbliższych latach zająć się także zakrojoną na szeroką skalę akcją propagandową wspierającą ideę delegalizacji tytoniu. Ma ona uświadomić obywatelom Unii szkodliwość nałogu. "Choroby wywołane przez palenie tytoniu powodują co roku śmierć ponad pięciu milionów osób. To więcej niż z powodu AIDS, narkotyków, wypadków drogowych, morderstw i samobójstw razem wziętych" - przekonują.

Zanim prawo Doyle, która przewiduje również ogromne kary finansowe za handel tytoniem, wejdzie w życie, deputowani chcą doprowadzić do zakazu lobbowania w Parlamencie Europejskim przez koncerny tytoniowe. Znawcy kulis europarlamentu uważają, że pomysł mimo swojego radykalizmu wcale nie jest skazany na niepowodzenie. Pozytywnie odniosła się do niego nawet komisarz ds. zdrowia Andrulla Vasiliu. Vasiliu już we wrześniu zamierza wprowadzić go pod obrady Komisji Europejskiej.

Projekt, który oficjalnie ma na celu ochronę zdrowia obywateli UE i zmniejszenie liczby osób umierających na raka, wywołał ogromną falę sprzeciwów. Palacze twierdzą, że gwałcone są ich podstawowe prawa.

Unser Führer Adolf Hitler trinkt keinen Alkohol und raucht auch nicht.. Seine Arbeitsleitung ist ungeheuer! Ein Volk, ein Reich, eine Volkspartei! Links, links, links zwei, drei, vier. Linka podesłał Stefan Batory - dzięki.

Wolność i Kapitalizm

Będziemy dalej płacić na partie


Posłowie mają się zająć projektem ustawy o zniesieniu finansowania partii z budżetu. Już teraz wiadomo jednak, że będzie to czysta formalność. Projekt nie trafi nawet do dalszych prac parlamentarnych w komisjach, a od razu zostanie odrzucony. Problem w tym, że nie popiera go nawet PSL. Głosy PO to zaś za mało, by nad nim dalej pracować.

– Zagłosujemy za odrzuceniem tego projektu, bo nie zgadzamy się z jego założeniami – mówi Stanisław Żelichowski, szef klubu ludowców. Projekt, który posłowie PO złożyli w lutym, przewiduje całkowitą rezygnację z wypłacania partiom politycznym jakichkolwiek środków z budżetu. W tym roku na ten cel polski podatnik wyda ponad 107 mln zł. Politycy mogliby się natomiast starać o pozyskanie od wyborców 1 proc. ich podatku. Dokładnie tak jak to się dzieje obecnie w przypadku organizacji pożytku publicznego.

Pomysł od początku budził sprzeciw nie tylko PiS i lewicy, ale też koalicyjnego PSL. Ludowcy nie kryli, że nie zgodzą się na takie zmiany. Najbardziej uderzyłyby bowiem w ich ugrupowanie. Większość wyborców PSL to rolnicy, którzy nie płacą podatku dochodowego. To zaś oznacza, że nawet gdyby chcieli wesprzeć swoją partię, nie mieliby takiej możliwości.

– Na wiele jesteśmy się w stanie zgodzić, ale w tej sprawie dochodzimy do ściany – wyjaśniają politycy PSL. Mają też za złe koalicjantowi, że projekt zgłosił bez żadnych konsultacji z nimi. Żelichowski dowiedział się o nim dzień przed jego zgłoszeniem i to na chodniku przed Sejmem.
Ludowcy zgłaszają jeszcze inne uwagi. Przede wszystkim taką, że finansowanie z budżetu jest elementem stabilizacji sceny politycznej...

Pewnie - po co się samemu pozbawiać koryta.

Wolność i Kapitalizm

środa, 23 lipca 2008

Lektura Gazety Wyborczej dla dzieci: "Mała książka o kupie"

Gazeta Wyborcza zajęła się reklamą nowej książki skierowanej dla dzieci, pt "Mała książka o kupie" [tak! tak!]. Już sam tytuł powinien porazić każdego normalnie czującego i myślącego człowieka - lecz nie propagatorów rozstroju społecznego. Rozmowę z autorką książki, która - stwierdza z rewolucyjną satysfakcją żydowska gazeta dla Polaków - "będzie szokująca dla wielu polskich rodziców", przeprowadziła Iwona Jędrzejewska, wywiadowczyni Gazety Wyborczej.

"Z dziećmi powinniśmy rozmawiać o wszystkim, co nas otacza, co jest częścią życia." - stwierdza Gazeta Wyborcza, a Pernilla Stalfelt, "szwedzka autorka książek dla dzieci" na pytanie: "Dlaczego dzieci powinny czytać o kupie?" odpowiada m.in, że "Dla dzieci w Szwecji sprawy fizjologii są czymś bardzo naturalnym. Uważają wręcz, że kupa i bąki są zabawne. Myślę, że warto wspierać ten typ humoru i namawiać dzieci, by zgłębiały temat i bliżej badały sprawę." [sic!]

Na normalną reakcję polskich rodziców, z których "Wielu jest negatywnie nastawionych i deklaruje, że 'Małej książki o kupie' nigdy nie pokaże swojemu dziecku", autorka odpowiada, że konieczna jest zmiana "autorytarnego społeczeństwa polskiego", gdyż polscy rodzice "Prawdopodobnie się boją... Ważne jest, by choć na chwilę odważyć się i rozluźnić pancerz kontroli w relacji z dzieckiem. Pozwólmy sobie na nowe wyzwania. Moje książki są pisane i ilustrowane w duchu demokracji - uważam, że dzieci są tak samo wartościowe jak my, dorośli. Dzieci to też członkowie społeczeństwa, mają pełne prawo do wiedzy; pełne prawo do tego, by ich wysłuchano. Polska wydaje się być społeczeństwem, w którym dzieci wychowuje się raczej autorytarnie... Sądzę, że lektura takich książek, jak np. "Książka o kupie" może tę sztywność relacji choć trochę zmiękczyć."

46-letnia Stalfelt - z pewnością przeżywająca kryzys hormonalnego zaburzenia równowagi - autorka kilku innych książeczek przydatnych do demoralizacji i skutecznego ogłupiania dzieci zastrzega się, że absolutnie "Nie chcę nikogo prowokować, raczej zapraszać do przemyśleń, wspólnego filozofowania z dziećmi." W tym wszystkim nie dziwi również i to, że nie jest ona przeciwna pokazywaniu seksu dzieciom i - jako konsekwencja takiego myślenia - zapewne i pornografii. "Jeśli zaś chodzi o seks, to myślę, że czynienie z niego tematu tabu jest zdecydowanie szkodliwe. Zdaję sobie jednak sprawę, że moja opinia na ten temat mogłaby być w Polsce bardzo niepopularna."

Lubującej sie w dewiacji myślowej pani Stalfelt, proponujemy tematy następnych książek: "Jak zabić rodziców", "Kochane kłamstwa", "Bądźmy donosicielami" i - oczywiście - "Mała książka o pornografii". Ten ostatni temat od razu wyczuła Gazeta Wyborcza, która nie omieszkała zamieścić w polecanych linkach tematu "Jak mówić dzieciom o pornografii?".

Swoją drogą, niezwykle interesujące, że książeczka pani Stalfelt jakoś nie znalazła do tej pory wydawcy na rynku amerykańskim, z reguły połykającym każdy rodzaj demoralizacji, za to skutecznie propaguje swoje idiotyzmy w Polsce - przy skutecznej reklamie antypolskich mediów.

Nie po raz pierwszy widać, że aborcja, pornografia, demoralizacja, rewolucja społeczna - to domena Rewolucyjnego Żyda i talmudycznej gazety wydawanej celem ogłupiania Polaków.

bibula.com

Szwedzkie służby socjalne odebrały Polakom dziecko za klapsy

Szwedzi nie pozawalają bić dzieci - nikomu. Przekonali się o tym polscy imigranci, którym za klapsy odebrano dzieci. Rodzina Wolskich, jak wielu lekarzy, wyjechała do Szwecji, licząc na lepsze życie i karierę. Nie zadawali sobie niestety sprawy z tego, że bicie dzieci jest w Szwecji absolutnie zakazane. Szwedzkie służby socjalne odebrały im dzieci, gdy okazało się, że wymierzają im “klapsy”.

