wtorek, 27 maja 2008

Dla dobra dziecka

"Wszystkie dzieci nasze są" - śpiewała Majka Jeżowska. Brzmi to pięknie, dopóki nie uświadomisz sobie, że to zdanie oznacza również: "twoje dzieci nasze są".

Idea zmniejszenia twojości dzieci na rzecz ich naszości jest szczególnie bliska sercu pani Katarzyny Piekarskiej, byłej posłanki lewicy i od niedawna szefowej regionu mazowieckiego SLD. Pani Kasia dobrze wie, jak w nowoczesnym społeczeństwie należy wychowywać dzieci. A ponieważ "nie potrafi przejść obojętnie obok ludzkiej krzywdy" (jak pisze na swojej stronie: www.piekarska.pl) zrobi wszystko, żeby zmusić nas siłą, abyśmy wychowywali dzieci prawidłowo. Czyli tak, jak ona nam powie.

We wtorkowym "Salonie Politycznym Trójki" pani Piekarska pochylała się z troską nad losem dzieci. "Bardzo gorąco kibicuję pani minister Fedak, która zapowiedziała, że wprowadzi ustawowy zakaz bicia dzieci" - powiedziała nowa baronowa SLD. Wyraziła również aprobatę dla projektu "ustawy monitorującej losy dziecka", który został przygotowany jeszcze w poprzedniej kadencji rządu przez PiSowską panią minister. Baronowa Piekarska uważa bowiem, że państwo powinno dbać więcej o dzieci wychowywane przez złych rodziców. Otoczyć ich troską i opieką: nadzorować, kontrolować, monitorować. Wszędzie i o każdej porze. Tak często jak tylko się da.

Pani Kasia uważa też, że powinieneś aktywnie pomóc państwu w opiece nad dziećmi. Nad dziećmi, które co prawda nie są twoje, ale przecież są nasze, więc twoje też. A skoro są i twoje, to masz nie tylko prawo, ale i obowiązek wtrącać się do wszystkiego, co ich dotyczy. W szczególności powinieneś donosić władzom o wszystkich podejrzanych rzeczach, które się mogą dziać u sąsiadów. "Osobom donoszącym należy zapewnić pełną anonimowość" - nalega pani Piekarska. Stwierdza też z przekonaniem, że w odpowiedzi na donos o potencjalnym problemach rodzinnych kurator powinien natychmiast skontrolować mieszkanie bandyckiego rodzica. A jeżeli ten nie chce otworzyć, kurator powinien wrócić z policją, wykopać drzwi i wejść do środka. "Jeżeli w dziesięciu takich przypadkach jeden okaże się fałszywy, państwo polskie stać na to, żeby przeprosić i zapłacić za drzwi" - uważa była posłanka SLD. Anonimowe donosy są przecież znane z tego, że zwykle są rzetelne, odpowiedzialne i prawdziwe. W dziewięćdziesięciu procentach, według pani Katarzyny.

Tak więc w ramach walki z przemocą w rodzinie była posłanka Piekarska proponuje, żeby służby państwowe najpierw włamywały się ludziom do domów, a dopiero potem pytały o co chodzi.

Nie znam się na dzieciach tak dobrze jak działaczka SLD, ale mam wątpliwości czy dziecko, które widzi jak kurator z policją rozwalają łomem drzwi jego domu i z krzykiem wpadają do środka, rzuci im się w ramiona przepełnione wdzięcznością, że państwo polskie tak o nie dba. Wydaje mi się, że ratowanie dziecka przed przemocą za pomocą przemocy jest - delikatnie mówiąc - nadgorliwością. O ile dobrze pamiętam piosenka Majki Jeżowskiej mówiła "uchyl im serce jak drzwi", a nie "wykop im drzwi z zawiasów".

Próbuję sobie wyobrazić świat, który nam przygotowuje pani Piekarska. Próbuję go zobaczyć oczami przeciętnego polskiego rodzica. I widzę troskliwą sąsiadkę, która zauważa u mojego syna siniaka, którego sobie nabił grając w piłkę na podwórku. Zaniepokojona staruszka składa anonimowy donos na policję. Widzę dalej kuratora, który żąda wejścia do mojego domu w celu sprawdzenia, czy jestem dobrym rodzicem. Widzę siebie, jak z oburzeniem odmawiam, radząc mu, żeby się zajął własnymi dziećmi, a nie cudzymi. Widzę, jak wraca następnego dnia z policją, wyłamują mi drzwi łomem, zabierają przemocą syna i wytaczają proces o znęcanie się nad dzieckiem. A kiedy po sześciu miesiącach udowadniam im w końcu, że nie jestem alkoholikiem, pedofilem, gwałcicielem ani sadystą, państwo polskie przeprasza. Dostaję trzy formularze, po wypełnieniu których dostanę w ciągu roku zwrot wydatków za naprawę drzwi.