“Gazeta Wyborcza” informuje, że szkoła w Karlstad w środkowej Szwecji zainteresowała się Wolskimi już w marcu. Nauczycielka przeczytała w klasie opowiadanie o ojcu, który uderzył syna, a potem zapytała dzieci, kto przeżył podobną historię. Ośmioletni Kamil Wolski podniósł rękę do góry i powiedział, że “czasem dostaje klapsy od taty i mamy”. Później nauczyciel WF-u zauważył siniaki na ciele chłopca.

Mecenas Jerzy Misiowiec pracujący od 30 lat w Sztokholmie skomentował dla “Wyborczej”:

“Sprawa Wolskich jest typowa. Polacy przeżywają tu szok kulturowy. W całej Skandynawii bicie dzieci jest zakazane i traktowane jak przestępstwo. Nie toleruje się nawet klapsów. Nam się wydaje , że klepnięcie w pupę jest niewinne, a w Szwecji za to staje się przed sądem.

Wolscy odzyskali chłopców pod warunkiem, że zgodzą się na terapię rodzinną. Twierdzą, że dla synów zrobiliby wszystko, ale nie czują się winni.

(źródło: GW, pardon.pl)

Holandia: Likwidacja terminu "nazwisko panieńskie"

Holenderskie urzędy stanu cywilnego oznajmiły 16 lipca br. że wycofują używanie terminu "nazwisko panieńskie", gdyż kłóci się z przepisami z 2001 legalizującymi związki osób tej samej płci ("małżeństwa homoseksualne").

Tradycyjnie stosowany termin "nazwisko panieńskie", wpisywany w dokumentach związki małżeńskie, powodował "zawstydzenie" partnerów homoseksualnych i zastąpiony został terminem "nazwisko rodowe" (Geboortenaam).

www.bibula.com

Z cyklu tanie państwo: w 2007 roku przybyło w Polsce 600 etatów urzędniczych

Miało być mniej urzędników, a jest coraz więcej. Przez rok w administracji rządowej przybyło 600 etatów. A każdy z przyzwoitą pensją. Rosną więc koszty państwa. W 2007 roku na administrację przeznaczono 273 milionów złotych, w tym już ponad 300 milionów - podliczył "Newsweek".

Administracja ma się w Polsce równie dobrze co gospodarka. Rośnie w szybkim i stałym tempie. W zeszłym roku przybyło 600 urzędników. A, jak podsumował "Newsweek", przez ostatnie trzy lata zatrudnienie w administracji wzrosło o dwa tysiące osób!

Kto tak potrzebuje nowych urzędników? Według tygodnika najbardziej rozrosły się trzy resorty. To MSWiA, Ministerstwo Finansów oraz resort gospodarki.

Armia urzędników pochłania coraz większe koszty. O ile w budżecie na 2007 rok na administrację przewidziano blisko 273 miliony złotych, to rok później już ponad 301 milionów. A przecież premier Tusk zapowiadał, że urzędnicza armia będzie się kurczyć, a koszty będą maleć.

Eksperci rozwiewają też nadzieje, że większa ilość urzędników oznacza sprawniejszą pracę administracji. Ustawa o służbie cywilnej nie pozwala zwolnić ludzi z poprzedniej ekipy. "Nowy minister bierze swoich ludzi, ale nie może pozbyć się tych, których zastał po poprzedniku" - mówi Robert Gwiazdowski z centrum imienia Adama Smitha.

"A do tego wbrew twierdzeniom Karola Marksa ilość nie przechodzi w jakość. Bo zazwyczaj jest tak, że odsunięty na boczny tor dyrektor departamentu stara się na wszelkie sposoby sabotować decyzje swojego następcy z nowego zaciągu. A więc urzędnicy zamiast dbać o gospodarkę pogrążają się w wewnętrznych walkach" - dodaje ekonomista w rozmowie z "Newsweekiem".

www.konserwatyzm.pl
www.dziennik.pl

środa, 9 lipca 2008

Unia Europejska jak Związek Sowiecki...

(Wystąpienie Władimira Bukowskiego wygłoszone podczas Konferencji Uniosceptycznej w dniu 11 kwietnia 2003 roku w auli Akademii Świętokrzyskiej w Piotrkowie Trybunalskim)

Władimir Bukowski Przez ostatnie kilka lat podróżowałem bardzo dużo, zarówno po Europie Zachodniej, jak i Europie Wschodniej, mówiąc o tym czym jest Unia Europejska. Zauważyłem dużą sprzeczność ... Z jednej strony, ludzie z krajów zachodnich zastanawiają się w jaki sposób wyjść z UE, natomiast z drugiej strony, ludzie z krajów z Europy Wschodniej i Środkowej cały czas chcą do Unii przystąpić, lokują w niej swoje nadzieje.

Przypomina mi to stary dowcip, jeszcze z czasów sowieckich, o dwóch statkach, z których jeden, pełen emigrantów ze Związku Radzieckiego płynie w stronę Zachodu, drugi, pełen emigrantów z Zachodu płynie w stronę Związku Radzieckiego... Oba statki spotykają się na środku morza, a ludzie na nich są bardzo zdziwieni, patrzą na siebie jak na idiotów. I rzeczywiście, trudno jest teraz, w krajach Europy Środkowej i Wschodniej wytłumaczyć dlaczego Unia Europejska jest zła, ale ja mam pewną praktykę, bo przez ostatnie dwadzieścia lat tłumaczyłem z kolei na Zachodzie, dlaczego Związek Sowiecki jest zły, co też nie było przyjmowane z dużym aplauzem. Wynikało to przecież z tego, że ludzie na Zachodzie po prostu nie byli w stanie zrozumieć, czym komunizm radziecki jest. Ale mówienie o tym, dlaczego Unia Europejska jest zła jest teraz zajęciem jeszcze bardziej frustrującym, ponieważ mieszkańcy Europy Środkowej i Wschodniej nie podchodzą do sprawy racjonalnie. Europa jest dla nich przede wszystkim marzeniem.

Przez lata wszystko, co było złe płynęło ze Wschodu, natomiast wszystko, co było dobre płynęło z Zachodu. Ludzie w Europie Środkowej i Wschodniej tak się do tego przyzwyczaili, że zbawienia zaczęli szukać tylko na Zachodzie. I zresztą tego typu marzenie było prawdziwe dwadzieścia lat temu. Wtedy nie mieliśmy Unii Europejskiej, tylko mieliśmy europejski wspólny rynek. I oczywiście wspólny wolny rynek był rzeczą dobrą. Gwarantował zlikwidowanie wszystkich barier w przepływie towarów, osób i dewiz, był po prostu unią ekonomiczną. Jeśli byście więc spróbowali wstąpić do Unii dwadzieścia lat temu, przyklasnął bym temu.

Sytuacja zaczęła się zmieniać od połowy lat osiemdziesiątych.

Pod koniec lat osiemdziesiątych system sowiecki był w głębokim kryzysie o czym przywódcy sowieccy wiedzieli. Przywódcy socjalistyczni z Zachodu także przewidywali wystąpienie takiego kryzysu. Oglądałem dokumenty podczas mojego pobytu w Moskwie, gdzie zostałem dopuszczony do dokumentów biura politycznego, które wyraźnie wskazywały na świadomość tego kryzysu. Przywódcy socjalistyczni na Zachodzie byli świadomi tego, że ewentualne załamanie się systemu sowieckiego może doprowadzić także do ich własnej klęski. Tak więc pomiędzy stroną radziecką a socjalistami zachodnimi doszło do współpracy, do stworzenia wspólnego planu i w ten sposób obie strony mogły przetrwać. Plan ten był kolejnym wcieleniem znanego pomysłu tzw. konwergencji. Teoria konwergencji zakładała, że z jednej strony Związek Radziecki powinien nieco złagodnieć, z drugiej strony kraje zachodnie powinny stać się bardziej socjalistyczne. W końcu te dwa światy powinny spotkać się gdzieś po środku. To było takie marzenie europejskiej lewicy, że dzięki takiemu dwustronnemu procesowi dojdzie do tej konwergencji i powstanie świat pokoju, raj na ziemi.

Tak więc pod koniec lat osiemdziesiątych przywódcy sowieccy oraz przywódcy socjalistyczni na Zachodzie postanowili wprowadzić taki plan w życie. Ze strony zachodniej polegało to na tym, aby kraje socjalistyczne przejęły projekt jedności europejskiej. I według tych planów, w momencie kiedy udałoby im się tego dokonać miały wywrócić do góry nogami unię ekonomiczną Europy Zachodniej. Zamiast wolnego rynku, zamiast wolnego przepływu towarów i usług Europa miała się stać jednolitym państwem federalnym. W dodatku to państwo federalne musiało mieć strukturę jak najbardziej zbliżoną do struktury państwa sowieckiego żeby mogło dojść do planowanej konwergencji. Ze strony radzieckiej podobne działania określono mianem budowy wspólnego europejskiego domu. I budowa tych struktur ze strony zachodniej postępowała, ale do 1992 roku Związek Radziecki przestał istnieć. I nagle lewica została jakby tylko z zachodnią częścią tego wspólnego europejskiego domu i w poczuciu niepewności. Zamiast jednak zatrzymać dalszy postęp tego projektu i zapobiec wprowadzeniu go w życie, postanowiła go kontynuować. Oczywiście dlatego, że zorientowała się, że dzięki temu będzie mogła zostać u władzy. Jakiekolwiek byłyby wyniki wyborów w poszczególnych krajach struktury europejskie pozostaną na dawnym miejscu. I oczywiście cała ideologia lewicowa będzie cały czas włączona w europejskie prawodawstwo.

Żeby zobaczyć odpowiedniość obecnych struktur europejskich w stosunku do struktur sowieckich spróbujmy porównać oba systemy...

W jaki sposób Związek Radziecki był rządzony? Był rządzony przez piętnastu, przez nikogo nie wybranych ludzi, którzy przed nikim nie odpowiadali i przez nikogo nie mogli zostać zwolnieni.

W jaki sposób rządzona jest Unia Europejska? Przez 25 ludzi, których nikt nie wybrał, którzy przed nikim nie odpowiadają i którzy przez nikogo nie mogą zostać zwolnieni.

Czym był Związek Sowiecki? Związek Sowiecki był związkiem socjalistycznych republik.

A czym jest Unia Europejska od momentu swojego powstania w 1992 roku? Unią socjalistycznych republik.

W jaki sposób Związek Radziecki został stworzony? Przez naciski, przez szantaże, przez siłę, a czasem nawet przez okupację.

Oczywiście Unia Europejska jak dotychczas nie posunęła się do militarnej okupacji, natomiast wszystkie inne stosowane u zarania Związku Sowieckiego metody już były stosowane. Wywierano ekonomiczne naciski na kraje, które nie chciały przystąpić do Unii Europejskiej. Stosuje się niesamowicie silną propagandę, która przypomina mi propagandę sowiecką. Całkiem niedawno, gdy w Irlandii powtarzano referendum w sprawie traktatu nicejskiego, cały kraj został zalepiony lansowanymi przez Unię Europejską plakatami, na którym było napisane, że jeśli nie wybierzecie Unii Europejskiej będziecie mieli głód i nędzę.

W większości krajów przed wstąpieniem do Unii Europejskiej przeprowadza się referendum, tak jak będzie to miało miejsce w Polsce. I oczywiście nie ma niczego złego w pomyśle referendum. To jest stwierdzenie jaka jest wola ludu. Ale Unia Europejska stosuje taką metodę, że przeprowadza te referenda tak często, aż w końcu uzyska taki wynik jakiego zapragnie. To się zdarzyło w Irlandii, to się zdarzyło w Danii. Jeśli tylko wynik tego referendum jest niepomyślny dla Unii Europejskiej, referendum jest powtarzane dotąd, aż wynik będzie prawidłowy. [Tak jak teraz w sprawie ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego przez Irlandię - przypis Lupus]. W Szwajcarii było już pięć referendów w sprawie wstąpienia do UE. Pięć razy Szwajcarzy powiedzieli nie Unii Europejskiej. Ale wszyscy dobrze wiemy, że to nie jest koniec. Jednak gdy tylko ten kraj zagłosuje za Unią fala referendów skończy się. Ale jeśli oczywiście ktoś zamarzy, aby przeprowadzić referendum sprawdzające, czy ludzie nadal chcą być w Unii, to na to nie zostanie wyrażona zgoda. I to jest kolejne podobieństwo pomiędzy Związkiem Sowieckim a Unią Europejską.

W ZSRS, w stalinowskiej konstytucji istniał zapis, że każdy kraj ma prawo do wystąpienia ze związku sowieckiego. Oczywiście ten zapis istniał wyłącznie w celach propagandowych i nikt nawet nie mówił o możliwości wystąpienia ich kraju ze Związku Sowieckiego. Dlatego też nie było oczywiście żadnej drogi prawnej do takiego procesu. Ale przynajmniej twórcy stalinowskiej konstytucji czuli się zobligowani, by wstawić paragraf umożliwiający wystąpienie danego kraju ze Związku Sowieckiego. Tymczasem w pierwszym projekcie konstytucji europejskiej, która nadal jest tworzona, takiego zapisu brakuje. W tej chwili toczy się w tej sprawie dyskusja, ale na dzień dzisiejszy niema takiego projektu, który umożliwiałby wystąpienie jakiemuś krajowi z Unii Europejskiej.

Sowiecki system, jak wiecie, był wysoko zbiurokratyzowany, przepisy regulowały niemal każdą dziedzinę życia. Europejski system, system unijny niczym się w tym obszarze nie różni. Także jest bardzo wysoko zbiurokratyzowany. Każdego roku Unia Europejska wydaje setki tysięcy stron różnego rodzaju praw, dekretów, dyrektyw. I te regulacje, podobnie jak to było w Związku Sowieckim, dotyczą niemal każdej dziedziny życia. Mówi się na przykład, że jeśli ogórek ma zły kształt to nie możemy go nazwać ogórkiem. Jeśli kiełbasa ma zbyt wiele tłuszczu, zgodnie z wytycznymi Brukseli, nie może się nazywać kiełbasą. A jeśli jajka są nieco mniejsze od przewidzianych przez Brukselę rozmiarów, nie możecie ich nazywać jajkami. Dochodzi do sytuacji rzeczywiście karykaturalnych. Całkiem niedawno z Unii Europejskiej wypłynęły przepisy, które zobowiązują każdego właściciela chlewów, aby zapewnił świniom piłki, którymi zwierzęta te będą mogły się bawić.

Nawet korupcja, która panuje w Unii Europejskiej jest w sowieckim stylu. W normalnym kraju korupcja płynie od dołu do góry. W krajach bloku sowieckiego korupcja płynęła od góry do dołu. I dokładnie tak samo dzieje się w Unii Europejskiej. Nie jest to zresztą niczym dziwnym, gdyż tysiące czołowych urzędników unijnych ma zapewniony immunitet.

Ale podobieństwo pomiędzy systemem sowieckim a unijnym idzie dużo głębiej. Występuje ono także w zakresie ideologii...

...Jaki był cel powstania Związku Sowieckiego? Uczono nas w szkołach, że celem powstania ZSRS było stworzenie nowej rzeczywistości historycznej, człowieka radzieckiego?

Jaki jest cel istnienia Unii Europejskiej? Tym celem jest stworzenie nowej rzeczywistości historycznej, Europejczyka.

Oba systemy zgodnie z tradycją socjalistyczną dążą do tego, by jak najbardziej osłabić państwa narodowe. W Związku Sowieckim panowała tzw. doktryna Breżniewa, doktryna ograniczonej suwerenności. Jeśli tylko któryś z krajów bloku sowieckiego nieco zmieniał swoją politykę, na którą nie zgadzała się Moskwa, natychmiast był powstrzymywany. I tak na przykład w 1968 roku, gdy Czesi zaczęli eksperymentować ze swoim systemem, najechały ich sowieckie czołgi.