"Bardzo dużo państw europejskich zakazało bicia dzieci i nic złego z tego nie wynikło, wręcz przeciwnie" - powiedziała w Salonie Politycznym Trójki obrończyni praw dziecka z SLD. Pani Piekarska się oczywiście myli, skupiając się na wyjątkach zamiast na całości. Rodzice maltretujący dzieci są wyjątkiem, a nie regułą, prawo zaś powinno być tworzone z myślą o wszystkich, bo dotyczy wszystkich. Czy prawo, które przynosi dobre skutki wśród marginesu, ale jest szkodliwe dla całości, można uznać za dobre? Popularny pogląd mówi, że jeżeli pomożemy choćby jednemu dziecku wyłamując przy tym milion drzwi, to warto. To zupełnie tak, jakby uważać, że jeden doskonały obiad dla biednego chłopca w ekskluzywnej restauracji jest wart głodowania całej rodziny przez rok. Wydaje się to prawdą, ale tylko wtedy, kiedy skupimy się tylko na tym jednym dniu i jednym obiedzie, i zignorujemy całą resztę. Polityk powinien widzieć całość.

Najgorszym efektem ustaw stawiających władzę państwa ponad władzą rodzicielską jest ten, że ludzie nie chcą mieć dzieci. Obywatele tak już mają, że zazwyczaj wolą mieć coś własnego, niż coś, co będzie wspólne. Myśl, że moje dziecko będzie tak naprawdę nasze, raczej zniechęca do posiadania potomstwa niż zachęca.

Ten efekt widać najlepiej właśnie w Europie, gdzie władza rodziców nad dziećmi jest od lat sukcesywnie ograniczana na rzecz władzy państwa. Od 2000 roku Europa odnotowuje ujemny przyrost naturalny. Prognozy podają, że w ciągu najbliższych 50 lat ludność Europy zmniejszy się o 70 milionów. Prognozy nie biorą jednak pod uwagę aktywnej działalności ludzi pokroju pani Katarzyny Piekarskiej, którzy wzięli sobie do serca, że "wszystkie dzieci nasze są". Z tym, że przez "nasze" rozumieją "państwowe".

Być może niedługo nikt nie będzie już mógł powiedzieć "to jest moje dziecko". Bo dziecko będzie nasze, społeczne, narodowe. Właściwie to już teraz jest. Jak możesz powiedzieć "moje dziecko", skoro państwo może ci je zabrać, kiedy tylko uzna, że nie jesteś odpowiednim rodzicem? Jeżeli nawet czujesz się dziś wzorem taty lub mamy, to kto wie, jak będzie zmieniać się w czasie definicja "odpowiedniego rodzica"? Jutro mogą ci odebrać dziecko za klapsa, pojutrze za wypicie szklanki piwa.

Przykładowo pani Piekarska uważa, że nie można wyznaczyć granicy między karceniem a znęcaniem się, wobec czego należy zabronić bicia dzieci w ogóle. Święty Mikołaj już nie będzie przynosił rózgi na gwiazdkę - pani Kasia mu ją ustawowo odbierze. Karać dzieci w ogóle nie będzie można, bo w jaki sposób? Dotknąć nie wolno, nakrzyczeć też nie, bo może to zostać uznane za znęcanie się psychiczne. Kto wie, czy w przyszłości jakaś posłanka nie uzna z kolei, że nie da się wyznaczyć granicy między "dobrym" a "złym" dotykiem i zabroni ustawowo przytulać dzieci? Bo czy jesteś w stanie udowodnić, że kiedy ostatnio przytuliłeś córeczkę, to nie był "zły dotyk"? Nie? Hmm. W takim razie sąd poważnie się zastanowi nad tym, czy powinieneś być rodzicem. Sąd działa bowiem w najlepszym interesie dziecka. Pytasz, skąd sąd wie, co jest w najlepszym interesie dziecka? Jak to skąd? Od pani Piekarskiej!

Doceniam dobre chęci byłej posłanki SLD, ale ja bym jednak wolał, żeby moje dziecko było moje, twoje było twoje, dziecko pani Piekarskiej było dzieckiem pani Piekarskiej i kropka. Wolałbym, żebyś przed żadnym kuratorem nie musiał nigdy udowadniać, że się nadajesz na rodzica i żeby żaden sąd nie miał prawa odbierać nikomu jego własnego dziecka. Chciałbym mieć w Polsce prawo strzelać do każdego, kto wyważa moje drzwi i włamuje się do mojego domu, żeby mi zabrać moje dziecko. I żebym, w razie pomyłki, to ja ich przepraszał, a nie oni mnie.

Bo większość ludzi w Polsce to jednak nie są alkoholicy, pedofile, zboczeńcy i sadyści, droga pani Piekarska. Zadbajmy raz dla odmiany o większość, a nie o margines.

Z bloga Marcina Lechowicza