Ta sama zasada ograniczonej suwerenności zaczyna obowiązywać w Unii Europejskiej. Kiedy kilka lat temu Austriacy wybrali prawicowy rząd, Unia Europejska ogłosiła bojkot Austrii. Kiedy całkiem niedawno wiadomo już było we Włoszech, że wybory wygra prawdopodobnie Berlusconi, na Włochów była wywierana wielka presja, żeby nie dokonano takiego wyboru. Oczywiście Berlusconi wygrał i tym razem sprawa nie zakończyła się bojkotem Włoch, ale presja wywierana na wyborców włoskich była rzeczywiście wyjątkowa. Także Polska ostatnio odczuła działania tej europejskiej doktryny Breżniewa. Wraz z ośmioma krajami podpisaliście dokument popierający Stany Zjednoczone w sprawie Iraku. Unia Europejska wystosowała ostrą reprymendę dla tych krajów, a tym, które nie należały jeszcze do Unii zagroziła, że nie zostaną do niej wpuszczone.

Moglibyśmy mnożyć te porównania. Zapewniam, że oba systemy są bardzo zbliżone. Oczywiście Unia Europejska jest dużo łagodniejszą formą niż Związek Sowiecki, ciągle nie ma tam represji przeciwko dysydentom. Ale to się powoli zaczyna, pojawiają się pierwsze mechanizmy. Zgodnie z Traktatem Nicejskim ma powstać policja europejska. Ta policja, europol, będzie miała wyjątkowe możliwości działania, w tym immunitet dyplomatyczny. Będzie mogła ścigać obywateli krajów członkowskich za 42 rodzaje przestępstw. Dwa z tych przestępstw są szczególnie interesujące, ponieważ jak dotąd nie są przestępstwami w żadnym z krajów członkowskich. Jedno z nich nazywa się rasizmem, drugie ksenofobią. Ponieważ w kodeksach karnych krajów członkowskich nie ma definicji tego typu przestępstw Unia Europejska pewnie zdefiniuje je sobie sama i będzie wcielała te interpretacje w życie.

Ale jest jedna pozytywna strona podobieństwa między tymi systemami. Wiemy jak doszło do upadku Związku Sowieckiego, możemy się więc domyślać, jak dojdzie do upadku Unii Europejskiej. My już żyliśmy w tej przyszłości i wiemy jaka ona będzie. Po pierwsze wiemy więc, że efekty istnienia Unii Europejskiej będą dokładnie przeciwne tym obietnicom, które tam są teraz składane. W systemie sowieckim obiecywano nam, że jest on szczęśliwą rodziną narodów, a skończyliśmy nienawiściami między narodami, które niemal doprowadziły do wybuchu. I to samo będziemy mieli w Unii Europejskiej. Obecnie nie ma wrogości pomiędzy narodami europejskimi, ale na koniec eksperymentu europejskiego ta nienawiść będzie. Dzisiaj obiecuje się nam, że przyszłość ekonomiczna krajów europejskich będzie świetlana i będziemy mogli konkurować ze Stanami Zjednoczonymi. Dokładnie to samo obiecywali swym obywatelom przywódcy sowieccy. Ale efekty tych obietnic były łatwe do przewidzenia. Biurokracja, przeregulowanie oraz zmniejszanie możliwości współzawodnictwa doprowadzą do stagnacji i w końcu do recesji. I oczywiście możemy przewidzieć, że Unia Europejska skończy tak jak Związek Sowiecki, czyli po prostu się rozpadnie. I podobnie, jak to miało miejsce w przypadku ZSRS, bałagan po rozpadzie będzie tak potężny, że potrzeba będzie wielu generacji, by doprowadzić sprawy do porządku. Wiedząc to wszystko nie mogę zrozumieć, dlaczego tyle krajów chce teraz wstąpić do Unii Europejskiej i wziąć udział w tym eksperymencie.

Szczególnie dziwi mnie to w przypadku Polski, kraju, który tak bardzo cierpiał walcząc o swoją wolność i uzyskał niepodległość po tak długim okresie niewoli. Dlaczego Polska chce oddać tę swoją tak ciężko wywalczoną niepodległość za nic? Tylko po to, by stać się częścią kolejnego fałszywego, socjalistycznego eksperymentu.

Mimo wszystko mam nadzieję, że większość Polaków, podczas zbliżającego się referendum będzie głosowała przeciwko.

Władimir Bukowski

tłum. Tomasz Sommer
foto. Jacek Klecel

(14 kwietnia 2003)

Strona Prokapitalistyczna

Polit-poprawność w natarciu: Dzieci, którym nie smakują hinduskie czy afrykańskie potrawy - są rasistami

Polityczna poprawność wtłaczana społeczeństwom przez grupkę lewackich ideologów, nabiera coraz więcej cech ponurej groteski. Oto w Wielkiej Brytanii, sponsorowana przez rząd agencja - Narodowe Biuro ds Dzieci (National Childern's Bureau - NCB), wydała wskazówki dla nauczycieli i opiekunów przedszkolnych oraz opiekujących się dziećmi w żłobkach, aby zwrócili uwagę na zachowanie się dzieci podczas zabaw oraz podczas smakowania i jedzenia nieznanych im potraw. Według instrukcji, postawa dzieci, którym nie smakują np. pakistańskie przyprawione potrawy, zaliczane są do "incydentów rasistowskich".

366-stronicowa instrukcja Young Children and Racial Justice ("Dzieci i rasowa sprawiedliwość") opracowana przez biuro NCB - dotowane sumą 12 milionów funtów rocznie - zwraca uwagę na potencjalnie rasistowskie nastawienie wśród niemowląt i dzieci. Zaleca opiekunom zwracanie szczególnej uwagi i nie ignorowanie przypadków uprzedzeń, gdyż dzieci powinny "zdawać sobie sprawę z innego życia innych ludzi".

Tak więc takie dziecięce i naturalne rozróżnianie rasy czy narodowości, przejawiające się niewinnymi określeniami, jak "blackie" (czarni), "Pakis" (Pakistańczyczy), czy nawet "ci ludzie" ("those people"), są według instrukcji postawą rasistowską. Również zwrócenie przez dzieci uwagi na naturalnie inną woń wydzielaną przez skórę ludzi innej rasy i stwierdzenie, że "oni pachną" [lub śmierdzą - w angielskim trudno o rozróżnienie w nieprecyzyjnym "they smell"], kwalifikuje postawę jako rasistowską. Instrukcja uczula opiekunów, że dzieci mogą "reagować negatywnie na kulinarne tradycje inne niż ich własne, poprzez powiedzenie: 'Yuck'" [najbliższe polski odpowiednik: fuj!, niedobre!]. Instrukcja ostrzega też, że "rasistowskie incydenty wśród dzieci we wczesnych etapach życia, ukazują się poprzez przezywanie, bezmyślne komentarze oraz zawiązywane związki grupowe". Zatem wyrażenie niechęci dzieci do hinduskich, meksykańskich czy afrykańskich potraw, czy też zwykła zawiązująca się przyjaźń wśród dzieci ("związki grupowe"), kwalifikowane są przez błazeńskich pseudo-psychologów jako nastawienie rasistowskie.

Jednocześnie opiekunowie są surowo ostrzegani: "Żaden incydent rasistowski nie może być ignorowany. Kiedy mamy do czynienia z czystym rasistowskim incydentem, konieczne jest przedsięwzięcie konkretnej postawy w zganieniu tego działania". Opiekunowie są zobowiazani do zgłaszania lokalnym władzom "wszystkich możliwych" przypadków postaw i zachowań rasistowskich. W duchu bolszewickim, instrukcja uspokaja jednocześnie, że "Niektórzy ludzie myślą, iż duża ilość zgłaszanych rasistowskich incydentów wpłynie negatywnie na opinię instytucji. W rzeczywistości - jest wręcz przeciwnie."


Serwis Informacyjny "BIBUŁA"

wtorek, 8 lipca 2008

Hiszpania: Socjaliści kontynuują konfrontację z Kościołem

Rządzący Hiszpanią socjaliści kontynuują kurs konfrontacji z Kościołem katolickim. Podczas weekendowego kongresu Hiszpańskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej (PSOE) w Madrycie jej delegaci opowiedzieli się za usunięciem symboli religijnych ze wszystkich budynków publicznych – podaje KAI.

W uchwale na zakończenie obrad zaproponowano także, aby skończyć z „nadmiernym znaczeniem katolickiej tradycji w hiszpańskim państwie“. W relacji z kongresu dziennik „El País“ pisze, że hiszpańska lewica uważa iż z budynków publicznych powinny zniknąć krzyże, znak Chrystusa nie powinien też towarzyszyć zaprzysiężaniu ministrów w Pałacu Królewskim.

Wicepremier hiszpańskiego rządu María Teresa Fernández de la Vega zaproponowała także reformę prawa aborcyjnego, które powinno być dostosowane do nowoczesnego prawa europejskiego dotyczącego przerywania ciąży. Obecnie w Hiszpanii można dokonać aborcji jeśli ciąża jest wynikiem gwałtu, po stwierdzeniu niepełnosprawności dziecka oraz jeśli ciąża zagraża zdrowiu psychicznemu i fizycznemu matki. Ponadto socjaliści zapowiedzieli ułatwienia w dostępie do eutanazji.

37. kongres PSOE ponownie wybrał na przywódcę (sekretarza generalnego) Jose Luisa Rodrigueza Zapatero. Na premiera Hiszpanii głosowało 98,5 proc. delegatów - informuje „Rzeczpospolita”. Na kongresie gośćmi byli liczni liderzy lewicy z Ameryki Łacińskiej i z Europy, wśród nich szef SLD Grzegorz Napieralski, który afiszuje się z podziwem dla przywódcy hiszpańskich socjalistów i chce się na nim wzorować.

Od 2004 r., kiedy do władzy doszli socjaliści z premierem José Luis Rodriguez Zapatero na czele, ich działania wielokrotnie były przedmiotem ostrej krytyki przedstawicieli Kościoła katolickiego. Dotyczyła ona m. in. przyjęcia prawa legalizującego związki homoseksualne oraz dążenia do wyeliminowania nauki religii w szkołach publicznych – przypomina KAI.

Źródło: KAI, „Rzeczpospolita”

Toż to dyskryminacja: „Żyda raus” czyszczą, „ch…” nie!

„Żydzi raus”, „Pedały won z Polski” , „White Power” - murale takiej treści od lat pokrywają mury w całym kraju. Grupa młodych ludzi postanowiła z nimi walczyć, wykorzystując internet. I hasła zaczynają znikać – podają wiadome media. I zachęcają by donosić na policję i straż miejską, by ta z kolei zmuszała administratorów budynków do usuwania takich haseł.
A my pytamy, czy to nie jest przypadkiem implementacja ustaw norymberskich na obszarze grafitti? Czy hasła typu „Legia k….”, „ch..” itd., itp. mają pozostać poza zainteresowaniem „grupy młodych ludzi” tylko dlatego, że nie ma w nich słowa na „ż”? Wzywamy Unię Europejską by zabroniła tej jawnej dyskryminacji haseł jak najszybciej!

"Najwyższy czas!"

poniedziałek, 7 lipca 2008

Bezrobotny dostanie ponad 1 tys. zł za udział w szkoleniu

Szkolenia zawodowe, proponowane bezrobotnym przez urzędy pracy, mają ich motywować do zdobywania nowych kwalifikacji poszukiwanych przez pracodawców - mówi Czesława Ostrowska, wiceminister pracy i polityki społecznej.

Rząd chce więc zmienić zasady uczestnictwa w szkoleniach. Przewiduje to rządowy projekt nowelizacji ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy. Zakłada on m.in, że bezrobotni będą szkoleni bezpośrednio w firmach. Zarówno oni, jak i osoby pracujące, ale zagrożone bezrobociem, będą też mogli otrzymać prawie 9 tys. zł na sfinansowanie studiów podyplomowych.

Więcej niż zasiłek

Hanna Świątkiewicz-Zych, dyrektor departamentu rynku pracy MPiPS, wskazuje, że nie wystarczy dać bezrobotnemu zasiłek czy świadczenie z pomocy społecznej. Trzeba zmotywować go do podnoszenia kwalifikacji i zdobywania nowych umiejętności, bo wtedy łatwiej znaleźć mu pracę.

Rząd proponuje więc przyznawanie szkolącym się bezrobotnym stypendium szkoleniowego. Ma wynosić 120 proc. podwyższonego od nowego roku zasiłku dla bezrobotnych. W czasie jego trwania bezrobotny ma otrzymywać 1010,4 zł. Jeśli będzie miał więcej niż 45 lat - 140 proc. zasiłku, tj. 1178,8 zł. Szkolenie takie musi trwać jednak przez kilka miesięcy co najmniej 30 godzin tygodniowo.
Wielu bezrobotnych po wprowadzeniu tych zmian będzie chciało się przekwalifikować i wyjdzie z szarej strefy - mówi Barbara Wychuszko z Powiatowego Urzędu Pracy we Wrocławiu.

Tego samego zdania jest Michał Kuszyk z krakowskiego PUP. Zauważa, że obecnie nie ma zbyt wielu chętnych do udziału w szkoleniach. Powodem tego jest m.in. niski dodatek szkoleniowy, który wynosi nieco ponad 100 zł (20 proc. zasiłku).

Większa efektywność

W korzystaniu z takich szkoleń nie pomaga też panująca obecnie zła opinia o nich. Raport Najwyższej Izby Kontroli z kwietnia tego roku wskazuje, że wiele z dotychczas organizowanych kursów było nieefektywnych. Urzędy organizowały je często, chcąc wypełnić zadania przewidziane ustawą. Często szkolenia takie nie przystawały do potrzeb lokalnego rynku pracy.
Ich efektywność jest obecnie dość mierna, ale nie wynika to, jak się powszechnie uważa, z tego, że bezrobotni są kierowani na kursy, po których nie mogą znaleźć pracy - twierdzi Michał Kuszyk.

W jakiej sytuacji bezrobotni nie będą musieli zwracać kosztów szkolenia? Czy od nowego roku bezrobotni będą też mogli uczestniczyć w przygotowaniu zawodowym w zakładzie pracy? Kto pokryje koszty ich zatrudniania? Kto pokryje koszty studiów podyplomowych, z których skorzystają zarówno bezrobotni, jak i pracownicy firm?

Izabela Rakowska-Boroń
Więcej: Gazeta Prawna 7.07.2008 (131) - str.12

No tak: teraz ludzi trzeba najpierw "zmotywować" (czyli zapłacić), żeby poszli do roboty!

Założą psom buty, żeby nie drażnić muzułmanów



W Wielkiej Brytanii policyjne psy będą przeszukiwać muzułmańskie domy w specjalnym obuwiu na łapach. Jak pisze The Times, tamtejsze Stowarzyszenie Komendantów Policji (Acpo) chce w ten sposób zaakcentować swoją wrażliowść na religijne zasady islamu, wedle których psy to zwierzęta nieczyste.
Według wcześniejszych planów, policyjne psy miały zakładać buty przed wejściem do meczetu, przepis ma jednak zacząć obowiązywac również w innych muzułmańskich budynkach. Specjalnie zaprojektowane obuwie ma gumową podeszwę, zapobiegającą poślizgnięciu się.

W razie sprzeciwu ze strony mieszkańców, policja będzie mogła włączyć do akcji psy tylko wówczas, gdy stanie się to absolutnie niezbędne. Plany brytyjskiej policji spotkały się ze sceptycznym przyjęciem działaczy Kampanii przeciwko Politycznej Poprawności i samych przedstawicieli islamu. Zdaniem Ibrahima Mogry, jednego z muzułmańskich przywódców religijnych w Wielkiej Brytanii, islam nie traktuje psów jako zwierzęta nieczyste, za takie jest uważana tylko ich ślina. Jeśli pomieszczenie musi być przeszukane przez psy, jego mieszkańcy muszą to zaakceptować. Mogra ocenił nakaz noszenia butów przez psy policyjne jako niepotrzebny przepis.

Źródło: onet.pl

Widać, że ten polito-poprawny debilizm kwestionują nawet sami muzułmanie!

piątek, 4 lipca 2008

Rząd “klimatycznie” doi kierowców! Czy i Ty zasponsorujesz urzędniczy bankiet?

Sprowadzasz z Unii Europejskiej używany samochód i zżymasz się, że musisz przed jego zarejestrowaniem wyłożyć 500 zł na tzw. opłatę recyklingową? Płacisz z ciężkim sercem, ale pocieszasz się, że zostaną one wydane na sprzątanie samochodowych wraków i ich utylizację. Ale grubo się mylisz. Rząd zmienił prawo i przeznaczy twoje 500 zł na konferencje, debaty i bankiety.

— Nie da się tego inaczej określić, jak zwykłe złodziejstwo. Okrada się Polaków, którzy za ciężko zarobione pieniądze kupują za granicą używane samochody — grzmi Grzegorz Wlazło, rzecznik przedsiębiorców przy PKPP Lewiatan.

A jest na czym kłaść rękę. Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej poinformował „Puls Biznesu”, że na „wrakowym” koncie uzbierał się ponad 1 mld zł (od 2 mln aut).

Zamiast na recykling samochodowych wraków, rząd postanowił go wydać na międzynarodową konferencję klimatyczną pod auspicjami ONZ, która w grudniu odbędzie się w Poznaniu!!!

Dlaczego? Bo nie ma skąd wziąć pieniędzy na opłacenie 2-tygodniowego pobytu w stolicy Wielkopolski delegatów ze 190 krajów. Spodziewanych jest nawet kilkanaście tysięcy gości.

(źródło: Puls Biznesu)

za nczas.com

Rewolucja obyczajowa trwa

Rozmowa z Mathiasem von Gersdorffem

Paweł Toboła-Pertkiewicz: Twierdzi Pan, że demoralizacja dzieci ma korzenie w rewolucji 1968 roku. Dlaczego akurat ta data ma tak istotne znaczenie?

Mathias von Gersdorff: – Hasła i postulaty, które pojawiły się przy okazji rewolty 1968 roku, nie były nowe. One tlą się od czasów rewolucji francuskiej, ale z różnych powodów nabrały wtedy nowego wymiaru. Wówczas, wraz ze sztandarowym hasłem „wolnej miłości”, pojawiła się pigułka antykoncepcyjna, a co za tym idzie, możliwość radykalnej zmiany stylu życia i norm społecznych. Według ideologów lewicy, człowiek żył dotychczas według błędnych norm, błędnego kodu kulturowego, który go zniewalał, bo odgórnie narzucał, co jest dobre, a co złe, co jest moralne, a co nie. Według nich, człowiek powinien się z tych zasad wyzwolić.

Co było według lewicowych ideologów główną przeszkodą na drodze do wyzwolenia?
– Instrumentem do zniszczenia mieszczańskich, kapitalistycznych społeczeństw Zachodu miało być zniszczenie rodziny, która była głównym hamulcem w przeprowadzeniu zmiany zmierzającej do pokojowej ewolucji w kierunku komunizmu. Rodzina była fundamentem społeczeństwa i gospodarki. Dziś wielu uważa, że rok 1968 to nie była żadna rewolucja, że jej skutki są przesadzone, że przykładamy do tego zbyt dużą wagę.

Pan się z tymi opiniami nie zgadza?
– Spójrzmy na liczby, które pokazują upadek rodziny na Zachodzie Europy na przykładzie Niemiec. Jeszcze w 1970 roku na kobietę przypadało 2,37 urodzonych dzieci. Ze 100 zawieranych małżeństw rozwodem kończyło się 12. W 1965 roku zaledwie 5 na 100 dzieci rodziło się w związkach pozamałżeńskich. W 1990 r. natomiast kobieta rodziła 1,25 dziecka. Liczba rozwodów wzrosła do ponad 30 procent, a niemal co drugie dziecko rodzi się obecnie w pozamałżeńskim związku. Mamy ponadto ogromną liczbę kobiet, które poddają się aborcji, ludzi żyjących w nieładzie moralnym. Jaka będzie relacja matki z dzieckiem, skoro wcześniej kilkakrotnie poddała się aborcji? Czy trzeba więcej przykładów, aby dostrzec, co się dzieje, w jakim kryzysie moralnym znalazła się rodzina?

To, o czym Pan mówi, dotyczy jednak dorosłych. Jak ta rewolucja odnosi się do dzieci i kształtowania ich świadomości?
– Dzieciom od najmłodszych lat przekazywane są pewne wzorce zachowań, które wpływają w dorosłym wieku na ich postrzeganie świata. Ideolodzy rewolty stwierdzili, że jeśli na świecie ma się udać zbudowanie prawdziwego komunizmu, czyli świata pełnej równości i wolności, to emancypacja musi dotknąć wszystkich, a przede wszystkim dzieci. Ich zdaniem, „wyzwolenie” dzieci jest najważniejsze. Dlatego z taką determinacją dążą ze swoją rewolucją do szkół i przedszkoli, aby od najmłodszych lat kształtować wrażliwość i psychikę dzieci wedle własnych zasad. Gdy przy tej ofensywie sił antyrodzinnych tradycyj-na rodzina jest osłabiona, albo w ogóle jej nie ma, dziecko jest w ogromnym niebezpieczeństwie. Ataki na psychikę dziecka płyną z wielu źródeł. Telewizja jest przesycona brutalnością, reklama ocieka erotyką, pornografia jest obecna jako społeczna norma.

Jak to wygląda w praktyce? Skąd płynie główne zagrożenie dla deprawacji najmłodszego pokolenia?
– Na Zachodzie z rewolucją seksualną mamy do czynienia od początku lat 70. ubiegłego wieku. Początkowo lobby homoseksualne lansowało bardzo zideologizowany program i nie ukrywało swoich celów. To wywoływało naturalną reakcję obronną zdecydowanej większości społeczeństwa. Wówczas próba edukacji seksualnej, tolerancji i innych znanych obecnie form deprawacji młodzieży nie powiodła się. W latach 80. zdecydowano się na zmianę strategii. Homoseksualne lobby nie mówiło już o wyzwoleniu dzieci ze społecznych norm, lecz o ich edukacji w sferze seksualnej. Pod płaszczykiem naukowości zaczęto przekonywać, że to jest coś pozytywnego, wręcz niezbędnego, dla rozwoju psychicznego dziecka. Zmiana image’u spowodowała uśpienie czujności rodziców.

Czego zatem dzieci są „uczone” od najmłodszych lat?
– Cele ruchów homoseksualnych są niezmienne od dawna, zmieniła się tylko retoryka i sposoby działania. Ideologizacja i radykalizm pozostają, tyle że w tle głównych działań. Mamy zatem niezwykle podstępną akcję typu „Nie bójcie się. Oni nie gryzą”, której celem jest rozmycie różnic między związkiem kobiety i mężczyzny a związkiem dwóch osób tej samej płci. Normalna reakcja obronna przed akceptacją tego typu związków jako normy przedstawiana jest jako wyraz zacofania, nietolerancji, braku odpowiedniej edukacji. Każdy sam wybiera sobie preferencje seksualne, każdy ma prawo do miłości i nie wolno nikogo z powodu jego stylu życia krytykować. Przedstawianie dziecku związków homoseksualnych jako równorzędnej alternatywy dla rodziny jest czymś, co przynosi niewyobrażalne wręcz skutki negatywne w psychice dziecka.

Wydaje mi się, że do Polski ten problem jeszcze nie dotarł. Organizacje homoseksualne próbują spotykać się z młodzieżą szkolną, ale nie są tak radykalne.
– Nawet jeśli homoseksualiści w waszym kraju nie dążą otwarcie do prawnej akceptacji homoseksualizmu, to prawdziwy cel jest zupełnie inny. Im chodzi o zmianę mentalności, o zbudowanie nowego społeczeństwa. I z tego powodu muszą oni docierać do młodzieży, do zacierania różnic między kobietą i mężczyzną, ich ról społecznych. Pamiętajcie, że ruch homoseksualny to nie koniec rewolucji. W kolejce czekają już aktywiści pedofilscy, którzy teraz nie chcą jeszcze otwarcie głosić swoich postulatów, aby nie wzbudzać niepotrzebnych sprzeciwów. W niektórych krajach Zachodu powoli zaczynają już jednak osiągać swoje cele. Ja to określam mianem „pedofilii politycznej” – bez większego echa łagodzone są kary za współżycie z nieletnimi, przemysł pornograficzny otrzymuje w prezencie obniżanie wieku, w którym może nakłaniać dzieci do występowania w tego typu produkcjach. Musicie zdać sobie sprawę, że jeśli uznacie za normę związki homoseksualne, do walki o swoje „prawa” przystąpią pedofile.

W Polsce pojawił się już problem edukacji seksualnej w szkołach. Czy to może być etap pewnej całości ruchu lewackiego?
– Z całą pewnością tak jest. Wychowanie seksualne zgodnie z wykładnią Kościoła katolickiego powinno odbywać się przede wszystkim w rodzinie. Rodzice powinni przygotowywać własne dzieci do przyszłego życia rodzinnego, będąc najlepszym tego przykładem. Dzięki temu jest wielka szansa, że wartości wyznawane przez rodziców zostaną przekazane dzieciom. Gdy państwo odbiera rolę wychowawczą rodzi-com, którzy w zasadzie służą tylko po to, aby dziecko nakarmić i ubrać, zatraca się więź międzypokoleniowa. Ponadto wychowanie seksualne, zgodnie z nauczaniem papieży, nie powinno być oderwane od moralności. W szkołach edukacja seksualna sprowadza się do zaprezentowania technik seksualnych. Ponieważ obecnie dominuje nauczanie świeckie, zakazane jest np. wieszanie w klasach krzyży, bo rzekomo mogłoby to obrażać uczucia niekatolików, edukacja seksualna w szkołach po prostu nie może być zgodna z wykładnią katolicką. Ze swej istoty musi być wręcz antykatolicka, skoro w tak ważnym aspekcie życia człowieka jest oderwana od moralności. Gdyby rodzice zajmowali się tą sferą, z całą pewnością zadbali-by o właściwe wychowanie.

Czy jest jakaś szansa, aby w Polsce ta rewolucja nie powiodła się?
– Musicie być czujni na samym początku. Nie możecie dopuścić do sytuacji, w której pozwoli się nawet na jednorazowe akcje homoseksualistów w szkołach. Fałszywe idee są już bardzo rozpowszechnione, aby przygotować grunt pod prawdziwą rewolucję. Dziś mówi się o potrzebie edukacji, o potrzebie zrównania płci, o potrzebie dopuszczenia niczym nie skrępowanego wyboru stylu życia przez dziecko. Nikt nie mówi o skutkach, które niesie ze sobą spełnienie tego typu postulatów.

Jest Pan szefem akcji „Dzieci w niebezpieczeństwie”. Jakie akcje podejmujecie?
– Mimo obalenia komunizmu politycznego triumfy święci komunizm kulturowy. W Niemczech idee rewolty z 1968 roku przeniosły się z poziomu politycznego na poziom rodziny i szkolnictwa. Rewolucja dokonuje przeobrażenia psychologicznego i buduje nową tożsamość, wykorzystując poparcie mediów, a także lewicowych partii politycznych. W ramach „Dzieci w niebezpieczeństwie” działamy na trzech poziomach. Pierwszy to poziom polityczny – staramy się wpłynąć na zmianę ustawodawstwa aborcyjnego. Po drugie – moralność. Organizujemy warsztaty dla nauczycieli i kapłanów, prezentując zasięg rewolucji seksualnej i formy obrony przed tym. Po trzecie publikujemy i rozpowszechniamy publikacje katolickie, rozdajemy różańce. Chodzi o powstrzymywanie kolejnych działań zmierzających do deprawacji dzieci i niszczenia rodzin.

Rozmowa z Mathiasem von Gersdorffem, ”Gość Niedzielny”, nr 23/2008
http://www.piotrskarga.pl

czwartek, 3 lipca 2008

Klaus: Mam nadzieję, że ratyfikacja traktatu UE zostanie zablokowana



- Mam nadzieję, że przyjęcie Traktatu Lizbońskiego zostanie uniemożliwione - przez Trybunał Konstytucyjny, bądź przez Senat - powiedział prezydent Czech Vaclav Klaus w rozmowie z gazetą "Lidove noviny".

Klaus z radością przyjął wywiad polskiego prezydenta dla "Dziennika", w którym Lech Kaczyński uznał za "bezprzedmiotowe" złożenie podpisu pod ratyfikacją nowego traktatu UE po fiasku referendum w Irlandii.

Klaus powiedział, że rozmawiał w tej sprawie z Kaczyńskim przez telefon. - Wydaje mi się, że to jedyne możliwe podejście, które - jak wierzę - w Europie w końcu zwycięży - ocenił.

- Kto uważa to (wypowiedź L. Kaczyńskiego) za "ciężki cios" nie jest demokratą, szanującym odmienne zdanie. Rozwój UE nie może być dyktatem jednego poglądu, a już w ogóle nie może być dokonywany przez groźbę. Polski prezydent Kaczyński właściwie przypomniał podobne groźby sprzed kilku lat, kiedy ci sami ludzie twierdzili, że UE nie będzie funkcjonować bez unijnego traktatu. To była nieprawda. Funkcjonowała normalnie. A co więcej, bez problemów przyjęła dwa nowe kraje, Bułgarię i Rumunię - tłumaczył czeski prezydent.

Klaus nie odpowiedział na pytanie, czy podpisałby traktat po ratyfikacji przez czeski parlament. - Mam nadzieję, że przyjęcie Traktatu Lizbońskiego uniemożliwi bądź Trybunał Konstytucyjny, bądź Senat - zaznaczył.
Traktat dotychczas ratyfikowały parlamenty 19 krajów UE.
Czeski Senat pod koniec kwietnia skierował Traktat Reformujący UE (z Lizbony) do Trybunału Konstytucyjnego, by ten zbadał jego zgodność z czeskim porządkiem prawnym.

Senat zwrócił się o zbadanie zgodności z konstytucją sześciu sfer Traktatu Lizbońskiego, m.in. w sprawie przeniesienia niektórych uprawnień państwa na szczebel europejski, zmiany sposobu decydowania w Radzie UE z jednomyślnego na większościowy oraz zakresu obowiązywania Karty Praw Podstawowych UE w Republice Czeskiej.

Senat zawiesił debatę ratyfikacyjną do czasu wydania orzeczenia przez Trybunał Konstytucyjny, apelując jednocześnie do jego sędziów, by uczynili to bez większej zwłoki.

Dziękujemy prezydentowi Czech za próbę bronienia swojego narodu (a także narodu polskiego) przed europejskimi socjalistami!!!

Nowe zajęcie Tuska – czyli zaproś Żydów, zgarnij 400 tys

W „GW” ukazało się ogłoszenie następującej treści:
„Kancelaria Prezesa Rady Ministrów ogłasza konkurs ofert na realizację zadania publicznego w formie powierzenia pn.:
Organizacja spotkań edukacyjnych młodzieży polskiej i izraelskiej w Polsce.
Celem konkursu jest umożliwienie młodzieży polskiej spotkań z młodzieżą izraelską oraz budowanie w trakcie edukacji nieformalnej dialogu międzykulturowego, nauczanie o dziedzictwie Żydów polskich z uwzględnieniem historii Zagłady oraz martyrologii Polaków, przełamywanie stereotypów i poznawanie przez młodzież Izraelską współczesnej Polski, integracja młodzieży obu krajów (…)”.
Na tę osobliwą działalność kancelaria premiera Tuska przeznaczyła 400 tys. złotych.
I tu nasuwają się dwa pytania. Czy naprawdę premier Tusk musi się zajmować sprowadzaniem do Polski młodych Żydów? Czy po to są te wszystkie ostatnie podwyżki, żeby było za co „nauczać o dziedzictwie Żydów polskich”? I trzecie – co to za hucpa?

"Najwyższy czas!"

Unijny zakaz połowu homosiów?

Unijna agencja apeluje o większą ochronę homoseksualistów

Unijna Agencja ds. Praw Podstawowych z siedzibą w Wiedniu uznała, że homoseksualiści w Unii Europejskiej potrzebują większej ochrony. W swoim raporcie zaapelowała o surowsze przepisy antydyskryminacyjne. Jedną z konkluzji opublikowanego w poniedziałek raportu jest konieczność zagwarantowania związkom jednopłciowym tych samych praw i przywilejów, które mają "tradycyjne" pary, w zakresie łączenia rodzin czy swobody przepływu osób w UE – donosi serwis internetowy dziennika „Rzeczpospolita”.

W części poświęconej Polsce w raporcie podkreślono, że wbrew unijnej dyrektywie o swobodnym przepływie osób, polskie prawo nie uznaje związku partnerskiego zalegalizowanego w innym kraju UE jako równorzędnego z małżeństwem, ani nie uznaje prawnych konsekwencji konkubinatów osób tej samej płci. Zaznaczono jednak, że nie ma żadnych danych o praktycznych konsekwencjach takiego "restrykcyjnego podejścia" – czytamy w serwisie rp.pl.

Unijna agencja zaznacza, że uprawnienia te powinny być takie same nie tylko w odniesieniu do homoseksualnych „małżeństw” (w UE dopuszczonych tylko w Belgii, Holandii i Hiszpanii) oraz związków zarejestrowanych (jak francuski PACS), ale także par, które są "związkami partnerskimi de facto", czyli uznanymi za trwałe mimo braku jakiejkolwiek formy ich "legalizacji".

Agencja przeanalizowała sytuację prawną w odniesieniu do osób o innej niż heteroseksulana orientacji (lesbijek, gejów, biseksualistów i transeksualistów - LGBT) we wszystkich 27 krajach członkowskich w dziedzinach, które podlegają unijnej legislacji. – informuje rp.pl

Równe traktowanie jest fundamentalnym prawem, z którego powinni korzystać wszyscy członkowie naszego społeczeństwa – oświadczył szef agencji Morten Kjaerum. – Fakt, że osoby LGTB nie są traktowane równo w niektórych aspektach unijnej legislacji, zwłaszcza w odniesieniu do par tej samej płci, powinien nas wszystkich niepokoić. Potrzeba większej ochrony prawnej oraz więcej środków i uprawnień dla instytucji odpowiedzialnych za równe traktowanie.

Agencja opowiada się także za tym, by na poziomie UE wprowadzić kary za nawoływanie do nienawiści wobec osób o innej orientacji seksualnej oraz aktów przemocy na tym tle. Raport przypomina w tym kontekście przypadki zakazu "Marszów Równości" w Polsce w 2005 roku. W części poświęconej Polsce raport głosi, że nawoływanie do nienawiści wobec osób LGBT to "problem życia politycznego i społeczeństwa w ogóle" – czytamy w serwisie.

Źródło: rp.pl

środa, 2 lipca 2008

Plastykowe torebki: Kolejne czerwone szaleństwo

Ekofaszyści znaleźli sobie nowego chłopca do bicia – plastykową torebkę. Ich zdaniem stanowi ona największe oprócz CO2 zagrożenie dla środowiska. Tymczasem okazuje się, że jak zwykle ekofaszyści nie wiedzą o czym mówią.

- Nie rozumiem, dlaczego uczepiono się tak torebki z polietylenu. Nie jest przecież trująca, bo powstała z prostego związku węgla i wodoru. Wbrew temu, co się o niej sądzi, jej produkcję cechuje dodatni bilans ekologiczny, tzn. przy jej uzyskaniu zużywa się stosunkowo niewiele energii, nie zanieczyszcza się za bardzo wód i powietrza, a sama foliówka może podlegać recyklingowi, zatem może być ponownie wykorzystana. Przy wytwarzaniu opakowań ze szkła, tkaniny czy papieru powstają większe ilości ścieków oraz gazów i pochłania to więcej cennej energii, są też przez to droższe – powiedziała dla „Expressu Ilustrowanego” prof. Maria Mucha z Wydziału Inżynierii Procesowej i Ochrony Środowiska Politechniki Łódzkiej.
- Politycy chcą zakazać używania jednorazówek, choć nie ma to żadnego racjonalnego uzasadnienia – mówi prof. Mucha. - Często wtórują im media. Nie mogę już słuchać o trujących gazach wydzielających się z foliówek polietylenowych i innych tym podobnych bzdurach. Raz ktoś powiedział, że torebki mogą skazić powietrze siarkowodorem. Jak to możliwe?! Przecież nie ma w nich siarki! Poza tym promowane teraz torebki tzw. biodegradowalne też trzeba zbierać i sortować. W ich produkcji oprócz polimerów wykorzystano skrobię, która w środowisku się rozkłada, powodując rozpraszanie torebki. Ale polietylen nadal pozostaje, tyle że w postaci proszku. Polimer pod postacią pyłu może zacząć się osadzać na powierzchni wody, bo będzie od niej lżejszy, i stworzy kożuch, który uniemożliwi rybom i roślinom oddychanie. Pływającą po jeziorze torebkę można wyłowić, a powłokę z polimerowych drobin? Ponadto torebki z dodatkiem skrobi są dużo mniej wytrzymałe od wykonanych tylko z polietylenu.
Oba czynniki spowodowały, że Zachód zaczął się z nich wycofywać, a u nas kreuje się je na wyjątkowo przyjazne środowisku - kończy prof. Mucha.

"Najwyższy czas!"

Rowerzyści będą musieli wykupić polisę OC?

Czy polski premier, uchodzący kiedyś za liberała oszalał do końca? Można tak wnioskować z zamiarów jego urzędników. Ministerstwo Zdrowia proponuje wprowadzenie obowiązkowego ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej dla rowerzystów - dowiedziała się “Rzeczpospolita”.
Pomysł pojawił się przy okazji prac nad zmianami w ustawie o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych. - Projekt jest już gotowy do uzgodnień zewnętrznych - powiedział “Rz” Jakub Gołąb z MZ, ale twierdzi, że obowiązkowego OC nie ma w noweli.
O pomyśle słyszeli jednak ubezpieczyciele. Andrzej Maciążek, członek zarządu Polskiej Izby Ubezpieczeń, ocenia w gazecie że pomysł może jest i dobry, ale trudno będzie taki obowiązek wyegzekwować.
Od „NCz!”: Wzywamy premiera Tuska do odszukania autora tego pomysłu i przykładnego wyrzucenia go z pracy. Takie rzeczy dzieją się być może bez wiedzy szefa rządu, ale jednak spadają na jego konto. Chyba, że po prostu szef PO jest Konradem Wallenrodem zamordyzmu.

"Najwyższy czas!"

Brytyjczycy wyhodują człowieka-świnię

Czy to jeszcze nauka, czy już zabawa w Boga? Władze brytyjskie zgodziły się na kontrowersyjny eksperyment. Uczeni z angielskiego Uniwersytetu Warwick stworzą krzyżówkę człowieka i świni. Badania potrwają 12 miesięcy i mają pomóc w leczeniu wrodzonych wad serca u człowieka.

Jak pisze dziennik "Polska The Times", naukowcy, którzy stworzą krzyżówkę człowieka i świni, mają szczytny cel. Chodzi o zrozumienie nowych leków na choroby serca. To już trzecie tego typu pozwolenie na eksperymenty władz Wielkiej Brytanii w latach 90.

Naukowcy chcą się przyjrzeć zaburzeniom mięśnia sercowego. Ponieważ nie mogą prowadzić badań na ludzkich embrionach, zdecydowali się na stworzenie hybrydy. Stworzą ją, umieszczając ludzkie DNA wewnątrz jajeczek pobranych od zwierzęcia.

Świnie są bardzo podobne do człowieka pod względem fizjologii - czytamy w Polsce". "Od chorych na serce pobierzemy komórki skóry, którymi następnie zapłodnimy świńskie komórki jajowe, pozbawione uprzednio jądra i zawartego w nim materiału genetycznego. W ten sposób stworzymy hybrydowe embriony" - tłumaczy profesor Justin St. John z Uniwersytetu Warwick.

www.dziennik.pl